piątek, 26 lutego 2016

17. Potrzebuję Cię, aby móc oddychać

 - Pieprzony Harry pieprzony Styles kurwa!- wołał Louis, płacząc w materiał swojej koszulki, którą uniósł, nie mając nic innego przy sobie, aby móc otrzeć swoje łzy. No cóż, bluzka wydawała się w tym wypadku idealnym wyjściem, zwłaszcza, że wybierał ją wraz z Harrym. Siedział wsparty o drzewo, plecami do zamku, z któremu właśnie wyszedł i kłócił się tam z Harrym. Zaraz na błoniach będą pojawiali się uczniowie, którzy spędzali wolną sobotę po egzaminach na rozmawianie i cieszenie się sobą nawzajem, chociaż niektórzy pewnie będą walczyć, aby popisać się swoimi umiejętnościami lub tylko skrzywdzić drugą osobę. Lou ostatnio słyszał, jak niektórzy umawiają się na pojedynki, tak aby nauczyciele ich nie widzieli, chociaż stwierdził, że ich tak by nic ich nie interesowało, a po cichu każdy z nich kibicowałby swojemu domu. Westchnął głośno, opuszczając swój błękitny T-shirt. Otarł ostatnie łzy wierzchem dłoni, zrywając medalion ze swojej szyi. Łańcuszek puścił od razu, sprawiając trochę bólu Louisowi, jednak teraz chłopak wiedział, że go więcej nie założy, a jedynie zostawi na pamiątkę gdzieś na dnie szafki. Nie chciał, aby medalik przypominał mu Harry'ego, który go zranił, mówiąc, że się zakochał. Patrzył na niego długo, licząc, że może zacznie się świecić. Jednak nic się nie stało, pozostał taki sam cały czas, jakby chciał upewnić Lou, że już nic nie znaczy dla niego. Tak samo jak i on nic nie znaczył dla Harry'ego w tym momencie
 Ślizgon zaczął się nim bawić z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, trochę w ramach zemsty. Skubał go paznokciami, różdżką, uderzał o drzewo, tmając na celu zniszczenie go, aby potem powiedzieć Harry'emu, że to był tylko wypadek. Układał nawet w głowie słowa, które tłumaczyłyby go, gdy pokaże cały obdarty alb połamany medalik, który do tej pory był dla niego tak ważny. W momencie, gdy rzucił nim o ziemie, ten się otworzył. Lou zachłysnął się powietrzem, podnosząc z trawy prezent od Gryfona i delikatnie położył go na swoich dłoniach. Srebro z czarną litera "L" od jego imienia z jednej strony, a w środku niespodzianka. Lou uchylił medalion jeszcze bardziej, a to co tam zobaczył, sprawiło, że miał ochotę znowu się rozpłakać. Nie spodziewał się, że głupia zabawa, mająca na celu zniszczenie prezentu, przyniesie zupełnie odwrotny do tego skutek.
 Wewnątrz medaliku były dwa zdjęcie. Po jednej stronie był on, który zaczynał się szeroko uśmiechać, odgarniając swoją grzywkę. Po drugiej Harry, który przekręcał głowę, aby się na niego spojrzeć, ukazując swoje cudne dołeczki, aż w którymś momencie rzucał się na niego, zmieniając połówki medalika, niczym postacie na portretach w Hogwarcie, wychodzące ze swoich ram, aby spotkać się z innymi. Przytulali się, po czym Harry wracał do siebie, aby znowu patrzeć na uśmiechającego się Louisa i się do niego przytulić. I tak przez cały czas. Ślizgon nie mógł uwierzyć w to, co widział. Patrzył na to cały czas, a na jego twarzy formował się uśmiech, którego brakowało ostatnimi czasy. W końcu spojrzał trochę niżej, gdzie dostrzegł szereg liter. Jego serce zamarło, gdy przeczytał dwa krótkie zdania, napisane charakterem pisma Stylesa.
 "Kocham Cię, Loueh." Głosił napis po stronie, gdzie znajdowała się jego postać. "Twój na zawsze, Harreh" było napisem na miejscu Harry'ego. Lou od razu oprzytomniał. Kiedy dostał ten medalik? W swoje urodziny. Czyli we wrześniu, a to było jakieś dziesięć miesięcu temu, co znaczy, że...
 - Harry mnie kocha od jakiegoś roku i mi o tym jeszcze nie powiedział.- szepnął sam do siebie, zakrywając sobie usta. Ta dzisiejsza rozmowa, którą chciał przeprowadzić Harry i jego wyznanie, dotyczyło własnie Louisa, a ten mu nie pozwolił dokończyć, zmieniając przebieg tej przebieg tej rozmowy oraz jej zakończenie ze szczęśliwej na katastrofalne. Po chwili dotarły do niego wszystkie sygnały, które mu dawał od początku roku, a ten ich nie zauważył przez ten cały czas. To jak ze sobą spali w jego urodziny, to ile razy się całowali, trzymali za ręce, zachowywali w sumie jak para, jak Styles przestał interesować się dziewczynami. Lou spojrzał na zamek, czując szybsze bicie serca.- A jak miłość prezent ofiaruje, od nienawiści wolność otrzymujesz.- przypomniał sobie, po czym zrozumiał list dyrektora. Ścisnął medalion w dłoni. Harry jest w nim zakochany mniej więcej od września, może sierpnia, a to był pierwszy prezent, który dał mu jako miłości swego życia, dlatego medalion za każdym razem świecił, tak jak oczy Darcy, która była prezentem od Lou na piątą rocznicę ich przyjaźni, wypadającą po Mistrzostwach w Quidditchu, na których Tommo zrozumiał, jak wielkie jest jego uczucie do Gryfona. I to dlatego obaj byli wolni od nienawiści. Obaj widzieli ją wśród innych uczniów, a sami byli odporni na jej działanie. Bo mieli prezent, który był symbolem wielkiej miłości, która ratowała ich każdego dnia.
 Louis wstał, przyglądając się swojej szkole. Włożył rękę do kieszeni, szukając małego przedmiotu, którego znaczenie wreszcie odnalazł oraz przypominając sobie, jak często zaświecały się nieśmiertelniki Zayna i Perrie, pióro Liama z kokardą Danielle, bransoletka Taylor z zegarkiem Eda, czy pierścienie Jade i Nialla. Ale była też jedna rzecz, która zaświeciła się w podobnym czasie, co jego medalion... Złoty sygnet z słońcem ich dyrektora. Lou wziął głęboki oddech, wolną dłonią wyciągając drugi, dopasowany sygnet, na którym był księżyc. Wyciągnął przed sobą medalik od Harry'ego i srebrną obrączkę. Ślizgon przygryzł wargę, błądząc wzrokiem między Hogwartem, a Zakazanym Lasem. Miał tylko moment na podjęcie trudnej decyzji, która mogła zmienić jego życie, ale też życie każdego w Hogwarcie. Mógł wrócić do szkoły, powiedzieć chłopakowi o swoich uczuciach i pójść do Moona jutro wraz z przyjaciółmi, tak jak to planowali, albo nie zwlekać z tym i iść teraz, ryzykując wszystko, ale zyskując czas. Przypomniał sobie jak Zayn był w skrzydle szpitalnym, jak prawie rozpoznali ich w Ministerstwie, jak Ashley Mai przyłapała ich w Pokoju Życzeń, jak zaklęcie prawie zabiło Harry'ego. Louis nie chciał, aby cokolwiek spotkało któregoś z jego przyjaciół przez niego. Już koniec z tym. Chłopak zamknął oczy, chowając sygnet z powrotem do kieszeni. Przyłożył medalik do swojego serca, zaciskając wokół niego pięść. To moja walka, to mnie Doof o to prosił, nie będę już nikogo narażał, pomyślał, kierując się do Lasu, zanim ktokolwiek zanim pójdzie. Będąc już na skraju, obejrzał się za siebie, obserwując wieżę Gryffindoru, w której prawdopodobnie był Harry.
 - Przepraszam, Harreh. Wiedz, że też cię kocham. Jak nikogo na świecie.- szepnął, mocniej zaciskając medalik, jakby to była najważniejsza rzecz w jego życiu. Zagłębił się w ciemność lasu, idąc prawdopodobnie ku swojemu końcu, który zbliżał się niemiłosiernie.
 Harry wrócił do swojego pokoju tak wściekły, załamany, smutny na siebie, że brakowało mu już słów, aby opisać, jak się czuł w tamtym momencie. Wygrał chyba koronę największego głupka na całym świecie, ponieważ gdy odważył się powiedzieć Louisowi o swoim uczuciu, zapomniał wspomnieć, że to właśnie jego kocha! Brawo Harry, zbeształ siebie w myślach, jesteś królem idiotów. Styles rzucił się na swoje ogromne łóżko, które w tym momencie mógł by już nie opuszczać do końca życia, budząc przy okazji Jai'a, fukającego na niego wściekle. Chłopak się odwrócił się na drugi bok i poszedł dalej spać. No tak, normalni uczniowie po egzaminach odsypiali, tylko Harry oraz jego przyjaciele budzili się o świcie, żeby ratować szkołę i pilnować, aby reszta się nie pozabijała. Styles zaczął głaskać swoją kotkę, która była w tym momencie jego jedynym pocieszeniem w tej jakże beznadziejnej sprawie, gdy do jego dormitorium przyszli Ed z Niallem. Chłopcy mieli wściekłe miny. Podeszli do niego, zasłonili bordowe kotary, a po chwili się okazało, że Zayn i Liam byli z nimi, wcześniej ukryci pod pelerynami-niewidkami. No tak, teraz mieli dwie, odkąd Charles wysłał Louisowi drugą...
 - Zwykle wchodziliście normalnie.- mruknął Styles, robiąc miejsce swoim najbliższym, choć oni z tego nie skorzystali, by patrzeć na niego z góry. Liam odchrząknął i pokazał swoją poparzoną rękę, a Gryfon zrobił wielkie oczy.
 - Okazało się, że niektórzy jednak nie chcą nas widzieć o tak wczesnej porze, a tym bardziej jeśli nie chcemy z nimi walczyć. Gryfoni chyba lubią pokazywać, jacy to oni są utalentowani oraz jak to oni nie potrafią się pojedynkować.- odpowiedział Payne, dziwiąc jeszcze bardziej Harry'ego, który pilnował swojej szarej kotki.
 - A tak serio, to co ty odwaliłeś na dole?!- warknął Ed, uderzając chłopaka w głowę. Loczek od razu złapał się w miejsce uderzenia, nie patrząc na swoich przyjaciół.- Tak, widzieliśmy wszystko przez powiększacze! Zabrakło ci języka w gębie?! Harry, przecież było tak blisko, no!- jęknął, siadając obok niego. Styles wzruszył ramionami, nie zwracając uwagi na chłopaków, którzy wtrącali się w nie swoje sprawy. Mimo iż mieli rację, nie chciał im tego przyznać. No bo po co? Aby zaspokoić ich ambicje? Czy aby jeszcze bardziej się zbłaźnić przed samym sobą? W końcu jego przyjaciele zmienili temat, a on nie zauważył, kiedy jego kotka zeskoczyła z jego nóg, aby usiąść przy oknie i wyglądać w stronę Zakazanego Lasu, a jej oczy świeciły tak czerwonym blaskiem, jak jeszcze nigdy do tej pory.
Louis po jakimś czasie wędrowania dotarł do tej polany, gdzie znajdowały się jego ukochane testrale. Nadal nie rozumiał swojego zamiłowania do tych zwierząt. Kochał konie, to fakt, ale jednorożce, czy pegazy nie wzbudzały w nim takiego zachwytu, jak te czarne stworzenia, które własnie stały przed jego obliczem, niektóre chowając się pośród drzew. Westchnął jednak, wiedząc, że nie przejdzie dalej sam tej długiej drogi, którą wcześniej pokonali Zayn z Harrym, a to zwierzę może go doprowadzić w odpowiednie miejsce. Czuł się źle z tym, że je wykorzystuje, chociaż one się boją i mają pewnie dość tego lasu, gdy grasuje w nim ten cały Moon. Jednak Lou nie miał innego wyjścia. Podszedł do jednego z nich, który wydawał się najbardziej przyjazny. Wsiadł na jego grzbiet, aby zacząć się przebijać szybciej przez drzewa. Zwierzę jakby od razu zrozumiało polecenie Tomlinsona, bez zastanowienia kierując się w wyznaczoną przez siebie stronę, z każdą chwilą biegnąc coraz szybciej i nie zatrzymując się ani razu, przez tę długą wędrówkę. Serce Ślizgona biło z zawrotną prędkością, gdy parę razy omal nie zsunął się ze zwierzęcia, albo jak nie uderzył głową w gałąź. Testral zaczął w pewnym momencie zwalniać, aż po jakimś czasie się zatrzymał gwałtownie, zrzucając Louisa ze swojego grzbietu. Tommo upadł na plecy, obserwując czarne zwierzę, które zaczęło się wycofywać. Chłopak podniósł się obolały, rozglądając się dookoła. Nie wiedział, gdzie ma dalej iść, więc po prostu przedzierał się między krzakami, trzymając swój medalik w dłoni, bojąc się go puścić. Był pewny, że jak tylko go zgubi -  polegnie. To była jego jedyna ochrona, jaka mu pozostała w tamtym momencie.
 Louis dotarł do sporej polany, która w normalnych okolicznościach nie wyróżniałaby się od innych niczym innym w tym miejscu. W środku Zakazanego Lasu, ciemna, ponura, otoczona wysokimi drzewami. Jednak po środku była uformowana ogromna, czarna kula, w której co chwilę pojawiały się to nowe osoby z ich szkoły, które nienawidziły, sprawiały innym ból oraz cierpienie. Ciarki przeszły Louisa, gdy dostrzegał osoby z jego otoczenia, z którymi miał styczność każdego dnia... Monic Pucket z jego roku, mały James Potter, niektórzy nauczyciele, ciągle to nowe postacie. Chłopak podchodził coraz bliżej tego miejsca, aż w końcu pochylił się nad kulą, próbując jej dotknąć, jednak zamarł słysząc ostry, męski głos:
 - Czekałem na ciebie, Louisie Tomlinsonie.- Ślizgon odwrócił się, pospiesznie szukając swojej różdżki, jednak zanim zdążył ją znaleźć, z różdżki Moona wystrzelił szkarłatny promień, a sam mężczyzna krzyknął zaklęcie:
 - Expelliarmus!
***
a/n.: Oh God, powoli żegnamy się z tym ff moi mili, wiecie? Jeszcze tylko jeden rozdział + epilog. Tak mi smutno, gdy wiem, że to moje trzecie ff, które doprowadziłam do końca :"( Mam nadzieję, że wam się podoba ten rozdział. Nie czas na sentymenty pod 17, prawda? W końcu przed nami jeszcze dwie notki!!!
Wasza Lucy!

niedziela, 21 lutego 2016

16. Twoja obojętność kruszy moje serce

 Louis chodził wzdłuż muru, czekając aż jego przyjaciele przyjdą na wieżę astronomiczną. Obserwował Zakazany Las, przygryzając niepewnie wargę. Rękę zaciskał w pięść, trzymając tam mały przedmiot, który odgrywał tutaj ważną rolę, choć Lou nie był pewny jaką dokładnie. W końcu na wieży pojawił się Liam z Perrie, którzy jako Krukoni mieli tutaj najbliżej. Tommo nie odezwał się ani słowem, tylko oparł się głową o wycięcie, które robiło za okno. Obserwował wschodzące słońce, czekając na pozostałych przyjaciół. Zaraz po nich po nich pojawił się Zayn, który od razu przytulił się do swojej dziewczyny oraz Jade. Lou nie musiał długo czekać na Harry'ego, Nialla i Eda. Na sam koniec przyszły Taylor i Danielle. W końcu Tomlinson się odwrócił i usiadł po turecku przed nimi z pokerową twarzą. Wszyscy przyglądali się mu uważnie, czekając na swoją kolej.
 - Jade i Danielle, mówcie pierwsze.- zarządził. W jego głowie już układał się plan, lecz potrzebował jak największej ilości szczegółów. Każda najdrobniejsza rzecz się liczyła. Spojrzał się na swoją "bliźniaczkę", a potem na Dani. Dziewczyny wymieniły spojrzenia, a głos zabrała Ślizgonka:
 - W wiosce mówią, że Doof'a już wyrzucili. Przynajmniej to jest pierwsza wersja od tych plotkarek, typu kelnerka z pubu "pod Trzema Miotłami". Ale rozmawialiśmy też w gospodzie "pod Świńskim Łbem" z pewnym czarodziejem, który stwierdził, że Doof kogoś szuka.- powiedziała, a Lou kiwnął głową.
 - Ed, Niall, a co wy odnaleźliście?- zapytał, patrząc na dwóch rozrabiaków. Gryfoni wzruszyli ramionami, starając sobie przypomnieć jak najwięcej szczegółów. To było prawie trzy tygodnie wcześniej, a przez egzaminy wiele im umknęło.
 - Ta sama sytuacja, co wtedy, gdy cię ktoś zaatakował.- powiedział Irlandczyk.- Ślady na błoniach, ale obok nie było żadnego nazwiska. Od razu tam pobiegliśmy, jednak nikogo tam nie znaleźliśmy. Potem ta osoba udała się do Hogsmeade. Wróciła koło trzeciej po południu, lecz nikogo nie widzieliśmy. Jedyne co zaobserwowaliśmy, że gdy ta osoba, jakby przeszła między uczniami, to ci zaczęli się kłócić.
 - Z chęcią chcieliśmy ich rozdzielić, ale mieliśmy się nie wtrącać.- dodał Ed. Lou uśmiechnął się do nich blado, oblizując usta. Serce biło mu coraz szybciej. Wiedział coraz więcej. Już podjął decyzję. Musiał tylko wysłuchać ich do końca.
 - Lou, wiem, że nie powinnam się wtrącać, bo niby miałam tylko patrolować teren w razie pomocy Zaynowi i Harry'emu, ale zauważyłam coś dziwnego.- powiedziała Perrie. Wszyscy się na nią spojrzeli.- Na ogół tego nie widać, ale w pewnym momencie, jakby się uaktywniła taka czarna poświata... taka mgła i ukazała się też czarna czaszka z dymu, która zaraz zniknęła. W tym samym momencie, jakby zaczął palić mnie też nieśmiertelnik, który dostałam od Zayna.
 - Tak, masz rację. Też to zauważyłam.- powiedziała Tay.- Moja bransoletka zaczęła świecić i poczułam się bezpieczniej. Tak, jakby w tamtym momencie ktoś rzucał urok.- dodała, a Lou otworzył szerzej oczy. Był daleko od szkoły, ale nawet pod postacią Steve'a czuł, jak medalik ociepla jego skórę. Ostatnio zdarzało się to często, podczas gdy na początku roku było to rzadkie zdarzenie. Ukradkiem spojrzał na Harry'ego, który obserwował swoje dłonie. Cholera, zaklął Lou w myślach. Metal w jego zaciśniętej dłoni stawał się coraz ważniejszy, a on nie wiedział, co z nim zrobić.
 - Zayn? Harry?- Louis spojrzał błagalnym wzrokiem na chłopaków, zanim chciał przekazać to, co odkrył w biurze pani minister, a później w gabinecie Steve'a Pucketa. Malik odchrząknął nieznacznie, chcąc opowiedzieć o tym, co działo się w lecie.
 - Oprócz tego, że dziwnie się czułem, nie mogąc porozmawiać z nikim, oprócz z wężami, to widzieliśmy dużo martwych zwierząt. Bardzo dużo. Głównie jednorożce, testrale, nawet spotkaliśmy martwego centaura...- Harry wzdrygnął się na to wspomnienie.- Szliśmy bardzo długo, zagłębiliśmy się dość daleko, aż w pewnym momencie, dowiedziałem się, że ten czarodziej tam jest i chce zabić wszystkie zwierzęta, które chcą go wydać oraz chce przejąć szkołę.- powiedział Zayn, a oczy Lou się rozszerzyły. Miał potwierdzenie.- Potem jakby się rozdzieliliśmy... I nie wiem, co znalazł Harry, ale musieliśmy uciekać, a on miał rozciętą wargę.- dodał. Tommo spojrzał przerażony na chłopaka, który wreszcie uniósł wzrok. Patrzyli sobie prosto w oczy, zanim się odezwał:
 - Wiem dokładnie, gdzie on jest.- mruknął, a wszyscy zaniemówili. Serce Louisa na chwilę się zatrzymało, zanim zaczęło pracować trzykrotnie szybciej.- Nie wiedział, że jestem animagiem. Myślał, że jestem wilkiem i próbował mnie zabić, ale zaklęcie świsnęło obok mnie i trafiło tylko kawałek pyska.- Gryfon dotknął swojej wargi.- Obok niego jest jakby wielka, czarna kula, która zawisła w powietrzu. Nie zdążyłem się jej przyjrzeć dokładnie, ale dostrzegłem, że jakby tam były zdjęcia uczniów z naszej szkoły... Tak jakby się żywiła tą nienawiścią.
 - Na brodę Merlina, Harry! Mogłeś umrzeć!- powiedział przejęty Louis, powstrzymując łzy. Dopiero teraz dotarło do niego, jak naraził swoich przyjaciół. Harry wzruszył ramionami, odwracając wzrok.
 - Jak każdy z nas. Wszyscy w szkole mogą. Jeśli będzie chciał, to zabije każdego, kto wejdzie mu w drogę.- powiedział, a Lou przyznał mu rację. To czy ktoś umrze w Lesie, czy w szkole nie miało znaczenia. Ten czarodziej mógł zabić każdego, jeśli tylko tego pragnął. Tommo westchnął, patrząc na Liama. Chciał, aby ten powiedział o tym, co znaleźli w biurze Ashley Mai.
 - Od września chcą zastąpić Doof'a. I podejrzewamy, że chcą go zastąpić Cameronem Moonem.- powiedział Payne, a wśród ich przyjaciół rozniosły się szepty "C.M". Krukon odchrząknął, a wszyscy zamilkli, słuchając go dalej.- Jest bardzo utalentowanym czarodziejem, skończył wiele uczelni, między innymi doszkalał się w dziedzinie Czarnej Magii. Jest z rocznika naszego dyrektora, był Gryfonem. Są nawet zapiski, że to on stworzył zaklęcie odiumexponentia.- skończył mówić Li, a wszyscy byli bladzi, niczym duchy. Lou przymknął oczy, rzucając srebrny pierścień z księżycem między nich.
 - Będąc u siebie na piętrze, w sensie jako mężczyzna, za którego się podawałem, rozmawiałem z starszą kobietą, która chodziła na jeden rok z naszym dyrektorem.- zaczął mówić Lou.- Przyjaźniła się z nim, bo też była Puchonką. Dużo osób widziało, jak on często chodzi gdzieś z Cameronem, tylko w tamtych czasach homoseksualiści nie byli tak tolerowani jak teraz, więc możliwe, że się ukrywali. Dużo osób podejrzewało, że oni są razem. Bardzo dużo, jednak oni się nie przyznawali do tego. Mówili, że tylko się przyjaźnią. Zanim jednak to zdążyło się rozwinąć, Brian wyjechał po skończeniu szkoły do Brazylii. Potem tak kobieta powiedziała, że wie, że nie jestem Steve'm, ale nic nikomu nie powie, jeśli to uratuje Hogwart.- dodał, a każdy zamarł.- Więc nasze domysły, że Cameron się mści, są słuszne.
 Wszyscy milczeli, nie wiedząc, jak zareagować. Louis wstał, znowu podchodząc do muru, aby spojrzeć na błonia. On tam gdzieś był, a oni musieli go pokonać. Grupka nastolatków, która ledwo co zdała egzaminy przeciwko czarodziejowi, który posiadał wielką moc. To wydawało się tak absurdalne i niedorzeczne.
 - Co teraz mamy zrobić?- Louis usłyszał zlękniony głos Jade i się odwrócił. Na jego twarzy gościł sarkastyczny uśmiech. Nie odezwał się ani słowem.- Lou? Słyszysz mnie? Co teraz?- Chłopak podszedł do nich i wziął pierścień, chowając go do kieszeni. Spojrzał na Jade, potem na Taylor, Danielle i Perrie. Już dawno wiedział, że musi im to powiedzieć, a teraz była idealna okazja.
 - Dziewczyny, wasza rola w tym się skończyła. Pomogłyście bardzo dużo, jestem wam wdzięczny, ale teraz muszę załatwić to z chłopakami.- wytłumaczył im, a wszystkie cztery się podniosły, mierząc go wzrokiem i nie dowierzając w jego słowa.
 - Nie możesz!- krzyknęła Edwards.- Nie po tym wszystkim! Pomożemy! Musimy, rozumiesz?! Na pewno się do czegoś przydamy, znajdź nam zadanie!
 - Kurwa Pezz, nie i koniec. Daj sobie spokój. Jedyne, co możesz zrobić to siedzenie w swoim dormitorium. Teraz za dużo ryzykujemy, a wy nie możecie się tak narażać. Zostaniecie w szkole. Nie mam racji, Zayn?- chłopak spojrzał na Malika, który głęboko się zastanawiał nas tym, co powiedział jego przyjaciel. W końcu westchnął i pokiwał głową.
 - Louis ma rację. Idziemy sami.- powiedział, a Pezz fuknęła i ruszyła w stronę schodów. Za nią ruszyła Taylor, która nawoływała jej imię, próbując ją dogonić. Jade spojrzała na swojego chłopaka, łapiąc Danielle za rękę i poszły na dół. Tommo usiadł z powrotem między swoimi przyjaciółmi.
 - Jutro pójdziemy do lasu, idziemy parami. Ed i Niall, wy umiecie stworzyć po trzy patronusy, prawda?- obaj pokiwali głowami.- Świetnie. Więc po dwa na każda parę. Ja idę z Harrym, który zaprowadzi mnie do tego miejsca. Potem za mną idzie Liam i Zayn, którzy będą mieli miotły i w razie, gdyby patronusy zniknęły lecą nam na ratunek, a Ed i Niall będą na czatach i nie zdradzają się, gdyby nam nie wyszło. Różdżki w pogotowiu. Zrozumiano?- powiedział, a wszyscy pokiwali głowami. Louis podniósł się i włożył ręce do kieszeni.- To do jutra. Bądźcie gotowi, rano wam wyślę mojego wilka, który was obudzi.- dodał ruszając z wieży.
 Chłopcy zaczęli ze sobą rozmawiać, kiedy Louis szedł w nieznanym nawet dla siebie kierunku. Po prostu kierował się tam, gdzie nogi go poniosą. Harry milczał, nie wsłuchując się nawet w to, co mieli do powiedzenia jego przyjaciele, aż w końcu oberwał od Nialla w głowę. Spojrzał się na niego i otworzył szerzej oczy, widząc jego szeroki uśmiech.
 - Czego ode mnie chcesz, Horan?- stwierdził, dojąc mu kuksańca w bok. Zayn odchrząknął głośno, aby zyskać uwagę wszystkich obecnych. Harry westchnął, myśląc o jutrzejszym dniu i o władczych zdolnościach Louisa...
 - Czemu nie pobiegłeś za swoim ukochanym?- zapytał Malik, a Gryfon zrobił się cały czerwony. Grupka chłopaków wybuchła śmiechem, a on tylko jęknął z bezsilności.- Chciałbym ci powiedzieć, że jutro oboje narazicie swoje życia, nie wiadomo czy wyjdziecie z tego cało i żaden z was nie wyznał drugiemu miłości. Chciałbyś opuścić ten świat, wiedząc, że nie znalazłeś osoby, której kochałeś?- dodał, a Harry zamarł przez chwilę. To była idealna okazja. Zerwał się natychmiast, biegnąc po schodach, a jedyne co słyszał to śmiech swoich przyjaciół.
 - Wreszcie będą razem.- powiedział Niall, podnosząc się i podchodząc do okna. Miał nadzieję, że zobaczą całą akcję z góry.- Eddie, masz może nasze powiększacze?- zapytał, a rudzielec wyciągnął z torby cztery pary ogromnych okularów. Z boku miały małe, gumowe uszy.- Nasz nowy wynalazek. Dzięki nim zobaczymy wszystko, jakbyśmy stali obok i usłyszymy każde ich słowo.
 Ed rzucił okulary każdemu z chłopaków, a ci podeszli do muru, aby wyglądać na dziedziniec i obserwować rozwój sytuacji między dwójką przyjaciół. W końcu dostrzegli Louisa, idącego na wybrukowanym dziedzińcu. Szedł chyba w stronę jeziora, jednak gdy zbliżył się do bramy, zatrzymał się i odwrócił. Chwilę później podbiegł do niego Harry, cały zdyszany, jakby przebiegł właśnie największy dystans w swoim życiu.
 - No to się zaczyna!- powiedział Ed z uśmiechem na ustach.- Czekałem na ten dzień pieprzone osiem lat. Mam nadzieję, że kolejnych osiem nie będą zwlekali z zamieszkaniem razem,

 Harry biegł tak szybko, ile miał sił w nogach. W końcu dostrzegł Tomlinsona na dziedzińcu, gdy ten stał przy bramie. Od razu uśmiechnął się do siebie, zanim zaczął go wołać:
 - Louis! LOUEH!- Ślizgon odwrócił się. Czekał spokojnie, aż Gryfon do niego przyjdzie. Harry wskazał mu ławkę, przy której inni uczniowie zwykle grali w szachy czarodziejów. Większość osób korzystała z pogody i siedziała na błoniach, albo jeszcze spała. W końcu była sobota po egzaminach, a oni chcieli odpocząć.
 - Co się stało?- zapytał chłopak smutnym głosem. Harry przygryzł wargę, czując jak serce waliło mu jak oszalałe. Uśmiechał się szeroko, będąc pewnym tego, że teraz jego życie się zmieni.
 - Musiałem z tobą porozmawiać, Loueh.
 - Więc mów, Harreh.
 Gryfon wziął głęboki oddech, spoglądając na swojego najlepszego przyjaciela. Patrzył mu prosto w oczy, które wydawały się być takie smutne. Miał nadzieję, że jak wyzna mu uczucia to się ucieszy lub go pocałuje... cokolwiek.
 - Zakochałem się...- powiedział, a Lou uśmiechnął się sarkastycznie, odwracając wzrok. Chłopak podniósł się, patrząc na niego z góry. W tobie, dodał w głowie, jakby zapominając języka w gębie. Coś jakby go zablokowało.
 - To świetnie. Wiemy przynajmniej, kto cię ratuje każdego dnia. Tylko po co mnie całowałeś? Po co się zachowywałeś w taki sposób? Po co było to wszystko?- powiedział Louis, a Harry zauważył łzy w jego oczach.- Skoro od początku byłem jak jedna z tych dziewczyn, to mogłeś mi powiedzieć. A jeśli chcesz wiedzieć, to też się zakochałem.- dodał, a serce Gryfona nagle pękło. Louis zaczął iść nagle w stronę bramy. Harry podniósł się, a łzy spłynęły po jego policzkach. To nie tak miało się potoczyć...
 - Louis!- krzyknął łamiącym się głosem. Chłopak się odwrócił, zatrzymując się tylko na moment. Harry'emu znowu zabrakło słów. Nie wiedział, co ma mu teraz tłumaczyć.
 - Zostaw mnie w spokoju, Harry.- krzyknął Lou i ruszył na błonia, zostawiając Gryfona samego. Gdy tylko Louis usiadł obok jednego z drzew, zaczął płakać. Sam nie rozumiejąc powodu oraz sytuacji, która miała przed chwilą miejsce.
***
a/n.: Rozdział wcześniej w ramach rekompensaty za to, że 15 była nudna oraz długo nie dodawałam rozdziału. Kocham was bardzo ♥
Wasza Lucy

sobota, 20 lutego 2016

15. Nauka to potęgi klucz

 Louis z Liamem wrócili kolejnego dnia już do szkoły, transportując się świstoklikiem do Hogsmeade. Pożegnali się z Joanne i Charlesem, a Lou nie szczędził sobie przytulania z małym Ernestem, który już tęsknił za swoim kochanym ojcem chrzestnym.
 W Hogwarcie nie mieli też za dużo czasu, aby porozmawiać o tym, czego każdy z nich odkrył, więc tylko przywitali się ze swoimi przyjaciółmi, zanim ruszyli na śniadanie. Danielle oczywiście rzuciła się na Liama, a Harry na Louisa, oboje przejęci, że może się im coś stać, chociaż dzień wcześniej dostali list, przyniesiony przez Ollie'go, w którym było napisane, że noc mają spędzić w domu brata Lou. Wszyscy ruszyli razem na pierwszy posiłek, jakby dzień wcześniej nic się nie stało, a że był wtorek, usiedli przy stole Puchonów. Louis oczywiście siedział blisko Harry'ego, cały czas łapiąc go za rękę, albo starając się do ukradkiem dotykać swoją nogą, pamiętając w głowie rozmowy z Liamem, a potem ze swoją bratową. Po tym jak ta cała sprawa się wyjaśni, chciał z nim porozmawiać o swoich uczuciach. Wręcz musiał o tym porozmawiać, bo to wszystko go przytłaczało.
 Przyjaciele ledwo co zaczęli jeść spokojnie śniadania, kiedy opiekunowie domów ruszyli między stołami, podchodząc do poszczególnych uczniów. Louis obejrzał się wraz z Zaynem, gdy profesor Lucille spojrzała na nich, podając im kartki, a zaraz potem odeszła do stołu Ślizgonów. Chłopcy unieśli brwi.
 - Rozkład OWUTEMÓW.- powiedział Tommo równo ze Stylesem, który nie dostał jeszcze swojej kartki, ale profesor Logan już szedł w stronę Harry'ego, Nialla i Eda.- Pierwsze mamy Zaklęcia... Wszyscy zdajemy?- zapytał Lou, a każdy z jego przyjaciół pokiwał głową. Zapomniał o tym, że za pięć dni czekały go już egzaminy. Myślał, że to jednak trochę dłużej, a tu niespodzianka...
 - Na praktykę wchodzimy alfabetycznie, a na teorii jesteśmy usadzeni numerami i siedzimy w Wielkiej Sali, tak jak było na SUM-ach.- powiedział Liam, patrząc na swoją kartkę.- Ja mam czwórkę.- westchnął ociężale, podczas gdy Zayn wpatrywał się w swoją, robiąc się coraz bardziej czerwony.
 - Siedzę w pierwszej ławce.- jęknął, uderzając głową o blat, a wszyscy jego przyjaciele wybuchli śmiechem, nawet Perrie, która starała się wspierać swojego chłopaka.- Czym mnie los pokarał, że będę patrzył prosto w oczy babki z komisji? Przecież ona ciągle je czosnek i jej śmierdzi z ust!- mówił, a wszyscy dookoła nie mogli się już powstrzymać, śmiejąc się z Malika, którzy przeżywał to, że prędzej się udusi, niż napisze któryś z egzaminów do końca.
 - Siedzisz przede mną, Harreh.- powiedział Tommo, zwracając się do Gryfona, który na swojej kartce z rozkładem OWUTEMÓW miał liczbę siedemnaście.- Będę się kopał pod stołem, żebyś nie zdał.- zachichotał Lou, za co oberwał od swojego przyjaciela w żebra. Zostały im ostatnie tygodnie normalności, kiedy mogli pomartwić się egzaminami, zamiast problemami, które odkryli w Ministerstwie, czy Zakazanym Lesie.
 Tych kilka dni minęło nadzwyczajnie szybko i nim się obejrzeli, nadszedł czas SUM-ów i OWUTEMÓW. Louis właśnie poprawiał swój krawat, a Zayn pakował do torby kolejną butelkę atramentu, tak jak dzień wcześniej poradził im Liam, po czym obaj zeszli na śniadanie wraz ze wszystkimi klasami. Lou zauważył, że tego dnia był o dziwo spokojny, ale to ze względu na stres. Jako iż był poniedziałek, Tommo zauważył swoich przyjaciół czekających przy stole Slytherinu. Tym razem obyło się bez złośliwych komentarzy, bo wszyscy uczniowie z piątej i siódmej klasy powtarzali materiał, który mógł być na egzaminie. Tommo wcisnął się między Harry'ego, a Jade, sięgając po owsiankę dyniową. Zestresowany Hazz przytulił się do niego, bojąc się, że zawali wszystko i nie zostanie Uzdrowicielem, albo będzie musiał powtarzać rok nauki. Louis jako dobry przyjaciel, objął go i zaczął pocieszać, choć wewnątrz sam się stresował.
 Godzinę później uczniowie z piątego roku wrócili do pokoi wspólnych lub poszli do biblioteki, aby powtarzać materiał, bo ich egzamin praktyczny miał się odbyć w południe, a pozostałe klasy miały czas wolny, który mogli spędzić jak tylko chcieli. Starsi uczniowie głównie wymykali się do Hogsmeade, a ci młodsi korzystali z pogody siedząc na błoniach lub przy jeziorze.
 Siódma klasa zajęła swoje miejsca punkt wpół do dziewiątej, aby napisać pierwszy egzamin teoretyczny z zaklęć. Louis odnalazł wzrokiem Zayna, który odwracał głowę od pani egzaminator, która pisała też z nimi SUMY dwa lata temu. Wtedy też Malik miał miejsce w pierwszej ławce, a kobieta jadła ciągle czosnek. Po chwili egzaminatorka podniosła się, powiedziała wszystkie obowiązujące zasady, a na koniec życzyła wszystkim "powodzenia", po Wielkiej Sali rozniosły się pergaminy z pytaniami. Louis otworzył swój pergamin, zamoczył swoje pióro w atramencie i naskrobał na samej górze swoje imię i nazwisko, po czym zabrał się za czytanie pytań.
 O dziesiątej wszyscy szli na błonia, aby porozmawiać o egzaminie. Oczywiście wypytywali się Liama oraz Perrie o to, czego nie wiedzieli. I tak dzięki wszystkiemu, co przeszli, większość była dla nich łatwa. Louis rozpisał się bardzo szczegółowo o zaklęciach niewybaczalnych, czy zaklęciu "Oblivate", nie był pewny Zaklęcia Fideliusa, ale jak Payne, powiedział mu, że chodzi tutaj o bycie Strażnikiem Tajemnicy, to wiedział, że napisał to dobrze. Z Zaklęciem Kameleona pomyliło mu się działanie Eliksiru Wielosokowego, ale potem wszystko skreślił i napisał od nowa prawidłową wersję. 
 - Pezz, a co to jest Priori Incantatem?- zapytał w końcu Malik. Lou spojrzał się na dziewczynę, bo to było chyba jedyne pytanie, na które odpowiedzi nie znał, ale jednak coś tam naskrobał, zgadując. Dziewczyna zamyśliła się, ale zaraz potem zaczęła tłumaczyć:
 - To jest zjawisko, kiedy dwie bliźniacze różdżki, czy te które mają rdzeń od tego samego zwierzęcia. Na przykład włos od tego samego jednorożca, czy pióro tego samego feniksa, próbują siebie zabić nawzajem, ale odmawiają posłuszeństwa. Jeśli czarodzieje pojedynkujący się mają bliźniacze różdżki, to dwa czary połączą się ze sobą, tworząc strumień światła.
 - MAM DOBRZE!- krzyknął Harry, równocześnie z Louisem. Chłopcy przybili sobie piątki, bo Lou nie chciało się podnosić. Leżał na trawie, opierając głowę na udach Harry'ego, który siedział wsparty o drzewo.
 - A niby skąd to wiedzieliście?- zapytał rozeźlony Ed, który zapewne miał błąd w tym pytaniu, albo wcale na nie odpowiedział. Jednak jemu nie zależało tak bardzo na samych "Wybitnych" tak jak Harry'emu i Louisowi, którzy starali się o wysokie stanowiska po ukończeniu szkoły.
 - Kiedyś jak byliśmy w czwartej klasie, to zaczęliśmy rzucać do siebie czary i pewnym momencie nasze różdżki właśnie tak się połączyły. Tylko wtedy nie wiedziałem, co to jest, ale myślałem, że o to chodzi, jak zapytali nas o to na teście.- odpowiedział Lou, a Harry pokiwał głową, dając do zrozumienia, że miał tak samo.
 O godzinie czternastej był obiad, a o szesnastej wszyscy ustawili się przed Wielką Salą, czekając aż ktoś ich wywoła i zaprosi do środka, aby mogli zaliczyć zaklęcia w praktyce. Było piętnaście grup trzyosobowych i jedna czteroosobowa, w której akurat był Louis. Tommo musiał czekać do samego końca, aż wszyscy wejdą do środka i zaliczą egzamin, zanim on będzie mógł to zrobić. Całe szczęście Taylor i Jade były w piętnastej grupie, Harry w czternastej, a Ed w trzynastej, więc nie będzie się nudził, czekając na swoją kolej. Perrie była w czwartej, więc jako pierwsza ze swojej grupy weszła do środka, a potem musiała wyjść inną stroną, aby nie móc powiedzieć pozostałym uczniom, co będzie na zaliczeniu. Zaklęcia to był jedyny przedmiot, który zdawali wszyscy uczniowie na OWUTEMACH, więc profesor Johny Diamond był bardzo szczęśliwy z tego powodu.
 Kiedy Louis został na korytarzu tylko z Cat, Michaelem i Blair, którzy byli w jego grupie, zaczął się stresować. Jego wszyscy przyjaciele już siedzieli pewnie na błoniach, w środku była Jade i Tay, które pewnie świetnie sobie radziły, a on siedział tutaj sam.
 - Louis Tomlinson. Cat Valentine. Michael Violi. Blair Wegeman.- usłyszał kobiecy głos, po czym podniósł się z podłogi. Wszedł do środka i podszedł najpierw do kobiety, która pilnowała ich na teście praktycznym, aby podać swoje nazwisko, a zaraz potem skierował się w stronę mężczyzny, który wyglądał najbardziej przyjaźnie z nich wszystkich.
 - Dzień dobry.- przywitał się Lou, a mężczyzna kiwnął tylko głową, uśmiechając się szeroko. Ślizgon wyciągnął swoją różdżkę, będąc przygotowanym na wszystko. Mężczyzna wskazał coś za sobą, a Lou zamarł. Zobaczył bezwładne ciało Harry'ego, które wyglądało jakby nie żył.
 - Jest nieprzytomny. Wiesz co zrobić.- powiedział, nadal się uśmiechając, a Louis nie spodziewał się czegoś takiego. Obejrzał się i zobaczył, że inni odczarowywali Jade, Taylor oraz Samanthę, która była z nimi w grupie. Przecież Harry był wcześniej... No tak, ale was jest czwórka, a w innych grupach jest po troje. Na kogoś musiało paść, skarcił sam siebie Louis w myślach, po czym skierował różdżkę w swojego przyjaciela.
 - Enervate.- wypowiedział, a chwilę później zauważył, że Harry unosi powieki. Odetchnął z ulgą, ale zaraz potem pojawiły się skrzaty domowe, które go zabrały. Do końca egzaminu było już spokojnie. Lou musiał wyczarować widma stada ptaków i je kontrolować, używając Avis, skrępować ożywionego manekina zaklęciem Incarcerous, a potem uleczyć złamany nos, korzystając z Episkey. Po jakimś czasie wrócił do przyjaciół, rzucając się na Harry'ego i pytając, czy nic mu nie jest, na co ten zaczął się śmiać i powiedział, że wyraził na to zgodę.
 - Wiesz jak się zdziwiłem, gdy musiałem ratować Eda?- powiedział, patrząc na rudzielca, który przytulał swoją dziewczynę. Tego dnia już tylko odpoczywali, a nawet położyli się dość wcześnie, aby być wypoczętym na kolejny egzamin.
 Drugiego dnia już nie wszyscy zaliczali OWUTEMY. Z grupy przyjaciół transmutację zaliczali tylko Louis, Niall, Liam, Ed i Perrie. Harry, który w ostatniej chwili się wycofał, był trochę zły na siebie, jednak do bycia Uzdrowicielem nie było mu to potrzebne. Ten dzień wyglądał tak samo jak poprzedni, jeśli chodzi o rozkład z godzinami. Wchodząc do Wielkiej Sali, prawie połowa ławek była pusta, jednak nikt nie mógł zmienić swojego miejsca. Na teście teoretycznym były Prawa Gampa, Komplikacje przy przemianie w iguanę oraz kilka pytań o animagów. Lou uśmiechnął się sam do siebie, widząc na samym dole upomnienie, że jeśli ktoś wie coś o jakimś niezarejestrowanym animagu to ma natychmiast to zgłosić do Ministerstwa Magii. Na obiedzie opowiedział o tym Harry'emu, który wybuchł tylko głośnym śmiechem.
 - Zarejestruje się, jak będę miał osiemdziesiąt lat.- skomentował to, po czym zabrał się za swoją potrawkę z kurczaka. Dzisiaj nie martwił się o strój szkolny, bo nie pisał egzaminu, więc na jego białej koszulce zaraz wylądowały kolorowe plamy po sosie. Lou tylko pował głową, i pocałował go w czoło, idąc z resztą przyjaciół na sprawdzian praktyczny. Tym razem czekał o wiele krócej, gdyż z czterdziestu dziewięciu osób zrobiło się trzydzieści jeden. Jego pierwszym zadaniem była zamiana kielicha w ptaka, a potem torebki w tchórzofretkę. Następnie postawiono przed nim ślimaka, mysz i kota i za pomocą zaklęcia Evanesco miał je zniknąć. Wszystko wyszło mu prawidłowo i z uśmiechem spotkał się z przyjaciółmi na kolacji. Od razu zauważył, że Niall siedzi naburmuszony, a Jade go głaszcze po policzku.
  - Co się stało?- zapytał Lou, siadając obok przyjaciela. Ten tylko prychnął, grzebiąc w swoim talerzu z kremem buraczkowym. Jade powstrzymywała śmiech, ale spojrzała na Lou i zaczęła mu wszystko tłumaczyć:
 - Przy znikaniu kota, Niallowi został puch z ogona i pewnie będzie miał za to obniżony stopień.- powiedziała, a Niall uderzył łyżką o blat stołu, a wszyscy Puchoni się na nich spojrzeli.
 - Bo dali mi wielkiego, kudłatego, puszystego kota! Inni mieli normalne koty, a ja jakiegoś sierściucha!- oburzył się chłopak. Lou poklepał go po ramieniu, mówiąc, żeby się nie przejmował, bo jego ptak miał klejnoty na dziobie, co było nieprawdą, ale poprawiło humor Irlandczykowi.
 Trzeciego dnia zaliczeń mieli Opiekę nad magicznymi stworzeniami, na którą szli tylko Harry z Niallem. Reszta leniuchowała cały dzień i powtarzała materiały przed obroną przed czarną magią, która miała być kolejnego dnia. Po teście teoretycznym Harry przybiegł do pokoju ślizgonów, rzucając się na łóżko Lou i zaczął mu mówić o pytaniach.
 - Mieliśmy testrale. Kto może je widzieć, czym się żywią, oraz jak wyglądają ich skrzydła. Potem były hipogryfy. O rozpiętość skrzydeł, o odcienie piór oraz honor hipogryfa. Musieliśmy opisać proces, jak trzeba do niego podejść. Pamiętasz jak podchodziliśmy w trzeciej klasie do takiego jednego, którego trzymał Hagrid, a potem na nim lataliśmy? To było świetne! A potem jakieś banalne pytania o gumochłony, typu do czego można używać ich śluz, oraz klasyfikację ministerstwa.- opowiadał Styles, a Lou bawił się jego włosami, słuchając uważnie jego słów. Po jakimś czasie Hazz poszedł na praktykę, a Tommo nadal pozostawał w swoim łóżku, czytając różne informację z podręcznika do OPCM'u, ponieważ egzaminem z tego przedmiotu się najbardziej stresował. W końcu, gdy chciał iść na spóźnioną kolację, do jego pokoju znowu zawitał Harry, trzymając w ręce talerz, na którym była sterta grzanek z miodem.
 - Mieliśmy niuchacze!- powiedział chłopak entuzjastycznie, a Lou zaczął się śmiać, zajadając chleb.- Musieliśmy wziąć po jednym stworzonku i szukać złotych monet, a potem je nakarmić. I potem też każdy z nas musiał znaleźć dziesięć nieśmiałków i dać im jajeczka elfów.-opowiadał przejęty chłopak, który do późnego wieczora siedział o Louisa, aż w końcu wrócił do siebie, aby przygotować się na ostatni egzamin w tym tygodniu. W piątek miały być runy, które zdawała tylko Taylor z ich grupy.
 W czwartek wszyscy szli jak na ścięcie. A dokładniej Louis, Harry, Zayn, Jade, Danielle, Perrie i Taylor. Reszta tego dnia odpoczywała, bo nie zdawali egzaminu z tego przedmiotu. Liczyli na coś prostego, albo na coś co mieli wyćwiczone do perfekcji. Po śniadaniu wszyscy wyszli z Wielkiej Sali, a pani z komisji zamieniła cztery podłużne stoły na pojedyncze ławki, w których siedzieli. Louis przy numerze osiemnaście, Harry przy siedemnastce. Zayn oczywiście w pierwszej, tuż przy pani śmierdzącej czosnkiem. Dani siedziała pod koniec, przy czterdzieści pięć, Jade przy trzydzieści jeden, a Taylor miała numer dwadzieścia sześć. Lou obejrzał się na ławki swoich przyjaciół, którzy nie pisali obrony przed czarną magią. Czwórka Liama, trzydzieści dziewięć Nialla oraz dziewiątka Eda. W końcu po kolejnym powtórzeniu zasad dostali pergaminy. Lou rozwinął swój arkusz i wczytał się w pytania.
 Odpowiedział na wszystkie i był z siebie bardzo dumny. Mieli kilka pytań o wilkołaki, wampiry, wodniki kappa, jedno o szyszymorę, potem o sposoby poskromienia dementorów oraz jak uodpornić się na zaklęcie Imperius. Z uśmiechem na twarzy wyszedł z sali u boku Harry'ego, który był równie zadowolony z siebie. Jade marudziła pod nosem, że pomyliła szyszymorę z wilą i nie wie jak to zrobiła, skoro to są dwa zupełnie różne gatunki widm.
 Na praktykę szli rozluźnieni, chociaż ten egzamin dla Lou znowu oznaczał czekanie. Z czterdziestu dziewięciu osób, tylko jedenaście nie zdawało OPCM, ale dzięki temu był w grupie z Taylor, Harrym i Jade. Były dwie grupy czteroosobowe i dziesięć trzyosobowych.
 - James Diamond. Perrie Edwards. Ashley Hale.- czwarta grupa, w której była Perrie. Zayn uśmiechnął się do dziewczyny, gdy ta ruszyła do Wielkiej Sali pewnym krokiem. Kilkanaście minut później wywołano Zayna wraz z Danielem Lovely oraz Laną Melody. W kolejnej grupie była Danielle z Cliffem Night'em i Janessą Mirage. Ten czas dłużył się niemiłosiernie, a ludzi ciągle ubywało.
 - Harry Styles. Taylor Swift. Jade Thirwal. Louis Tomlinson.- usłyszeli po dwóch godzinach czekania. Weszli do prawie pustej sali egzaminacyjnej, podchodząc alfabetycznie do pani z komisji, a potem do odpowiedniego egzaminatora. Lou trafił na kobietę w wieku swojego najstarszego brata, którą skądś kojarzył. Po chwili zorientował się skąd.
 - Pani Amanda?- zapytał, a kobieta zrobiła zszokowaną minę, prawie puszczając swoją różdżkę na podłogę. Przybliżyła się do Louisa.
 - Skąd wiesz, jak się nazywam? Używasz legimencji? Poczułabym.- szepnęła, trochę przerażona. Jednak Lou tylko się uśmiechnął, kłaniając się lekko. To była kobieta, która podobała się Steve'owi Pucketowi, w którego był zmieniony w Ministerstwie.
 - Pracuje pani z moim bratem, Charlesem Tomlinsonem. Poza tym mój brat mówił mi o pani i swoim przyjacielu, Steve.- powiedział, a ta zarumieniła się wściekle.- Jesteście już państwo razem, czy nie? Pan Steve podobno bardzo panią lubi.
 - Tak?- zapytała głupio, po czym jej policzki zrobiły się jeszcze bardziej różowe.- Dobrze, Louisie. Mam w tej szafce bogina, potrafisz się z nim rozprawić?- zapytała, a chłopak pokiwał głową. Otworzyła małą szafkę, stojącą obok, a z niej wyskoczyła zjawa, która od razu przybrała postać ogromnego węża. Lou przez chwilę się zawahał, ale zaraz krzyknął "Riddicullus", a zmora zmieniła się w pajaca w pudełku. Kobieta zatrzasnęła szafkę, uśmiechając się delikatnie. Louis wiedział, że gdyby nie wspomniał o Steve'ie, nie miałby tak łatwo.- Świetnie. A teraz... umiesz stworzyć cielistego patronusa?
 - Pewnie.- odpowiedział Lou i nawet chciał się popisać przed nią, pokazując jak jego wilk przekazuje wiadomości. Przypomniał sobie jeden z szczęśliwych momentów w jego życiu, w głowie tworząc zdanie, które miało przekazać zwierzę. Z końca jego różdżki wyskoczył strumień srebrnego światła, który zamienił się w wilka. Przebiegł on salę dookoła, skupiając uwagę wszystkich dokoła, po czym stanął przed kobietą, uniósł jedną ze swoich łap i przemówił głosem Louisa:
 - Pięknie pani wygląda.- po czym rozprysł się w powietrzu. Kobieta zanotowała coś na pergaminie i wypuściła Louisa jako pierwszego z jego grupy. Tommo wyszedł zadowolony z egzaminu, kierując się na błonia, aby cieszyć się z nadchodzącego weekendu.
 W piątek egzamin z run zdawała tylko Taylor. Przyjaciele sobotę spędzili w Hogsmeade, a niedzielę wypytywali Zayna o różnego rodzaju eliksiry, przerażeni faktem swojej niewiedzy. W poniedziałek po śniadaniu w Wielkiej Sali mieli egzamin własnie z tego przedmiotu, który do tej pory okazał się jednym z najtrudniejszych. Zayn, Louis, Harry, Niall, Ed, Jade i Danielle przygotowywali się do niego najbardziej jak umieli.
 - Jak ja mogłam być taka głupia i w pytaniu "Jaki zapach ma amortencja?", odpowiedziałam truskawki i czekolada, zamiast "w zależności od tego, co kogo pociąga."- przeżywała Danielle, która przytulała się do Liama, nie mogąc przeboleć takiego błędu. Oprócz takiego pytania mieli też o rozpoznanie amortencji, o działanie veritaserum i kto może go używać, musieli też napisać wszystkie składniki do Wywaru Żywej Śmierci. Było też pytanie, ile działa eliksir wielosokowy, oraz dlaczego używamy go do transmutacji ludzi. Lou widząc wspomnienie o tym eliksirze, uśmiechnął się pod nosem. Ostatnie trzy pytania były o Felix Felicis - o jego inną nazwę, działanie i w jakich sytuacjach można go używać. Podczas egzaminu praktycznego wszystkie potrzebne składniki znajdowały się na początku sali, a na każdej ławce był kociołek. Każdy uczeń musiał uwarzyć Eliksir wzbudzający euforię.
 Kolejne dni wydawały się być o wiele łatwiejsze. We wtorek Liam i Ed zdawali historię magii, w środę Payno miał astronomię, a w czwartek Zayn szedł na numerologię. Dopiero w piątek Louis, Niall, Harry, Ed, Jade i Danielle szli na zielarstwo. Teoria jak zwykle odbywała się na Wielkiej Sali. Pytania dotyczyły poskramiana Diabelskich Sideł oraz Jadowitej Tentakuli, a na praktyce szli do cieplarni, gdzie każdy dostał swoją swoją sadzonkę trzepotki i musiał ją odpowiednio przyciąć, co było bardzo odpowiedzialnym zadaniem, bo ta roślina rosła raz na sto lat.
 Kiedy ta szóstka wróciła ze swojego ostatniego egzaminu wszyscy usiedli na błoniach i zaczęli rozmawiać. Cały stres opadł, wszystko było za nimi i już nie mieli czym się przejmować. No może poza jednym...
 - Musimy wreszcie załatwić sprawę nienawiści. Dyrektor nadal nie wrócił, a uczniowie mimo wszystko zaczną siebie krzywdzić, gdy wróci normalny tok zajęć.- powiedział Louis leżąc na trawię i skubiąc źdźbło trawy.
 - Teraz daj nam spokój, Lou.- powiedziała Tay, opierając się o swojego chłopaka.- Chociaż pewnie każdy z nas dowiedział się czegoś ciekawego.- stwierdziła, a każdy jak jeden mąż kiwnął głową. Tommo zacisnął usta. Stwierdził, że ten jeden się wstrzyma, aby im o tym opowiedzieć. Chciał dzisiaj cieszyć się z tego, że egzaminy są już za nim i poszły mu w sumie wyśmienicie.
 - Jutro spotykamy się na Wieży Astronomicznej i wymienimy się wszystkimi informacjami. Pasuje wam?- zapytał, tłumacząc sobie, że ten jeden dzień zwłoki nic im nie zrobi. Bo nie zrobi, prawda?
 - A teraz cieszmy się, że kończymy szkołę!- pisnęła Dani. Niby się cieszyli, ale OWUTEMY wyczerpały ich psychicznie, a jedyne na co mieli siłę, to leżenie na trawie i rozmawianie ze sobą.
***
Zaklęcie Kameleona - zaklęcie maskujące. Osoba, zakameleonowana przybiera wygląd otoczenia.
Niuchacz - czarne, puchate stworzenie z długim ryjkiem. Lubi wszystko, co się świeci.
Nieśmiałek - niewielkie stworzenie, pilnujące drzew. Wygląda, jakby było z kory i gałązek.
Wodniki kappa - istota podobna do małpy, tylko pokryta rybią łuską. Posiada długie, płetwiaste łapy, a na głowie mają lejki wypełnione wodą.
Szyszymora - widmo, które zapowiadało śmierć. Głównie występuję w irlandzkim folklorze. 
Wila - widmo kobiety, która hipnotyzuje mężczyzn swoim wdziękiem.
Wywar Żywej Śmierci - silny środek usypiający, powoduje omdlenia, w dużej dawce śmierć.
Felix Felicis - eliksir, który sprawia, że człowiek ma szczęście.
Diabelskie Sidła - magiczna roślina, lubi wilgoć i ciemność, oplata się wokół ofiary, doprowadzając do jej śmierci.
Jadowita Tentakula - czerwona, jadowita roślina. Często używana w eliksirach, 
Trzepotka - roślina, która drży i trzęsie się. Zakwita raz na sto lat, a jej kwiaty wytwarzają zapach, który przyciąga nieostrożnego. 
***
a/n.: Najnudniejszy rozdział w historii tego ff, ok. Ale to przejściowe, bo zostały nam tylko 3 rozdziały i epilog. Chciałam po prostu, żeby była parzysta ilość rozdziałów i musiałam to opisać. Od następnego będzie lepiej, obiecuję.
Wasza Lucy x

poniedziałek, 8 lutego 2016

14. Nigdy nie przestanę chcieć

 Serce Louisa biło jak oszalałe. Może był idiotą, nie ukrywał tego. Wiedział, że ten plan był ryzykowny, jednak wiedział też, że jest jedynym możliwym wyjściem. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, dopiero zbliżał się świt, oznajmiający kolejny nowy dzień, a co za tym idzie - dopiero rozpoczynający się tydzień. Louis siedział ze swoimi przyjaciółmi na wieży astronomicznej, w torbie miał najpotrzebniejsze rzeczy, ale po raz kolejny sprawdzał, czy każdy wszystko posiadał.
 On z Liamem oczywiście schowany mieli zapas eliksiru wielosokowego i wystarczyło teraz tylko znaleźć kogoś, pod kogo mogli się podszyć, aby wejść do Ministerstwa niezauważonym. Charles opowiadał mu, że większość pracowników dostawała się tutaj poprzez kominki, jednak ci, którzy mieszkali w Londynie, chodzili toaletami, aby nie marnować proszku Fiuu, więc dla chłopaków to była szansa, żeby się tam dostać. Mieli też pieniądze, podręczniki z zaklęciami, w razie gdyby musieli w czymś pomóc, ale nie znaliby formuły oraz różnego rodzaju i rozmiaru ubrania, które zakładali czarodzieje pracujący w MM. Mieli też pióro oraz atrament, a na ramieniu Liama siedział Ollie - mała płomykówka, która miała w tym czasie krążyć wokół ministerstwa. Lou dopuszczał do siebie opcje, że mogą zostać dłużej w Londynie, a Ollie miałby przekazać wiadomość chłopakom, którzy zostali w Hogwarcie. Oczywiście oprócz tego mieli swoje różdżki, bez których się nie rozstawali.
 Ed i Niall trzymali peleryny na kolanach, a Sheeran ściskał Mapę Huncwotów w ręce. Widać, że po nich powaga zadania spłynęła i w ogóle się nie stresowali. W sumie mieli patrolować szkołę, tak aby nikt ich nie zauważył. Wszelkie boczne korytarze, błonia, sale, pokoje. Wszędzie, gdzie zauważą coś podejrzanego. Na ich twarzach nadal gościły uśmiechy.
 Jade oraz Danielle miały czegoś dowiedzieć się w wiosce, a że tam ludzie często plotkowali na temat Hogwartu. Louis był pewien, że wysyłając tam dziewczyny, dowiedzą się one czegoś interesującego na temat nieobecności dyrektora. Ze sobą miały tylko różdżki oraz pieniądze, aby wtopić się w tłum ludzi, którzy kupują Piwo Kremowe. Miały na sobie płaszcze z kapturami, zasłaniającymi ich twarze, aby żaden z uczniów, udających się na wagary, ich nie poznał.
 Perrie i Taylor miały trochę nudne zadanie, ponieważ miały krążyć wokół szkoły oraz nad Zakazanym Lasem, a w momencie, gdy Zayn z Harrym będą potrzebowali wystrzelą fajerwerki ze swoich różdżek, mają po nich lecieć i zabrać stamtąd jak najszybciej, w razie gdyby działo się coś, co zagrażało ich życiu. Louis wiedział, że Styles na pewno tego nie zrobi, ze względu na bycie Gryfonem oraz fakt, że dziewczyny miałyby go ratować, jednak polecił Malikowi, aby kontrolował wszystko oraz nie cackał się z chłopakiem, gdy ten nie będzie chciał tego zrobić. Nie mogli na razie podejmować ostatecznych kroków, dopóki nie dowiedzą się tego, kto dokładnie stoi za tym wszystkim oraz co oznacza sygnet od dyrektora. Pezz oraz Tay trzymały już miotły na kolanach, a z kieszeni wystawały im różdżki. Obie były trochę blade i przerażone. Może nie bały się tak o siebie, jak o chłopaków, a zwłaszcza o Louisa i Liama, którzy ryzykowali najwięcej.
 Jeśli chodzi o najgorsze przerażenie, to zdecydowanie chyba wygrywał Harry, który starał się zachowywać spokój, a wewnątrz miał ochotę krzyczeć, płakać, piszczeć i przytulić Louisa, aby nigdzie nie szedł i chęcią się z nim zamieni, albo chociaż pójdzie z nim. Jednak wiedział, że jego zdolności przydadzą się bardziej tutaj. Zaynem miał przy sobie kamienie bezoaru, które wykradli wraz z Harrym z gabinetu profesor Lucille. Wzięli je na wszelki wypadek, gdyby spotkali jakieś zwierzę, które chciałoby je zaatakować, a przy okazji otruć. Mieli iść razem z Lou oraz Liamem do testrali, a potem, gdy ta dwójka odleci w stronę Londynu, mieli się zagłębić w Zakazany Las, który był ogromny, a przeprawa na drugi jego kraniec zajęłaby im mniej więcej tyle samo, co podróż do Ministerstwa Magii. Z tej dwójki tylko Zayn brał jakiekolwiek rzeczy, gdyż Hazz miał zmienić się potem w wilka. Jedyne, co zabierał, to była jego różdżka.
 - Ja, Liam, Zayn i Harry musimy już iść. Zajmie nam to trochę czasu, więc musimy się już wyruszyć.- powiedział stanowczym tonem Lou, poprawiając swoją torbę.- Urzędnicy zaczynają mniej więcej swoją pracę o ósmej, z tego co napisał mi Charles. Mój brat będzie na mnie czekał o siódmej trzydzieści, trzy przecznice dalej, czyli mamy w sumie trzy godziny. Wy możecie zacząć równo z nami, czyli też z pierwszą lekcją.- dodał, a wszyscy słuchali go uważnie. Byli pod wrażeniem, jak bardzo zorganizowany potrafił być ich przyjaciel.
 - Zbieramy się.- powiedział Liam, wstając. Wraz z nim powstali wszyscy, aby przytulić się dodając sobie otuchy. Lou po kolei przytulił Perrie, Tay, Nialla, Eda, Danielle oraz Jade, którą wyściskał najmocniej, przy okazji targając jej włosy.
 - Uważaj na siebie, starszy bracie.- zaśmiała się, klepiąc go po plecach i  idąc w stronę Stylesa, aby go jeszcze uściskać. Lou spojrzał na Perrie, która przytulała mocno Zayna, bojąc się go puścić. On delikatnie gładził jej włosy, zapewniając, że nic mu się nie stanie oraz wróci do niej cały i zdrowy. Tommo wzdrygnął się na samą myśl, co by się stało, jakby było inaczej i to w dodatku z jego winy. Zauważył, że ich nieśmiertelniki zaczynają błyszczeć - Zayna na zielono, a Perrie na granatowo. Oboje kupili je sobie nawzajem na Pokątnej zaraz po tym, jak zaczęli się spotykać. Obie zawieszki miały szereg liter na sobie, które co jakiś czas zmieniały swoje miejsce, układając nowe zdania, odnoszące się do tej drugiej osoby. Miny obojga jakby złagodniały oraz uspokoili się, odrywając się od siebie. Potem spojrzał na Liama i Danielle, którzy wyglądali jak przyklejeni do siebie. Dani spływały łzy po policzkach i mówiła, że ma na siebie uważać, bo bez niego nie poradzi sobie w życiu, a Payne nie odpowiadał, że nie będzie musiała, bo to nic takiego i wróci w całości. I w ich przypadku stało się to samo. Ulubione pióro Payne'a, wystające z kieszeni jego skórzanej torby, otoczone było granatowo brązową poświatą, niczym kolory jego domu, a śliczna kokarda we włosach jego dziewczyny błyszczała w żółtej barwie. Oboje od razu stali się radośni. Danielle wróciła do Jade, która trzymała jej miotłę, a Liam podszedł do Lou, który przyglądał się tej scenie z niemałym szokiem.
 Przecież on... i Harry... I kolory... I medalik... I oczy Darcy... Przecież... To to.. Nie rozumiał tego, ale na razie nie mógł się tym zajmować, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, na przykład podróż do Londynu. Odwrócił się jeszcze i rzucił wszystkim "cześć" oraz poszedł z Harrym, Liamem oraz Zaynem w stronę Zakazanego Lasu.
 Szli w ciszy przez zamek, aby nie obudzić żadnego ucznia, portretu, czy nie zwrócić na siebie uwagi żadnego ducha, a zwłaszcza Irytka, który obudziłby całą szkołę, począwszy od woźnego Degasa i jego tchórzofretki. Lou szedł na przodzie, trzymając przed sobą różdżkę, na końcu której znajdowało się niebieskie światło. Po kilkunastu minutach drogi z wieży astronomicznej dotarli do wyjścia. Złapał za klamkę, jednak jak się spodziewał, drzwi były zamknięte.
 - Nie ma dyrektora, więc Degas zamknął je na klucz, a nie magią.- powiedział Harry, a Lou pokiwał głową. Gryfon wyciągnął swoją różdżkę, zatrzymując ją przed dziurką od klucza.- Alohomora.- powiedział, a zaraz po tym nastąpiło chrząknięcie w drzwiach, jakby przekręcanie klucza. Chłopcy uśmiechnęli się do siebie, wychodząc ze szkoły.
 Całą drogę między drzewami milczeli. Nie bali się o siebie, bardziej o bliskich. Atmosfera między nimi była napięta, bo każdy z nich zastanawiał się "co będzie, jeśli,,,?". Louis wiedział, że jeden niewłaściwy krok, złe posunięcie i wszyscy się domyślą, że byli oszustami. W najlepszym wypadku zdążą uciec i spędzą noc u Charlesa. Płomykówka Liama latała nad ich głowami, ciesząc się z podróży, chociaż nie wiedziała, co się działo.
 - Już jesteśmy.- powiedział Louis, widząc swoje ulubione stworzenia. Liam z Zaynem patrzyli dookoła, nie widząc stworzeń, jednak Tommo wraz z Harrym przypatrywali się pięknym, czarnym, skrzydlatym koniom.- I wiecie... Chyba od tej pory koniec z sekretami.- dodał, patrząc na Malika.- Stwierdziliśmy, że zwierzanie się sobie jest babskie. Ale wcale takie nie jest i możemy sobie mówić wszystko, bo się przyjaźnimy. I to jest dobry moment, aby powiedzieć pierwszą rzecz, prawda?
 - Huh?- Zayn się speszył, patrząc w bok. Wszyscy patrzyli na niego wyczekująco, ale wiedział, że nie mieli za dużo czasu.- No więc... Jestem wężousty.- powiedział, a Liam z Harrym otworzyli szerzej oczy ze zdziwienia. Nie spodziewali się, że ich przyjaciel zatai przed nimi tak ważną informację.- Do tej pory powiedziałem o tym tylko Perrie, a Louis dowiedział się sam, bo w nocy często posykiwałem i... na brodę Merlina, Louis! Zapomniałem!- krzyknął, patrząc na Tomlinsona. Chłopak zmarszczył brwi.
 - Mów, bo musimy lecieć.- powiedział, widząc zaskoczoną minę swojego przyjaciela. Chłopak złapał starszego za ramiona, patrząc mu w oczy.
 - Wtedy jak obudziłeś się wśród węży, one powiedziały mi coś, ale nie zdążyłem ci tego przekazać, bo wybiegłeś do Harry'ego i tego samego dnia się z nim pokłóciłeś, no i z Niallem...- mówił szybko, starając się nie zapomnieć o niczym.- Potem o tym totalnie zapomniałem, bo chciałem was pogodzić, no ale nie ważne! One mi powiedziały, że w Lesie się dzieje coś złego. Że się boją i szukają schronienia w zamku.
 - I mówisz mi to dopiero teraz?!- powiedział Lou, uderzając go w głowę. Chłopak się zarumienił, ale po chwili się uśmiechnął, odsuwając się od przyjaciela. Louis spojrzał na testrale, przypominając sobie, jak niedawno ktoś zabił tutaj jednego z nich.
 - Zapomniałem, stary. A co do tych tajemnic. To masz rację. Harry, możesz powiedzieć dziewczynom, że jesteś animagiem. Jesteśmy z nimi długo, są też twoimi przyjaciółkami i możesz im ufać.- dodał Malik, klepiąc Stylesa po plecach, na co ten westchnął, przyznając mu rację.
 - No to... Lecimy Louis?- zapytał Liam, uśmiechając się blado. Ślizgon kiwnął głową i przytulił się go Zayna, kiedy Payne przytulał Gryfona. Po chwili Krukon podszedł do Malika, a Louis wpadł w objęcia Harry'ego.
 - Loueh, uważaj na siebie, proszę.- powiedział płaczliwym głosem, przytrzymując go jeszcze mocniej.- Tak bardzo się o was boję i nie chcę, żeby wam się coś stało. Wróć do mnie.
 - Wrócę, Harreh. Wrócę, obiecuję.- odpowiedział Louis, a medalik na jego piersi na moment się rozgrzał dodając mu otuchy. Odsunęli się od siebie, o wiele spokojniejsi. Harry w tym czasie wziął wielki haust powietrza, a po chwili na jego miejscu znajdował się wielki wilk. Miał on tak samo zielone oczy, brązową, lekko falowaną sierść, długie i potężne łapy oraz duże uszy. Zayn wziął ubrania i różdżkę Harry'ego do swojej torby. Lou jeszcze na chwilę pochylił się, aby pogłaskać ogromnego wilka za uchem i złożyć pocałunek na jego kudłatym łbie. Harry odwdzięczył mu się polizaniem go w twarz, po czym wraz z Zaynem ruszyli w dalszą podróż między drzewami.
 - To był najdziwniejszy pocałunek świata.- stwierdził Liam, ale Lou nie słuchał go, tylko podszedł do dwóch dorosłych testrali, które w miarę nie były spłoszone i pozwoliły się oswoić. Pomógł swojemu przyjacielowi wsiąść na jednego z nich. To było dla Liama dziwne uczucie. Siedzieć w powietrzu na niewidzialnym koniu, a zaraz jeszcze miał na nim lecieć. Oczywiście, że się bał, kto by się nie bał. To było podobne uczucie to swobodnego zwisu. Lou pokazał mu, jak ma się trzymać, aby nie spaść i kazał mu też trzymać się w tyle, żeby nie zgubił drogi. Chwilę później Ślizgon wskoczył na drugiego testrala i wzlecieli w do góry, lecąc w stronę Londynu.

 Perrie opierała się o mur, patrząc na ludzi, którzy chodzili po błoniach. Niczego nieświadomi, spokojni. Z jednej strony nienawidzili się, jeśli chodzi o relacje między domami, a z drugiej przyjaźnili wśród "swoich". Pierwszy dzwonek. Louis i Liam powinni być w Londynie, a Zayn i Harry już gdzieś w oddali w środku Zakazanego Lasu. Dziewczyna westchnęła, sięgając po swoją miotłę. Jade i Niall przytulali się pod jedną ścianą, a Ed z Taylor całowali pod drugą. Dostrzegła, że jej bransoletka otoczyła się żółto-czarną poświatą, a magiczny zegarek, wskazujący zamiast godziny, to kolejne lekcje i z kim miał je mieć, błyszczał na czerwono. Oni byli tacy spokojni, a ona zmartwiona wyczekiwała na jakiś znak od jej ukochanego. Chciała zazdrościć Jade i Tay, bo mimo iż ich partnerzy mieli bardzo ważne zadanie, to nie narażali życia jak Zayn. Jedynie gorzej od niej mogła czuć się Danielle, która bała się o Liama. Stała ona obok schodów, bawiąc się swoją różdżką, czarując stado ptaszków, które zawsze ją uspokajało. Tak, zdecydowanie Dani miała gorzej. Liam, który był setki mil od niej, wśród urzędników, którzy za włamanie się do Ministerstwa z chęcią wsadziliby go Azkabanu lub chociaż wyrzucili ze szkoły i połamali jego różdżkę.
 - Już czas.- powiedziała Krukonka. Wszyscy spojrzeli na nią, kiwając głowami. Taylor podeszła do niej, biorąc swoją miotłę i poprawiając torbę na swoim ramieniu. Przytuliła się do Eda i pomachała pozostałym, wzbijając się w powietrze. Pezz uśmiechnęła się blado, patrząc jeszcze w stronę Danielle, która założyła kaptur, aby ukryć swoje łzy. Dziewczyna bez słowa przerzuciła nogę przez miotłę i odbiła się od podłoża, lecąc za Puchonką.
 - Jak to robimy?- zapytała Taylor.- Latamy razem, czy się wymieniamy?- dodała, a Pezz obejrzała się dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na Zakazanym Lesie.
 - Latamy osobno, ale pilnujemy tego, czy chłopcy nas nie wzywają. Ty na razie kontroluj błonia i jezioro, a ja zamek.- powiedziała, odlatując od dziewczyny i pogrążając się w swoich myślach. Z chęcią poleciałaby prosto do Zayna, ale musiała trzymać się planu Lou.

 Jade z Niallem szła pod jedną pelerynką, a Ed z Dani pod drugą. Chłopcy odprowadzali je pod posąg jednookiej wiedźmy, żeby mogły przejść do Hogsmeade. Puchonka otworzyła przejście i we czworo weszli do środka, aby nikt ich nie zauważył. Zdjęli peleryny, a Niall szepnął "Lumos". Ed uściskał Dani i Jade, po czym się odsunął, robiąc miejsce dla Nialla, gdyż korytarz był dość wąski. Irlandczyk najpierw przytulił Puchonkę, a potem mocniej objął swoją dziewczynę. Poczuł ciepło rozchodzące się po jego ciele i był pewny, że złoty pierścień na jego palcu, symbolizujący Gryffindor, świeci się czerwono, a srebrny na drobnej dłoni Jade, oznaczający Slytherin, błyszczy zielonym blaskiem. Działo się tak nie pierwszy raz i zawsze ciepło go ogarniające, uspakajało ich. Pocałował dziewczynę w czoło, gdy ta ruszyła razem z przyjaciółką ciemnym korytarzem. Niall spojrzał na swoją rękę. Na jego pierścieniu pojawiały się kolejno złoty znicz, miotła, imię jego dziewczyny, lew, wąż, a potem napis "kocham cię". Tak samo było na pierścionku Jade, tylko zamiast jej imienia pojawiało się "Niall". Chłopak westchnął, zakładając swoją pelerynkę, którą przysłał mu brat Louisa. Obaj wyszli zza posągu, przemierzając korytarze szkoły, tym razem czując się jak szpiedzy, a nie jak uczniowie.

 Louis z Liamem wylądowali na testralach punktualnie w bocznej alejce, tak aby nikt ich nie zauważył. Doskonale wiedzieli, że zwierzęta są widoczne tylko dla czarodziei, którzy widzieli czyjąś śmierć, jednak oni sami nie byli niewidoczni, a peleryny-niewidki zostawili dla Eda i Nialla, którym bardziej się przydały.
 Lou zeskoczył z skrzydlatego konia, głaskając go po łbie, po czym podszedł do swojego przyjaciela, podając mu rękę, aby pomóc mu zejść. Payne od razu się uspokoił, gdyż podróż na niewidzialnym stworzeniu, nie należała do najprzyjemniejszych. Zdecydowanie wolałby hipogryfa, którego widział na trzecim roku oraz na którym latał Harry z Louisem, jako jedyni odważni ze swojego roku. Ollie usiadł na jednym z kontenerów, zmęczony podróżą, chociaż w połowie drogi usiadł na głowie testrala. Liam pogłaskał swoją sowę, pozwalając jej spać i obiecując, że zabierze ją niedługo.
 Tommo pozwolił zwierzętom odlecieć, wiedząc, że Charles przetransportuje ich świstoklikiem do Hogsmeade dziś lub jutro, a stamtąd prosta droga do szkoły. Ślizgon rozejrzał się. Na końcu zaułku zauważył postać w czarnej pelerynie. Na głowę miała zaciągnięty kaptur, spod którego nie było widać jej twarzy. Louis uśmiechnął się.
 - Bracie.- zawołał, podbiegając do starszego Tomlinsona. Mężczyzna odsłonił swoją twarz, obejmując swojego młodszego brata, który był jego kopią. Między niby było niewiele różnic. Charles był tylko trochę wyższy, posiadał kilkudniowy zarost, którego brakowało temu młodszemu, a jego włosy były postawione do góry, a te Louisa opadały na czoło. Obaj mieli takie same uśmiechy i kurze łapki wokół oczu. Nawet głosy mieli bardzo podobne. Niby między niby było te osiem lat różnicy, jednak byli ze sobą bardzo blisko i to właśnie Louisa Charles poprosił na ojca chrzestnego swojego syna. Christopher, który był starszy od Louisa o sześć lat oraz Lucas, który był starszy tylko o dwa, byli równie podobni do nich. Cała czwórka wrodziła się do zmarłej matki, po ojcu dziedzicząc tylko magiczne zdolności. Luke wyróżniał się kolorem włosów, ponieważ był blondynem. Chris natomiast posiadał wiele tatuaży.
 - Louis, jak ja cię dawno nie widziałem.- powiedział starszy. Po chwili chłopcy się puścili, a Charles wyciągnął rękę w stronę Liama, który uśmiechnął się do brata swojego przyjaciela.- Cześć Li. Widzę, że bardzo się nie zmieniłeś.- dodał, po czym spojrzał na swojego brata, który ubrany był w zwykłe czarne spodnie i koszulkę z krótkim rękawem. Spojrzał na coś, co wystawało spod materiału i wtedy...- LOUISIE WILLIAMIE TOMLINSONIE, CZY TY MASZ TATUAŻ?!- zapytał, trochę podnosząc głos, a Lou zamarł. Liam zatkał usta ręką, powstrzymując śmiech.
 - Tak. Jestem dorosły. Chyba mogę go mieć, tak? Christopher też ma.- odpowiedział mu nastolatek, jednak trochę czuł strach przed starszym bratem.
 - Chris to już ma własne życie, pracę, mieszka u siebie ze swoją żoną, a ty ciągle się uczysz i mieszkasz u ojca.- powiedział, zakładając ręce na pierś. Lou westchnął, poprawiając swoja torbę. Nie mieli czasu, żeby teraz się kłócić. Charles wyszedł z alejki, aby "porozmawiać" z kimś, kto podążał do pracy w Ministerstwie. Lou z Liamem stali przy murze, żeby w odpowiednim momencie rzucić zaklęcie oszałamiające na osobę, w którą któryś z nich miał się wcielić. W końcu zauważyli jak starszy Tomlinson szedł z starszym mężczyznom, który na głowie już nie miał żadnych włosów.
 - Panie Harris! Ale nie uważa pan, że centaury powinny zostać zesłane w inny rejon Wielkiej Brytanii ze względu na szkody, jakie wyrządzają?- zapytał go Charles, kręcąc porozumiewawczo głową do Lou. To znaczyło, żeby chłopak się wstrzymał. Louis spojrzał na Liama z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
 - Ty go bierzesz, bo masz podobną posturę i ciuchy na niego.- stwierdził Ślizgon, a Payne kilkukrotnie zamrugał, przyglądając się mężczyźnie, który nagle się zatrzymał i robił wykład Charlesowi na temat centaurów.
 - Ale jak... no wiesz... zmienię się w niego... włos...- Liam się jąkał, a Lou starał się nie wybuchnąć śmiechem, żeby nikt nie odkrył ich obecności.
 - Zawsze są włosy w nosie, w uszach albo na klacie.- szepnął, chichocząc. Krukon jęknął z rozpaczy, a Lou poleciały łzy, ze śmiechu oczywiście. Spojrzał się znowu na swojego brata, który obejrzał się dookoła i w końcu kiwnął do nich delikatnie. Tommo szturchnął Liama i obaj w tym samym czasie oszołomili mężczyznę, którego złapał Charles i zaciągnął w stronę chłopaków. Mruknął pod nosem "dobra robota" i poszedł dalej, aby przyprowadzić kogoś jeszcze. Liam w tym czasie zaczął szukać jakiegoś włosa, którego mógłby wrzucić do swojej butelki eliksiru.
 - Mam!- powiedział, wyrywając siwego włosa z jednej małej kępki nad uszami. Wyciągnął sporą butelkę eliksiru wielosokowego i wrzucił włos do środka. Zawartość od razu stała się mętna oraz zmieniła swój kolor na brązowy. Dookoła rozniósł się zapach zgniłego sera.- Zaraz się porzygam.- dodał i zakrył butelkę, czekając aż znajdzie się ktoś, w kogo zamieni się Lou, aby równo z nim wypić swój napój. Chwilę później zjawił się Charles z mężczyzną mniej więcej w swoim wieku, który posiadał bardzo długie, blond włosy i budowę podobną do tej Louisa.
 - Steve, słuchaj, ale świstokliki to już przeżytek! Uważam, że czarodzieje powinni nauczyć się prowadzić mugolskie samochody.- Tommo usłyszał głos swojego brata, a chwilę później pochwycił z nim kontakt wzrokowy. Nastolatek wstrzymał oddech i w głowie wymówił zaklęcie "conjunctivitis". Kolega jego brata od razu przystawił dłonie do swoich oczy, pochylając się. Lou przygryzł wargę.
 - Na brodę Merlina! Charles, nic nie widzę!- powiedział, sycząc z bólu. Liam podszedł do starszego Tomlinsona zabierając włos, po czym podał go Louisowi. Młodszy wyciągnął swoją butelkę i wrzucił go do środka. Płyn zrobił się biało-żółty i pachniał cytryną. Ślizgon uśmiechnął się do niezadowolonego Payne'a, którego eliksir pewnie nie smakował tak dobrze.
 - Steve, masz natychmiast teleportować się do szpitala świętego Munga! Powiem wszystko pani minister i się nie kłóć ze mną! Poradzą sobie dzisiaj bez ciebie!- powiedział starszy Charles, a jego kolega kiwnął głową. Brat Louisa zdążył mu jeszcze niepostrzeżenie zerwać plakietkę, gdy ten zniknął w mgnieniu oka.
 - Brawo.- powiedział starszy Tomlinson, podchodząc do swojego brata i jego przyjaciela. Spojrzał na bezwładne ciało pana Harrisa i westchnął.- Teleportuję się z nim pod jego dom, a wy się w tym czasie zmieńcie. Spotkamy się pod Fontanną Magicznego Braterstwa, dobra?- zapytał, a uczniowie pokiwali głową. Liam sięgnął po plakietkę, którą mężczyzna miał na swoim garniturze.- Dolan Harris, Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, Biuro Łączności z Centaurami. Oraz Steve Pucket, Biuro Sieci Fiuu.- dodał na odchodne, a po chwili zniknął. Chłopcy spojrzeli się po sobie.
 - Ojciec Lory, dziewczyny z pokoju Danielle i Taylor.- powiedział Liam, patrząc na swoją butelkę i ostrożnie ją mieszając. Wzdrygnął się i wyjął z niej korek.
 - Brat Monic.- powiedział Lou i spojrzał na swój eliksir. W tym momencie wolałby już starszego czarodzieja, który śmierdział zgniłym serem.- To co, Li? Na zdrowie?- powiedział, otwierając swoją butelkę. Upił tylko kilka łyków, pamiętając, że trwanie eliksiru to zaledwie godzina i jeśli nie uda im się w tym czasie odnaleźć tego, czego szukają, to będą musieli znowu się tego napić.
 Lou poczuł okropne mrowienie w całym ciele i jakby cały zaczął się łamać, a potem składać. To było dość nieprzyjemne uczucie. Włosy łaskotały jego plecy, w pewnych miejscach pękły szwy, a w innych ubrania były za duże. Jego nos był o wiele większy i szpiczasty, a policzki szorstkie, a nie delikatne tak jak do tej pory. Dłonie stały się o wiele większe, tak samo jak i stopy. Był wyższy zaledwie o kilka centymetrów.
 Louis od razu sięgnął do swojej torby, wkładając tam resztę eliksiru, po czym wyciągnął brązową marynarkę i pasujące do tego spodnie uprasowane w kancik. Spojrzał się na Liama, który wyjmował fioletową koszulę, szarą kamizelkę i szare spodnie garniturowe. Wyglądali trochę jak mugole, a trochę jak czarodzieje w tych strojach, które zdecydowanie wyróżniały się wśród innych.
 - Przebieraj się szybciej.- powiedział Lou, którego głos był teraz niski oraz zdecydowanie bardziej męski. Przez chwilę przez jego głowę przeleciało, czy taki głos bardziej by się podobał Harry'emu, a potem zbeształ sam siebie za myślenie o nim w tak ważnych chwilach.
 - Już.- powiedział Liam, który teraz miał ochrypły głos, nienależący do tych najprzyjemniejszych.- Steve, idziemy?- zapytał, zakładając swoją torbę i przyczepiając plakietkę do kamizelki. Louis zrobił to samo i ruszyli ramię w ramię przed siebie, idąc w stronę toalet, prowadzących do Ministerstwa.- Dobrze, że Dani mnie nie widzi.- szepnął Payne, a Lou parsknął na to śmiechem.
 - Dobrze, że Harry mnie nie widzi.- odpowiedział mu, patrząc na wyższą od siebie postać. Mężczyzna odchrząknął, poruszając znacząco brwiami.
 - Jak ty go kochasz.- stwierdził, wzdychając.- Ale nie potrafisz się do tego przyznać przed nim i to cię gubi, Lou.- dodał, a Louis odwrócił wzrok.
 - Może i go kocham.- zaczął, wyciągając monety, bo już zbliżali się do przejścia.- Ale co z tego, skoro on mnie nie?
 - To z tego, że on ciebie też, tylko ty tego nie widzisz.- odpowiedział Liam, otwierając drzwi i stając w kolejce.
 - Tylko ty to widzisz.- odszepnął Lou.- I nikt więcej.- dodał, podając mu monety.- Przy fontannie, pamiętasz?- powiedział, po chwili wchodząc do kabiny, gdy przyszła jego kolej. Wszedł nogami do sedesu, ale nie zmoczył sobie butów. Pozostały one suche. Pociągnął za sznurek, poczuł ciągnięcie w dole brzucha, a po chwili znalazł się w kominku na holu głównym, Wyszedł z niego szybko, a zaraz po nim w płomieniach pojawił się kolejny czarodziej. Lou potrząsnął głową i poszedł w stronę fontann, widząc w oddali swojego brata i mężczyznę, za którego podszywał się Liam.
 - Panie Harris.- Lou schylił głowę, udając szacunek do starszego mężczyzny. On kiwnął do niego głową, nie wiedząc, czy mówi do nich po imieniu, czy również na "pan".- Cześć Charles.
 - Cześć, Steve.- odpowiedział jego brat z błądzącym uśmiechem na twarzy. Byli tak identyczni, że aż to czasem zaskakiwało. Lou już się nie dziwił, że pani minister od razu pomyślała, że Lou jest równie w Slytherinie. Cała czwórka pasowała do tego domu idealnie. Nawet każdy z nich bał się węży, o ironio.- Pani minister miała dla was specjalne zadanie w swoim biurze.- położył nacisk na dwa ostatnie słowa, a chłopcy kiwnęli głowami, idąc za nim. Lou wiedział, że Charles mimo swojego młodego wieku, był szychą w Ministerstwie i Ashley Mai ceniła sobie jego zdolności. Nie bez powodu został młodszym asystentem ministra magii.
 Charles prowadził ich do windy, a oni posłusznie szli zanim, wtapiając się w tłum, jak gdyby nigdy nic, Liam opowiadając o centaurach, o których miał sporą wiedzę. Starszy z rodzeństwa chyba nie przez przypadek dobrał osoby, w które zamienili się chłopcy. Jak się okazało Dolan Harris mógłby ciągle mówić każdemu o magicznych stworzeniach, a Steve Pucket cichym chłopakiem, który zawsze wykonywał swoją robotę. Cała trójka weszła do windy wraz z paroma innymi osobami, a wraz z nimi wleciały małe samolociki z papieru.
 - Dobry, panie Pucket.- powiedziała jakaś młoda kobieta, uśmiechając się zalotnie. Louis zamrugał kilkakrotnie, ale dostał kuksańca w bok od swojego brata, więc uśmiechnął się szeroko do niej.
 - Dzień dobry.- odpowiedział. Zjechali na pierwsze piętro, które oznajmiło im, że znaleźli się w biurze ministra i personelu pomocniczego. Charles oraz Liam wyszli, a Lou odwrócił się jeszcze na moment, machając do kobiety, na co ta zarumieniła się wściekle. Nigdy nie rozumiał kobiecej logiki, dlatego wolał być gejem.
 - Steve i Amanda ze sobą kręcą od jakiegoś czasu, nie zepsuj mu tego.- powiedział jego brat, wkładając ręce do kieszeni swoich spodni. Zatrzymali się na chwilę, a Charles na nich spojrzał, marszcząc czoło.- Poczekajcie tutaj, ja wypłoszę tę starą jędzę z gabinetu i wejdziecie do środka. Pilnujecie czasu?- zapytał, patrząc na swój zegarek.- Jak tam będziecie weźcie znowu eliksir, bo minęło już czterdzieści minut.
 - Jesteś najlepszy.- powiedział Louis, uśmiechając się szeroko.- Przytulę cię tylko, jak będziemy w domu, bo teraz tak głupio.- stwierdził, a jego brat się zaśmiał. Puścił mu oczko i ruszył do biura swojej szefowej.
 - Lou, powiesz mi, czemu wkradliśmy się tu w dzień, przez toaletę, używając eliksiru, udając kogoś innego i pilnując się na każdym kroku, żeby nie palnąć jakieś głupoty, a nie w nocy przez budkę telefoniczną, będąc sobą, skoro mogliśmy wtedy wykraść to samo i bez zbędnego strachu, że ktoś nas zauważy?- mówił szeptem Liam, jednak cały czas się złościł. Lou westchnął patrząc na niego. Wiedział, że to pytanie w końcu padnie. W końcu jego przyjaciel był bardzo inteligenty.
 - Nasza cudowna pani minister może być na tyle mądra, że nie będzie trzymała nic w swoim gabinecie, a wtedy musimy się popytać innych ludzi, aby nie wrócić z pustymi rękoma.- powiedział Lou, a chwilę później wysoka i szczupła postać o bladej twarzy i szpiczastym podbródku wyskoczyła ze swojego gabinetu, a Charles biegł tuż za nią, śmiejąc się ukradkiem i rzucając spojrzenie w stronę chłopaków. Wiedzieli, że mają niewiele czasu. Lou obejrzał się i powoli wszedł do środka, a zaraz za nim Liam, który zamknął za sobą drzwi.
 - Najpierw eliksir.- zarządził Louis, a obaj wyciągnęli ze swoich toreb butelki. Ślizgon od razu wypił kilka łyków cytrynowego napoju, tym razem nie czując wielkiej różnicy, oprócz mrowienia w okolicy pępka.- Szukaj czegoś, co jest związane z Hogwartem i Doof'em.- powiedział Louis, zabierając się do szukania w biurku pani minister, a Liam w jej szafie. Spędzili tam dobre dwadzieścia minut, gdy w końcu Lou na trafił na coś, co przykuło jego uwagę.
 - Li! Liam!- krzyknął, a mężczyzna, który był jego przyjacielem natychmiast rzucił wszystko i podbiegł do niego.- Patrz!- pokazał mu dokument dotyczący zmiany dyrektora i zastąpienie do niejakim Cameronem Moonem. Kolejny plik papierów dotyczył zdolności, wykształcenia i doświadczenia tego całego Camerona. Chłopcy czytali wszystko po kolei uważnie, dochodząc do wniosku, że odnaleźli tajemniczą osobę o inicjałach "C.M".- Mamy to.- powiedział Lou, chowając papiery z powrotem do szuflady.- W dodatku jest z rocznika Doof'a... skończył Hogwart... Nie myślisz, że oni... no wiesz...
 - Byli razem?- dokończył za niego Liam, a Louis tylko kiwnął głową. Młodszy westchnął, zastanawiając się nad tym.- Nie wiem, Lou. To bardzo prawdopodobne. Tylko co teraz?
 - Teraz musimy stąd iść i dowiedzieć się coś więcej o nim. Na przykład, co teraz robi.- powiedział, a Liam w tym czasie użył zaklęcia czyszczącego, aby posprzątać biuro. Chłopcy ruszyli do drzwi, jednak zatrzymali się nagle, słysząc czyjeś kroki, a chwilę później jadowity głos pani minister oraz głos Charlesa.- Cholera.- dodał Lou, ciągnąc swojego przyjaciela w stronę szafy. Pani minister wpadła do biura z bratem Tommo w tym samym momencie, co oni zamknęli za sobą drzwi.

 Zayn naprawdę uwielbiał fakt, że Harry był animagiem. Jednak teraz, gdy Styles szedł obok niego jako wilk, szukając jakichkolwiek śladów z nosem przy ziemi, to czuł się niezręcznie, nie mogąc z nim zamienić nawet jednego słowa. Szli w milczeniu, a jedynym odgłosem był trzask łamanych gałęzi oraz pociąganie nosem przez Gryfona. W końcu wilk zatrzymał się, patrząc przez siebie, a jego uszy zaczęły drgać, jakby nasłuchiwał. Nagle odwrócił się, spoglądając się na Zayna i zawarczał. Malik nie wiedział jak z nim postępować. Jak z psem, czy jak z człowiekiem?
 - Co jest Harry?- chłopak kucnął, kładąc dłoń na łbie wilka. Ten znów zawarczał wskazując podłużnym pyskiem miejsce między drzewami i zrobił dwa małe kroki do tyłu na ugiętych łapach. Jego ogon był podkulony. Zayn wyciągnął przed siebie zapaloną różdżkę, rozglądając się dookoła. Spojrzał na dół, zauważając węże, które pełzły w stronę, z której oni przyszli. Dookoła była tak ciemno, jakby był środek nocy, chociaż Zayn był pewien że lekcje dawno się zaczęły, może nawet dochodziła pora obiadowa, a zwierzęta chciały przez to wtargnąć się do środka.
 - Co się tam dzieje?- zapytał Malik w ich języku, a jeden z nich się zatrzymał. Był on największy ze wszystkich. Uniósł swój łeb, patrząc na Malika, powoli wyciągając język.
 - Uciekamy.- odpowiedziało zwierzę, chociaż z jego gardła wydobył się tylko syk. Harry przyglądał się temu uważnie, pierwszy raz będąc świadkiem możliwości swojego przyjaciela. Dla Malika to było coś normalnego, do czego już przywykł, ale jednak w świecie czarów wężouści rzadko kiedy się zdarzali. W pewnym momencie zauważył jakiś ruch między drzewami i podążył w tamtą stronę, zostawiając Zayna samego wraz z gadem.
 - Przed kim?- dopytywał chłopak, przyglądając się temu, jak pozostałe węże uciekają, a ten, z którym właśnie rozmawiał ogląda się za nimi. Wiedział, że to tylko jego talent przytrzymuje węża do pozostania jeszcze przez chwilę. Nie zauważył tego, jak jego przyjaciel znika między krzakami jako wilk, skradając się w jeszcze mroczniejsze zakamarki Zakazanego Lasu.
 - Tutaj jest potężny czarodziej. On wszystkich chce skłócić, a zwierzęta zabić. Wie o waszej obecności. Uciekajcie, póki jeszcze nie wyruszył za wami.- powiedział wąż, po czym opuścił swój łeb, podążając za pozostałymi. Zayn przestraszył się trochę i w końcu się podniósł, od razu oglądając się za siebie, aby powiedzieć Harry'emu wszystko, co przekazał mu wąż.
 - Harry?- powiedział, a jego serce zamarło.- Harry?!- powiedział głośniej, ale jego przyjaciela nie było. Błądził wzrokiem pośród drzew, starając się odnaleźć jakiś ślad po wilku, lecz to było na nic. Nie mógł go odnaleźć.- Harry!- nawoływał go cały czas, nie zważając na okoliczne zwierzęta i to, że może je spłoszyć.
 Nie wiedział, co miał robić, więc przemierzał las w nieznanym kierunku, równie dobrze mogąc minąć się ze Stylesem, jednak nie chciał stać bezczynnie i czekać, aż ktoś go uratuje. W pewnym momencie poczuł jak coś miękkiego przebiega obok jego nóg. Spojrzał się, widząc biegnącego wilka, którym był jego przyjaciel. Z ulgą pobiegł za nim bez słowa, jednak szybkość zwierzęcia była nieporównywalna do tej jego. Po kilkunastu minutach biegu Harry się zatrzymał i schował za drzewem, aby zapewne zamienić się z powrotem w człowieka. Zayn ledwo co dyszał. Nienawidził biegać. Rzucił Harry'emu jego ubrania i różdżkę i wystrzelił w górę czerwone fajerwerki, zanim jego przyjaciel zdążyłby zaprotestować. Wiedział, że nie bez powodu biegli, a dokładniej uciekali, a zanim wybiegli by z lasu, to ktoś lub coś mogłoby ich złapać.
 Harry chwilę później wyszedł zza drzewa w białej koszulce i czarnych spodniach. Z jego wargi ściekała krew. Otarł ją wierzchem dłoni, nie chcąc nic mówić. Po chwili korony drzew rozsunęły się, ukazując dwie postaci na miotłach. Zayn wskoczył przed Perrie, nie pozwalając swojej dziewczynie kierować, a ta objęła go w pasie, uspakajając się, że nic nie jest jej chłopakowi. Harry natomiast, że nie miał już sił, wskoczył za Taylor, przylegając do jej pleców i polegając całkiem na jej zdolnościach lotniczych. Chwilę później we czwórkę kierowali się w stronę wieży astronomicznej i Hazz po raz pierwszy od kilku godzin poczuł jak bardzo burczało mu w brzuchu i jak zmęczony był.
 Wszyscy znaleźli się na miejscu, gdzie zapłakana Perrie rzuciła się na swojego chłopaka, mówiąc, jak bardzo się o niego martwiła. Harry uśmiechnął się tylko. Pragnął, aby Louis też się na niego rzucał każdego dnia, przytulał i całował... Ale przez swoją głupotę i, jak to kiedyś Louis nazwał, puszczalstwo, musiał teraz znosić to, że go odtrącał. Chłopak spojrzał na niebo i stwierdził, że zbliżała się godzina szesnasta. Louis z Liamem pewnie wrócą późnym jeśli w ogóle mieli zamiar wrócić jeszcze dzisiaj. Gryfonowi znowu zaburczało w brzuchu.
 - Oh, tak, zapomniałabym. My też nic nie jadłyśmy.- powiedziała Tay, kładąc miotłę na podłodze.- Stróżka. Stróżka!- zawołała Puchonka, która swój pokój wspólny miała obok kuchni i często wkradała się do środka. Po chwili przed nimi pojawił się skrzat domowy, który na widok Taylor skłonił się nisko i poprawił swoją wielką kokardę.
 - Panienka Swift mnie wzywała?- spytała, a dziewczyna pokiwała głową.- Co się stało, panienko?- zapytała skrzatka, a wszyscy już domyślili się, że Taylor poprosi ją o przyniesienie im jedzenia, gdyż sami mieli czekać na wieży astronomicznej do powrotu Louis i Liama, albo listu przyniesionego od Ollie'go.
 - Stróżko, przynieś nam tutaj coś do jedzenia. Nie byliśmy dzisiaj na obiedzie, ani śniadaniu i jesteśmy bardzo głodni.- powiedziała, a skrzatka zniknęła, kłaniając się nisko. Wszyscy usiedli na podłodze, opierając się o zimny mur. Harry bawił się swoją różdżką i nie patrzył na pozostałych.
 - Hej, młody, słyszysz nas?- zawołała Tay, a Styles na nią spojrzał rozkojarzonym wzrokiem. Uśmiechała się pogodnie, jakby próbując uspokoić jego myśli. Otarł swoją twarz, ścierając resztki zeschniętej krwi, która wypływała z rany na jego twarzy.
 - Po co tam pobiegłeś?- zapytał się Zayn, odrywając wzrok od swojej dziewczyny, a Harry wzruszył ramionami.- I co tam znalazłeś?
 - Opowiem to wszystkim. A ty czego się dowiedziałeś po tej rozmowie z wężami?- zapytał. Perrie się napięła, zdziwiona, że Harry o tym wiedział, a Taylor otworzyła szerzej oczy, nie wiedząc o czym on mówił.
 - Też opowiem jak wszyscy będą. I przy okazji muszę im powiedzieć, że jestem wężousty.- dodał z uśmiechem na twarzy, zerkając na Tay, na co ta aż zakrztusiła się powietrzem. Wywodziła się z rodziny mugoli i dla niej takie coś było zupełnie czymś nowym oraz jeszcze bardziej niesamowitym.
 - Ta, a ja muszę powiedzieć o byciu animagiem.- zaśmiał się Harry, zyskując na sobie spojrzenie Perrie oraz zaskoczonej Tay. Obie miały szeroko otwarte oczy i nie mogły wydusić z siebie słowa.- Tak, jestem niezarejestrowanym animagiem. Zmieniam się w wilka, ale nic nie wiecie, shhh.- przystawił palec do ust.
 - Pokażesz?- zapytała podekscytowana Krukonka. Zawsze była pod wrażeniem, jak nauczyciel transmutacji, profesor Mitchie zmienia się w golden rotrivera. Harry pokręcił głową, patrząc na nią przepraszająco.
 - Nie mam siły. Innym razem, Pezz. Wybacz.- powiedział, a dziewczyna tylko kiwnęła głową, wtulając się w Zayna. Harry'emu znów zaburczało w brzuchu i chciał już mieć jedzenie przed sobą. Mógł śmiało powiedzieć, że miał wilczy apetyt.
 - Jest chyba jeszcze jedna rzecz, o której musisz powiedzieć, Hazz.- odezwał się Zayn, a Gryfon na niego spojrzał. Ślizgon gładził włosy swojej dziewczyny i utrzymywał ze swoim przyjacielem kontakt wzrokowy.- Chodzi o Louisa. Musisz mu powiedzieć, co czujesz.- dodał, a Harry zarumienił się. No tak, jego przyjaciele wszystkiego się domyślili, to znaczy, że Lou pewnie też o tym wiedział i specjalnie go odrzucał. A on głupio myślał, że może go nie zauważa.
 - Przestań, Zayn. On nigdy nie odwzajemni moich uczuć i nie mam co się starać. On nawet nie chciałby kogoś takiego jak ja. Przecież wiesz, jak się zachowywałem w stosunku do dziewczyn...
 - Ale zmieniłeś swoje nastawienie i to jest ważne. Louis na razie ma na głowie ratowanie szkoły i egzaminy, więc uważam, że po OWUTEMACH powinniście na spokojnie porozmawiać. Myślisz, że czyja miłość cię chroni przed nienawiścią? Jakiejś przypadkowej dziewczyny, z którą byłeś kilka dni? Wybacz, stary, ale byłeś ślepy, bo Louisowi podobasz się od przeszło ośmiu lat jak się znamy, a zakochany jest w tobie od jakiś dwóch, może trzech.- stwierdził Zayn, dodając Harry'emu otuchy. W jego sercu na nowo zagościła nadzieja i po tych słowach zrozumiał. Zrozumiał, że naprawdę był ślepy na te wszystkie gesty, zdrobnienia i zachowania przez te wszystkie lata, a on głupi myślał, że jak rok był zakochany w swoim przyjacielu to cierpiał. To co miał czuć taki Louis, który męczył się osiem lat z takim idiotą, jakim był Harry niezauważający starań Ślizgona?

 - Ci ludzie mnie powoli wykańczają.- stwierdziła kobieta, opadając na swój fotel. Louis przez małą szparę w drzwiach obserwował kobietę i swojego brata, który jak wierny piesek stał obok niej, słuchają każdego słowa, wylatującego z jej ust.- Panie Tomlinson proszę zanotować kolejną wizytę w Hogwarcie. Od września wprowadzimy reformy.
 - Uhm... Pani Mai, jakie reformy?- zapytał Charles, a Louis wytężył słuch. Liam przybliżył się do niego, aby również nasłuchiwać, chociaż nie mógł nic zobaczyć. Nie mieli jak stąd wyjść. Teleportacja na terenie Ministerstwa była niemożliwa, a wyjście stąd zbyt ryzykowne. Jednak nie mogli tak czekać, bo kobieta w każdej chwili mogła ich zaważyć. Musiał dać jakiś znak Charlesowi..
 - Wielkie reformy, panie Tomlinson. Nie mogę panu za dużo przekazać, ze względu na pańskiego wścibskiego brata i jego kontakt z dyrektorem. To nawet ja nie byłam taką pupilką.- prychnęła, a w Louisie aż się zagotowało. Miał ochotę wyjść stamtąd i rzucić się na kobietę, jednak jego przyjaciel go powstrzymał. Pani minister spojrzała instynktownie na szafę.
 - Proszę mi wybaczyć, ale nie rozmawiam z moimi braćmi na temat tego, co dzieje się w mojej pracy. To co dzieje się w Ministerstwie, zostaje w Ministerstwie, a ja jestem wierny tej zasadzie. W dodatku nie uważam, że powinno to interesować mojego najmłodszego brata, który w tym roku kończy szkołę i pozostał mu zaledwie miesiąc nauki.- powiedział Charles spokojnie, a Lou wiedział, że po prostu chciał wyciągnąć od kobiety potrzebne informacje, może nie do końca świadomy, że jego brat nadal tu był.
 - Masz rację, chłopcze.- odpowiedziała, machając ręką i zagłębiając się w fotel.- Przez ostatnie trzy lata darzyłam się ogromnym zaufaniem i nigdy mnie nie zawiodłeś. Nic, co ci powierzyłam, nie wydostało się poza gmach tego budynku przed czasem, a tym bardziej nie rozpowszechniło się wśród małoletnich czarodziei.- dodała, wskazując krzesło przed sobą, a Charles natychmiast na nim usiadł, czekając aż kobieta opowie mu o tych reformach. Louis zauważył błądzący uśmiech na jego twarzy. Byli tak bardzo podobni...
 - Więc na kiedy mam zapisać kolejną wizytę w szkole i czego ona ma dotyczyć?- zapytał Charles, wyciągając z teczki samopiszące pióro oraz notes, który zawisł w powietrzu. Jego kartki same zaczęły się przekręcać, czekając, aż padnie jakaś data.
 - Tak, może już po egzaminach, dajmy tym dzieciakom spokój... Zapisz datę 20 czerwca.- powiedziała, a kalendarz otworzył się mniej więcej w połowie, a pióro naskrobało coś na wybranej kartce. Louis przycisnął ucho do drzwi, przytrzymując się Liama, aby nie wypadli. Najgorsze, co teraz mogłoby ich spotkać, to odnalezienie go przez panią minister. Nie tylko on miałby kłopoty, ale również jego brat, który tak bardzo mu pomógł.- Panie Tomlinson, tu chodzi o coś więcej niż naukę. Te dzieciaki większość swojego młodzieńczego życia spędzają w szkole, one są tam wychowywane. Uważam, że od teraz Ministerstwo powinno wybierać dyrektora, a w dodatku osoby, które oprócz nauczania, będą w szkole patrolowały korytarze, pokoje wspólne i błonia, aby te dzieci nauczyły się kultury oraz poszanowania.- powiedziała, a Louis pobladł. Liam wziął głęboki oddech. Tommo wrócił wzrokiem do brata, który się zmieszał i nie wiedział, co miał odpowiedzieć.
 - Ohh... No tak, uhm... Bardzo dobry pomysł... Pani Mai, ale musi pani iść na salę rozpraw, natychmiast... Za 10 minut jest rozprawa czarodzieja, który używał zaklęcia Imperio na mugolu.- powiedział, patrząc w dziennik. Kobieta zerwała się z miejsca, dziękując Charlesowi i wyszła z biura, zostawiając starszego Tomlinsona samego. No może nie do końca.- Wyłaźcie stąd szybko, żeby się nie wróciła.- powiedział, a Liam z Louisem wyszli z szafy poprawiając swoje garnitury. Przełożyli sobie torby przez ramiona i pokierowali się w stronę wyjścia. Charles wyjrzał przez drzwi, upewniając się, czy nikogo nie było, po czym cała trójka wyszła na zewnątrz.
 - Charles, jak zwykle ratujesz mi dupę.- powiedział Louis, chowając twarz w dłoniach, gdy szli w stronę windy. Mężczyzna spojrzał na swojego brata i położył mu rękę na ramieniu, patrząc mu prosto w oczy.
 - Ryzuję własną pracę, ty ryzykujesz swoją przyszłość, w każdej chwili mogą nas przyłapać.- mówił szybko przejętym głosem.- Jednak Hogwart wspominam bardzo dobrze, to były najlepsze lata mojego życia, mam do tej szkoły ogromny sentyment i jeśli Ministerstwo się w to wszystko wpieprzy to nie będzie to samo miejsce.- dodał, a Lou aż był w szoku. Jego brat rzadko kiedy używał takich słów.- Uratuj tę szkołę, rozumiesz?- powiedział, a Tommo tylko pokiwał głową. Chłopak poczuł mrowienie w całym ciele i spojrzał na Liama.
 - Eliksir. Ostatnia dawka.- powiedział, wyciągając butelkę, aby wypić ostatnich kilka łyków, które pozostawiły go w postaci Steve'a Pucket'a, a jego przyjaciela jako Dolana Harrisa.- Mamy godzinę, aby dowiedzieć się czegoś o Cameronie Moonie.- odpowiedział, a jego brat spojrzał na niego niezrozumiale.
 - O kim?!- zapytał, jednak ten tylko pokręcił głową. Wszyscy wsiedli do windy, w której już było kilka osób, a każdy z nich miał udać się na odpowiednie piętro. Louis pochylił się w stronę swojego przyjaciela.
 - Ty jedziesz na poziom czwarty, a ja na poziom szósty. Wypytaj się, ale żeby nikt się nie zorientował. Za czterdzieści minut widzimy się przy fontannie.- powiedział, a chwilę później kobiecy głos oznajmił im, że znaleźli się na czwartym piętrze, czyli w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Liam wziął głęboki oddech i wyszedł z grupką ludzi, na których miejsce pojawili się nowi, którzy witali się z Charlesem.
 - Charles, powiadom Joanne, że za niecałą godzinę opuścimy Ministerstwo i teleportujemy niedaleko was, żeby nas się spodziewała.- szepnął mu Lou, a jego brat kiwnął tylko głową. Po chwili winda zatrzymała się na szóstym piętrze, gdzie znajdował się Departament Transportu Magicznego.- Czterdzieści minut, atrium.- rzucił na odchodne, gdy kolejni ludzie wchodzili do środka, przysłaniając mu jego brata.

 - Zbieramy się.- powiedział Louis, podchodząc do Liama. Mieli dosłownie dziesięć minut, zanim eliksir przestanie działać. Spojrzał na swojego brata, który rozglądał się dookoła.- Powiadomiłeś swoją żonę?
 - Tak.- burknął.- Oni coś wiedzą. Wiedzą, że jest nie tak.- powiedział, gdy zobaczył, jak dwóch ochroniarzy rozmawiało ze sobą i patrzyło w ich stronę.- Idźcie już.- powiedział, odsuwając się do nich. Louis pociągnął Liama w stronę kominków, którymi tu przybili, aby znowu znaleźć się w toalecie. Dosłownie zdążyli wejść w zielone płomienie, gdy mężczyzna w czarnym mundurze podszedł do miejsca, gdzie stali chwilę wcześniej.
 Po chwili obaj znaleźli się na zewnątrz, oddychając świeżym powietrzem oraz każdy w swojej postaci. Louis uśmiechnął się, widząc Liama w trochę przydużym ubraniu, które w dodatku było tak kiczowate, że miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
 Chociaż sam pewnie nie wyglądał lepiej. Zwłaszcza, że Steve miał ogromne nogi w porównaniu do tych jego i cieszył się, że zabrał eleganckie pantofle Harry'ego, bo żadne z jego by nie zmieściły się na stopy kolegi jego brata. Teraz musiał wyglądać jak kaczka, gdy człapali do uliczki, gdzie zostawili Ollie'go i mieli się teleportować do Śnieżki, czyli domu Charlesa i Joanne.
 Weszli w zaułek, gdzie mała płomykówka czekała już na nich. Na widok Liama zahuczała radośnie i usiadła mu na ramieniu. Krukon wyciągnął z torby kawałek pergaminu, atrament i swoje ulubione pióro, aby napisać krótką wiadomość do przyjaciół z Hogwartu.
 - Co mam im przekazać?- zapytał Louisa, który w tych butach o pięć rozmiarów za dużych, człapał jak kaczka. Myślał intensywnie, niepewny jaką decyzję podjąć.
 - Zostajemy u mojego brata do jutra. Wolę się upewnić, że wszystko załatwiliśmy, a w razie czego, wrócę tam w nocy z Charlesem.- odpowiedział, a Liam zanotował coś na kartce.- Napisz, żeby na razie zajęli się egzaminami, a wszystko omówimy po OWUTEMACH.- dodał, a Krukon to dopisał. Zawiązał kartkę przy nóżce Ollie'go. Lou wyciągnął z torby kilka ziaren dając je sowie, która od razu wszystkie zjadła.
 - A teraz leć do Hogwartu i znajdź Danielle.- powiedział Payne, po czym sowa od razu wzniosła się, lecąc w stronę szkoły.- Ile zajmie jej podróż? Trzy, cztery godziny?
 - Myślę, że więcej, skoro my lecieliśmy tu dwie i pół na testralach.- westchnął Louis.- Mamy godzinę jedenastą, więc powinna tam się znaleźć do szesnastej. A teraz powiedz mi, czy czegoś się dowiedziałeś?- Liam pokręcił głową.
 - Ludzie uważają tego Harrisa za dziwaka, który ciągle gada o centaurach.- stwierdził Payne.- Nie mogłem za dużo mówić na inny temat, żeby się nie zorientowali. A co z tobą?
 - Oj, dużo się dowiedziałem. Ale opowiem to jak zbierzemy się wszyscy razem, teraz chodź, musimy się teleportować do mojej bratowej.- odpowiedział Louis i złapał swojego przyjaciela za rękę, ponieważ ten nie wiedział, gdzie znajduje się dom jego brata. Po chwili usłyszeli głośne trzaśnięcie i w ułamku sekundy znaleźli się przed białym, piętrowym domkiem, z błękitnymi ramami oraz drzwiami frontowymi w tym samym kolorze. Ten budynek zawsze Louisowi przywodził na myśl Śnieg i zimę. Dla mugoli był niewidoczny. Widzieli oni tylko puste podwórko, dość zniszczone, na których znajdowało się pełno śmieci, a w rzeczywistości znajdował się tu piękny domek z dużym ogrodem i mieszkała rodzina czarodziei. Na tej ulicy mieszkali sami czarodzieje, jednak trochę dalej już byli zwykli, niemagiczny ludzie.
 - Zapraszam, Li.- powiedział Louis, człapiąc w swoich za dużych butach. Przeszli przez bramę i podeszli do błękitnych drzwi. Lou zapukał do nich, słysząc donośny śmiech swoje chrześniaka.- Jak ja go dawno nie widziałem! Od zeszłych wakacji, rozumiesz? A tak to miesiąc wcześniej mogłem go zobaczyć.
 - Ernest! Ernest, zejdź z tej miotły!- krzyczała Joanne, nie zważając na pukanie w drzwi.- Chyba wrodziłeś się w swojego chrzestnego, jeśli chodzi o zamiłowanie do latania!- zawołała, a Lou i Liam zaczęli się śmiać, znowu stukając kołatką.- Mam cię!- pisnęła, a wraz z tym rozniosło się skomlenie jej synka. Chwilę później Jo otworzyła im wreszcie drzwi.
 - Louuuuu!- pisnął chłopiec, wyrywając się z objęć matki. Ślizgon wziął go na ręce i podrzucił do góry, co równało się z salwą śmiechu.- Lou, kto to.- Ernest wskazał na Liama, który uśmiechnął się pogodnie do malucha.
 - To jest wujek Liam. Fajny, co nie?- zapytał Louis, a chłopiec pokiwał głową.- Ale nie tak fajny jak ja, pamiętaj!
 - Lou najfajniejszy!- powiedział Ernest, a wszyscy w końcu weszli do środka. Ślizgon postawił swojego bratanka na podłodze, a ten pobiegł do salonu, aby przynieść kosz zabawek, które koniecznie musiał pokazać swojemu ulubionemu wujkowi. Jo obejrzała się po chłopakach, unosząc brew do góry i powstrzymując śmiech. Ich stroje całkiem ją rozbawiły, jednak starała się tego nie komentować, bo Charles coś tam jej mówił o tym, co Lou i któryś z jego przyjaciół mają robić w Ministerstwie.
 - Joanne, nic się nie zmieniłaś.- powiedział Louis, tuląc swoją bratową. Była to drobna szatynka, o falowanych włosach i zielonych oczach, a w policzkach miała dołeczki. Tommo czasem nazywał ją damska wersją Harry'ego i gdyby wolał dziewczyny, to właśnie taka by mu się spodobała. To była kolejna z rzeczy, która upodabniała go do jego braci.- Macierzyństwo ci służy.
 - Dzięki, Lou.- zachichotała.- Cześć Liam!- powiedziała, przytulając się do drugiego z chłopaków. Przez trzy lata małżeństwa z bratem Louisa oraz trzy lat bycia parą, poznała jego przyjaciół.
 - Cześć Jo. Piękny domek. Nadal się dziwię, że wcześniej mnie tu nie było.- zaśmiał się Krukon, siadając na krześle i przyglądając się, jak na stoliku noże kroiły stos warzyw.- Zupa?
 - Taaa.- odpowiedziała, oglądając się.- Gdzie Ernest?- popatrzyła po pomieszczeniu, gdy do środka wpadł chłopczyk na małej miotełce, która ledwo co odrywała się od podłogi. Był tak bardzo podobny do swojego ojca, co za tym idzie do Louisa też. Miał jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy, a po matce odziedziczył dołeczki.- Na brodę Merlina, Ernie! Zaraz się potłuczesz! Louis, zabiję cię za to, że kupiłeś mu to na święta!- powiedziała, ganiając swojego syna po kuchni. W końcu udało jej się go złapać, ale tym razem Louis wziął go na ręce, zagadując go, żeby nie przeszkadzał swojej mamie w robieniu obiadu.
 - To był pomysł Harry'ego, a nie mój!- bronił się Tommo, łaskocząc chłopca, który uwielbiał spędzać czas z Louisem. W dodatku taka niezapowiedziana wizyta sprawiła mu wiele radości.
 - Właśnie! Co z Harrym?- zapytała Jo, patrząc wyczekująco na Lou, na co ten się zarumienił. Liam odchrząknął nieznacznie i wziął swoją swoją torbę, mrucząc coś pod nosem o przebraniu się i poszedł szukać łazienki.
 - A co ma być? Przyjaźnimy się.- odpowiedział chłopak, starając się zmienić temat. Cieszył się, że jego bratowa nie wypytywała o powód jego wizyty, ale nie chciał też, aby pytała się o Stylesa. To były dwa najgorsze tematy, jakie mogła wybrać.
 - Tylko?- uniosła brew do góry.- Wybacz Lou, ale odkąd cię znam, a znam cię już od siedmiu lat, czyli zaledwie rok krócej, niż ty znasz chłopaków. Słuchałam nie raz jak opłakujesz to, że on cię odtrąca i widziałam, jak na niego patrzyłeś, gdy przyjeżdżał do domu twojego ojca na wakacje i my z Charlesem was odwiedzaliśmy. Nie oszukasz kobiecej intuicji. NIGDYYYYY!- ostatnie słowo powiedziała ze złowieszczym akcentem, po czym oboje wybuchliśmy śmiechem.- Pogadaj z nim, gdy ta cała sprawa się wyjaśni, egzaminy będą już za wami... Najlepiej w wakacje, na spokojnie.- powiedziała, a Louis kiwnął głową.
 Jego bratowa miała rację. Musiał z nim pogadać, gdy to tylko się wyjaśni. Spojrzał na Ernesta, który przytulał się do jego ramienia i usypiał. Chciał być tak spokojny jak on i cieszyć ze wszystkiego dookoła. Tylko szkoda, że to nie było takie proste.
***
Bezoar - kamień będący antidotum na większość czarodziejskich trucizn.
Alohomora - zaklęcie otwierające zamki.
Hipogryf - magiczne stworzenie, hybryda powstała z połączenia konia z orłem.
Świstoklik - magiczny przedmiot, który umożliwia czarodziejowi teleportację z miejsca na miejsce niezależnie od tego, gdzie się znajduje. Są to przeważnie rzeczy, które mugole uznają za śmieci, np.: stary but, pusta puszka itd.
Conjunvtivitis - zaklęcie oślepiające ofiarę.
Fontana Magicznego Braterstwa - Fontanna znajdująca się na atrium w Ministerstwie Magii, przedstawiała ona czarodzieja z różdżką, piękną czarownicę, centaura, goblina oraz skrzata domowego.
Młodszy Asystent Ministra Magii - wysoka pozycja w Ministerstwie Magii, polegająca na doradzaniu Ministrowi.
***
a/n.: nie wiem jakim cudem, ale ten rozdział ma 8,1k słów, nie licząc słowniczka i notatki od autorki. O mój Boże. Ale to taki przełomowy rozdział... Chciałam wam oznajmić, że jeszcze 4 rozdziały + epilog i kończymy się z tym opowiadaniem ;(
Wasza Lucy x