sobota, 24 października 2015

2. Nienawiść rozchodzi się po mych kościach

 Minęło 17 dni od urodzin Louisa, a ten nie mógł się pozbierać po tym wszystkim, co się stało. W ogóle nie pamiętał, co działo się na jego imprezie. Miał wrażenie, jakby ktoś podał mu jakiś dobry eliksir zapomnienia (którego sam nie potrafił wykonać). Jedyne, co zapamiętał to to, że obudził się w łóżku Harry'ego całkiem nago. Darcy spała im w nogach, Niall z Edem leżeli na podłodze, nieświadomi całej sytuacji wokół nich, a jego ciuchy były porozrzucane po całym pokoju. Reszta Gryfonów z dormitorium pewnie usnęła w Pokoju Życzeń, który zmienił się w wielką sypialnie dla wszystkich, którzy nie potrafili o własnych nogach dotrzeć do swoich łóżek.
 No właśnie... Louis wrócił wtedy do pokoju i starał się nie myśleć o tym, co wtedy mogło się dziać między nimi. Starał się, jednak nie za bardzo mu to wychodziło. W głowie miał mętlik, bo od dawna marzył, aby zbliżyć się do Harry'ego, ale ten ciągle miał dziewczynę. Cóż... za każdym razem inną, ale nadal była to płeć przeciwna.
 A jeśli jednak wolał Louisa, a te dziewczyny to tylko przykrywka przed innymi?
 Od tamtej pory to pytanie krążyło po głowie Lou jak echo. Nie chciał jednak nikomu powiedzieć o swoich uczuciach. Miał pięciu przyjaciół, jednak czasy gdy mówili sobie wszystko, dawno minęły, a ich przyjaźń opierała się na pomocy, spędzaniu razem czasu czy wspólnej nauce. Rzadko kiedy zwierzali się sobie, czy doradzali w różnych kwestiach. Uznali, że to jest trochę babskie...
 I pozostał sam sobie, myśląc o niesamowitym uczuciu, które towarzyszyło mu, jak budził się w objęciach Loczka.
 Westchnął głęboko i otworzył oczy. Zbliżała się godzina siódma, więc musiał wstawać i iść na śniadanie, a potem pędzić w stronę cieplarni na zielarstwo z Krukonami. Przynajmniej trochę pośmieje się wraz z Liamem z Zayna i Perrie, którzy w zeszłym tygodniu dostali szlaban od profesora Neville'a. Przez całą lekcję rozmawiali ze sobą, nie słuchając swojego nauczyciela, gdy ten kazał założyć nauszniki, ponieważ chciał z uczniami siódmego roku powtórzyć Mandragory przed OWUTEMAMI, Oczywiście zorientowali się w ostatniej chwili i przez krótki moment usłyszeli krzyk niedojrzałej sadzonki. Po kilkunastu godzinach siedzenia u siostry Sprause, odzyskali słuch i mogli usłyszeć jaki szlaban otrzymali za niewykonanie polecenia. Mieli sprzątać smocze łajno, które rozsypie się podczas lekcji. I tak do końca miesiąca.
 Louis podniósł się i zacząć szukać swoich szkolnych ubrań. Nie miał ochoty zakładać szaty uczniowskiej, więc dziś zdecydował się wyłącznie na kamizelkę z herbem Slytherinu, nałożoną na białą koszulę i do tego krawat w kolorach domu. Oczywiście też założył czarne spodnie. Na szyi zawiesił medalik, który dostał od Harry'ego i schował go pod ubrania. Spojrzał się potem na łóżko Zayna, który spał w najlepsze, a w między czasie wydawał z siebie ciche posykiwania. Lou zwykle wstawał pierwszy, po czym budził Malika, dzięki czemu nikt z pozostałych chłopaków tego nie słyszał. Zayn miał łóżko przy oknie, a Tommo zaraz obok niego. Po drugiej stronie prostokątnego pokoju byli Blake, Jonatan i Michael.
 - Zayn...- Louis potrząsnął kolegą, który wtulił się mocniej w poduszkę.- Stary.- powtórzył i usłyszał ciche westchnięcie.- Zielarstwo, Perrie, śniadanie. Obudź się.- Mulat odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. Wypuścił powietrze z płuc i z wiązanką przekleństw pod nosem podniósł się z łóżka i zaczął się ubierać. Lou w tym czasie wrzucił podręczniki do torby, a różdżkę schował w boczną kieszeń.
 - Gotowy!- zawołał Zayn po kilku minutach, podczas gdy reszta Ślizgonów dopiero wstawała. Przyjaciele wyszli bez słowa z lochów i skierowali swoje kroki w kierunku Wielkiej Sali, żeby udać się na śniadanie przed pierwszą lekcją. Lou dotknął swojego medalionu przez materiał kamizelki. Odkąd dostał prezent od Loczka, czuł się jakoś inaczej. Od kilku lat dają sobie nawzajem wyjątkowe upominki na urodziny, Boże Narodzenie lub jakieś inne okazje, jednak tym razem towarzyszyła temu magia. Niby nie powinno to dziwić Louisa, skoro był czarodziejem i magia była dla niego codziennością, jednak nadal nie mógł pozbyć się wrażenia, że kawałek srebra zawieszony na łańcuszku zmieni jego życie.
 W dodatku bardzo mu się podobał. Mały, skromny i wyjątkowy. Bardzo chciał, aby znów zapalił się tym cudownym zielonym blaskiem, tak jak gdy dotknął go po raz pierwszy, jednak do tej pory nie powtórzyło się ani razu.
 Lou cały czas myślał, jak może odwdzięczyć się Harry'emu za to i do tej pory nie znalazł odpowiedniego pomysłu. Może coś go oświeci dzisiaj?
 W końcu znaleźli się w Wielkiej Sali. Dzisiaj była środa, więc jedli śniadanie przy stole Gryfonów. Odkąd byli w Hogwarcie, ustalili dni, kiedy przy którym stole jedzą posiłki. Nie licząc dużych uroczystości, gdzie każdy musiał znajdować wśród uczniów swojego domu, każdy siedział tam gdzie chciał, nie tylko ta grupka przyjaciół. Zayn i Louis usiedli na przeciwko Nialla i Liama, wpychając się między Harry'ego, a jakieś dwie małe Gryfonki, które prychnęły na nich, odsuwając się od nich. Louis zachichotał na ich reakcję i obejrzał się na przyjaciół.
 - Niall, Jade, Liam, Danielle, Harry, Zayn, Taylor... Perrie właśnie idzie... gdzie Ed?- zawołał Tomlinson. Styles i Payne wymienili zaniepokojone spojrzenia, Tay nagle się naburmuszyła, a Irlandczyk starał się ukryć swój śmiech.- Wszystko jasne. Zawita na śniadaniu?- zapytał retorycznie, smarując kromkę chleba masłem. Horan pokręcił głową, o mało nie wypluwając swojej owsianki z powrotem na talerz, za co dostał od Jade w tył głowy. Lou posłał do niej chytry uśmiech, bo sam by podobnie zareagował. Bliźniaki od innej matki.
 - Hej, ty, młoda!- krzyknął Zayn do jakiejś dziewczyny, która siedziała dwa miejsca dalej od Thirwal. Prawdopodobnie była pierwszoroczną, bo jeszcze jej nie kojarzyli ani z widzenia, ani tym bardziej z imienia i nazwiska. Uniosła głowę znad książki i zlękniona spojrzała się na chłopaka. Przyjrzała mu się uważnie i jakby zaczęła bać się jeszcze bardziej- Podasz sok dyniowy?- zapytał ją Malik, a ta wyglądała jakby zobaczyła ponuraka. Przełknęła ślinę i popatrzyła po wszystkich, jakby chciała się upewnić, że Mulat mówi do niej.
 - N-nie rzucisz na mnie c-czaru? J-ja nie umiem się bronić jeszcze... Jestem z mugolskiej rodziny...- zaczęła mówić i tym razem Louis spojrzał na nią zdziwiony. Czemu myślała, że Zayn użyje magii? Przecież nawet nie był dla niej wredny, tylko zapytał się, czy da jej sok. Przecież uśmiechał się przyjaźnie, a nie złowrogo!
 - Nawet różdżki nie wziąłem z pokoju, będę musiał się wrócić. A teraz, podasz mi sok?- powtórzył, a dziewczyna podniosła się i podniosła wazę z sokiem dyniowym. Jednak trzęsła się tak bardzo, że waza jej się przechyliła i część jej zawartości poleciała na szatę Mulata. Zaklął on pod nosem i wziął od niej naczynie. Młoda Gryfonka odbiegła z płaczem od nich i po chwili siedziała na drugim końcu stołu.
 - Chłoszczyść.- powiedział Louis i ubranie Malika znowu było suche.- To było dziwne,- skomentował to Tomlinson i zabrał się do jedzenia, jednak zobaczył, że Harry się wzdrygnął. Spojrzał się na niego i zauważył, że siedział bezruchu, patrząc się na swoją miskę. Lou wziął głęboki oddech.
 Nasłuchiwał.
 Harry i Louis w pierwszej klasie wkradli się do Działu Ksiąg Zakazanych i znaleźli książkę dotyczącą transmutacji. Była ona o animagach. Przez lata uczyli się zmiany w zwierzę. Louisowi to nie wyszło, jednak Harry'emu się to udało i od ponad dwóch lat potrafił zmienić się w wilka. Przez co zdobył kilka wilczych cech. W tym bardzo dobry słuch.
 Po kilku chwilach uśmiechnął się do przyjaciół i zaczął z nimi rozmawiać, jakby nic się nie stało. Louis złapał go za ramię, aby ten spojrzał się mu w oczy.
 - Co usłyszałeś?- zapytał twardo, a Hazz się speszył.
 - Nic...
 - Nie kłam.
 Harry westchnął i pochylił się do niebieskookiego, aby nikt inny nie słyszał, co ma mu do przekazania. Zayn, Ed, Niall i Liam wiedzieli o tym, że jest niezarejestrowanym animagiem, jednak ich dziewczyny nie miały o tym bladego pojęcia. I nie chciał poszerzać grona wtajemniczonych.
 - Jest sporo niezadowolonych Gryfonów, którzy nie chcą Śligonów przy naszym stole.
 Lou otworzył szerzej oczy i nie wiedział, co odpowiedzieć. Siedział przy tym stole od 7 lat w każdą środę oraz czasem w weekend i nigdy nie słyszał, że przeszkadza komuś, że tu siedzi. Miał ochotę w tym momencie wstać i kogoś uderzyć, albo użyć jakiegoś wrednego czaru. Jednak się powstrzymał i zaczął udawać, że słucha tego, o czym mówi właśnie Niall.
 - Cholera.
 Wszyscy spojrzeli się na Harry'ego, który patrzył przed siebie i wyglądał tak, jak ta dziewczynka wcześniej wyglądała. Lou podążył za jego wzrokiem i zobaczył młodego chłopca, który przechodził obok nich wraz z wyższym od siebie kolegą i koleżanką o bujnych lokach. Cała trójka była Gryfonami. Usiedli niedaleko nich, a część uczniów domu lwa spojrzała na niego z zaciekawieniem. W tym czasie Styles pobladł i siedział jak sparaliżowany.
 - Kto to?- zapytał szeptem Liam, ale Hazz nie był w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa. Niall wywrócił oczami i odpowiedział za niego:
 - James Potter. Syn Harry'ego Pottera. Jest na pierwszym roku i nasz Harry totalnie nie wie jak się przy nim zachować, bo wstydzi się spytać go o autograf jego ojca albo spotkanie z nim. Czyli to samo, gdy mamy lekcje z profesorem Longbottomem.
 Louisa właśnie olśniło, jak ma odwdzięczyć się za medalik.
 Bingo. Młody Potter.
 Po zielarstwie Louis pobiegł szukać młodych Gryfonów. Nie chciał iść na wróżbiarstwo, więc poprosił Harry'ego, żeby powiedział profesor Madelaine Mistery, że źle się czuje i idzie do Skrzydła Szpitalnego. Jednak w tym czasie latał po korytarzach, aby znaleźć Jamesa Pottera.
 - Gdybym był synem najsłynniejszego czarodzieja na świecie, gdzie bym poszedł w pierwszym miesiącu szkoły?- Lou stanął na środku korytarza i zaczął się rozglądać. Uczniów było coraz mniej, ponieważ każdy szedł na lekcje lub pouczyć się w bibliotece.- Louis, zastanów się, co mówił ci Harry o Potterze...- zaczął mówić sam do siebie i może to nie było zbyt normalne, ale hej, co w tym świecie było zwyczajne!
 Pierwsze miejsce, jakie przyszło mu do głowy, to była chatka Hagrida. Pewnie młody chciał się czegoś dowiedzieć o szkolnych latach swojego ojca! Ślizgon zaczął zbiegać po schodach, które w ostatniej chwili poruszyły się. Lou zaklął pod nosem, przeskakując przez barierkę, żeby znaleźć się na właściwym korytarzu. W tamtym momencie cieszył się, że nie założył długiej szaty, która zapewne zaplątałaby mu się w barierki.
 Zaczął iść w kierunku kolejnych schodów, żeby zejść na parter, gdy obok niego przebiegła grupka Gryfonów. Lou uśmiechnął się przebiegle, bo między nimi dostrzegł Jamesa.
 - Czekajcie.- powiedział, a wszyscy się zatrzymali i na niego spojrzeli. Na twarzy chłopaczka było widać determinację i upór. Stał hardo i przyglądał się wyższemu Ślizgonowi.- Który z was to James Potter?- zapytał retorycznie, bo doskonale wiedział, który z nich to ten, którego szukał.
 - Ja.
 Chłopak wystąpił przed szereg, spoglądając złowrogo na Louisa, który tylko uśmiechał się szczerze i starał się nie myśleć o tym, że z chęcią uciąłby ucho temu gnojkowi za ten bezczelny wzrok.
 - Możemy pogadać we dwóch?- zapytał, a grupka, z którą tu był, odwróciła się na pięcie i wszyscy pomaszerowali dalej. Tomlinson znowu uśmiechnął się życzliwie, aby rozładować napięcie, które w nim buzowało.
 - Co chcesz, Ślizgonie?- warknął, a Lou naprawdę starał się być miły. Chciał tylko odwdzięczyć się swojemu przyjacielowi za prezent, przy okazji robiąc mu miłą niespodziankę.
 - Chciałem cię prosić o przysługę. Mój najlepszy przyjaciel jest wielkim fanem twojego taty i jeśli to możliwe, to czy mógłbyś go poprosić...
 - Nie.- przerwał mu, a Lou zamrugał kilkakrotnie. Okej, tego się nie spodziewał. Myślał, że jak będzie miły, życzliwy to młody się zgodzi...
 - Ale to dla mnie bardzo...
 - Nie interesuje mnie to, Ślizgonie. Jeśli to jakiś żart to wiedz, że profesor Mitchie się dowie. Lepiej trzymaj się swojego domu. Zabierz kolegów i następnym razem nie siadaj przy naszym stole.- odpowiedział, odwracając się i biegnąc w stronę kolegów.
 Louis totalnie nie wiedział, co dzieje się wokoło. Czy po tylu latach spokoju Gryfoni znowu zaczęli kłócić się z Ślizgonami? Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego...
***
Logan Mitchie - nauczyciel transmutacji, opiekun Gryffindoru
siostra Sprouse - pielęgniarka
Mandragory - rośliny, które przypominały niemowlęta. Więcej można poczytać na harry potter wikia o nich ;)
ponurak - duży, czarny, widmowy pies o czerwonych oczach uważany za najgorszy omen/zwiastun śmierci.
***
a/n.: I jak drugi rozdział? Powoli zaczynamy się zagłębiać w temat tego fanfiction, mmm. Nox moi kochani x

sobota, 17 października 2015

1. Nikt nas już nie rozdzieli

 - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO LOUIS!- krzyknęli przyjaciele Tomlinsona, którzy siedzieli w jego dormitorium od jakiejś godziny. Zayn, który mieszkał wraz z Lou, pomógł im się tutaj dostać, gdy Tommo odpracowywał swój pierwszy szlaban na siódmym roku. Najstarszy chłopak wystraszył się, klnąc siarczyście pod nosem, po czym rzucił się w wir życzeń oraz uścisków od najbliższych.
 - Idioci.- zaśmiał się błękitnooki, przytulając Danielle, Puchonkę i dziewczynę Liama.- Myślałem, że zapomnieliście!
 Wszyscy na niego spojrzeli, jakby właśnie mieli go zabić. No właśnie... Znali się tak długo, że takie stwierdzenie było dla nich jak zdrada.
 - Lou!- pisnęła Selena, obecna dziewczyna Harry'ego. A może miała na imię Elena? Albo Kate. Louis się już w tym pogubił, bo Loczek zmieniał dziewczyny częściej niż rękawiczki, zwłaszcza będąc na siódmym roku. Każda chciała umówić się z tak dzielnym Gryfonem z ostatniej klasy. Ślizgon niechętnie ją przytulił i odebrał od niej pakunek z prezentem. I tak za góra tydzień nie będzie zwracała na nich uwagę, bo będzie śmiertelnie obrażona na jego najlepszego przyjaciela za to, że umówił się z inną. Tomlinson przerabiał ten schemat na każde uroczystości. I nie tylko.
 - Nadal nie powiedziałeś, za co Degas dał ci szlaban!- zawołał Ed z Niallem równocześnie. Odkąd przybyli do Hogwartu byli nierozłączni. Połączyło ich specyficzne poczucie humoru i miłość do robienia żartów innym, a zwłaszcza nauczycielom. Trafili razem do Gryffindoru, tak samo jak i Harry. Byli najczęściej karanymi uczniami w szkole, jednak jeszcze nikt nie zamierzał ich wyrzucić. Chyba dyrektorowi przypasowało, że potrafili ujarzmić Irytka, albo zrobić wielkie show na finałowy mecz Quidditcha.
 - Jak profesor Lucille wydarła się na mnie, że zrobiłem najgorszy eliksir zapomnienia, jaki w życiu mogła widzieć, to kazała mi wyjść i zabrać swój kociołek... no to się wkurzyłem, wyszedłem i zawartość wlałem do jakiegoś kantorka. Okazało się potem, że to pokój Degasa.- Louis opowiedział, a wszyscy wybuchli śmiechem, nawet Gryfoni, którzy wtedy mieli eikisry ze Ślizgonami,- Jeszcze odebrała mi 5 punktów! Zamiast dbać, żeby nasz dom zdobył puchar, to nam je zabiera!
 - Ale wy nie macie Eda i  Nialla.- prychnął Hazz, który leżał na łóżku Louisa i głaskał swojego kota, który zdaniem najstarszego był obleśny. Chociaż Tommo kupił Darcy dwa lata temu, nienawidził jej z całego serca. Jako kociak była urocza i idealnie nadawała się na prezent dla Hazzy, lecz teraz jest pierwszy w kolejce, żeby się jej pozbyć. Gruby i leniwy kot perski, w kolorze szaro-niebieskim, białą mordką i brązowo-czerwonymi oczami. Wyglądała jak potwór, a nie milutkie zwierzątko.
 - Dzięki, Hazz. Świetny z ciebie kumpel.- naburmuszył się Irlandczyk, a jego dziewczyna cmoknęła go w policzek. On z Jade byli jak ogień i woda. Gryfon z poczuciem humoru, dystansem do siebie, kochający zwierzęta i wywodzący się z mugolskiej rodziny, który umawia ze Ślizgonką czystej krwi, posiadającą swoje zasady, zawsze wszystko układa pod siebie i nie zna słowa "niemożliwe"? Istna sprzeczność. Ale to w nich było piękne, że mimo różnic, nadal byli ze sobą, dając przykład miłości.
 - Wiesz, że w świecie mugolskim dopiero byłbyś pełnoletni?*- zapytał retorycznie Liam, który jak to Krukon, zawsze musiał się wymądrzać. Louis wywrócił oczami i rzucił się na łóżko obok Harry'ego, na co jego "dziewczyna" dosadnie prychnęła. W sumie jak i Darcy. Niezadowolona, że ktoś przygniótł jej puszysty ogon, przy okazji spychając ją w nogi.
 - To słabo mają. My już od kilku miesięcy możemy używać magii poza Hogwartem.- stwierdził Zayn, przytulając swoją dziewczynę do siebie. Perrie była Krukonką z ich roku. Malik jako pierwszy w swojej rodzinie trafił do Slytherinu, co było dla wszystkich szokiem, jednak duży wpływ na to miały jego zdolności. Potrafił rozmawiać z wężami, o czym wiedział tylko Lou i Perrie - Tommo, ponieważ nie raz w nocy słyszał jak używa tej mowy przez sen, a Edwards, bo chciał, aby mu zaufała, jeszcze zanim byli razem.
 - Ja już od roku!- zawołał jubilat, a reszta parsknęła śmiechem. Louis przytulił się do Harry'ego i zaczął się bawić jego loczkami, które sięgały mu prawie do ramion. Od dłuższego czasu namawiał go, aby je obciął, jednak Styles nie chciał nawet o tym słuchać.
 - Bo jesteś pechowcem Tommo. Gdybyś urodził się 13 dni wcześniej i był z 31 sierpnia to skończyłbyś Hogwart w czerwcu, a tak to tkwisz z nami na siódmym roku.- prychnęła Jade, a Lou zaśmiał się na jej słowa. Miała podobny temperament do niego i czasem nazywał ją swoją bliźniaczką z innej matki.
 - Thirwal, lepiej nie pyskuj, bo zrzucę cię z miotły na najbliższym treningu!- zawołał, rzucając w nią poduszką, jednak ktoś krzyknął accio i puchowy przedmiot zmienił swoją trajektorię lotu. Lou podążył wzrokiem za przedmiotem i zobaczył, że Taylor trzyma poduszkę nad głową i patrzy się na Ślizgona.- Kurna, mogłem rzucić kotem, to tak łatwo byś jej nie złapała!
 - Lou!- pisnął Harry, uderzając go w ramię.- Moja kocica to nie byle jaki kot! Jest cudowna, śliczna i kochana oraz .... DARCY ZOSTAW TO!- krzyknął, a wszyscy odwrócili się w stronę stolika, na którym stało kilka butelek Ognistej Whisky, które miały zostać na wieczór Jednak szare stworzenie właśnie perfidnie przewróciło je łapą, a szklane butelki spadły z trzaskiem na podłogę, tłukąc się na małe kawałeczki. Harry podbiegł do swojego kota, a wraz z nim Liam. Loczek złapał Darcy na ręce i zaczął ją dokładnie oglądać, jakby co najmniej została zaatakowana.
 - Chłoszczyść.- Payne wycelował w odłamki szkła i rozlany alkohol, który po chwili już zniknął. Lou położył dłonie na twarzy i głęboko westchnął.
 - Dzięki Darcy. Dzięki tobie nie mamy nic na wieczorną imprezę.- powiedział, a kotka na niego prychnęła. Styles przytulił ją mocniej do siebie, a ta zaczęła mruczeć. Wszyscy zastanawiali się, czemu to zwierzę lubi tylko swojego właściciela, wszystkich w miarę akceptuje, a Louisa wręcz nienawidzi? 
 W końcu wszyscy zaczęli zbierać się na obiad, ponieważ dochodziła godzina pierwsza po południu. Mieszkańcy pozostałych dormitoriów wraz z głodnym Zaynem na czele zebrali się do wyjścia, ponownie życząc jubilatowi "wszystkiego najlepszego". Został jedynie Harry, kóry podpierał się o ścianę z kotem na rękach. Tomlinson chciał teraz tylko odpocząć po dwugodzinnym czyszczeniu wszystkich pucharów, zanim będzie iść na swoją urodzinową imprezę i upije się do nieprzytomności. Wszystko miało się to stać w ten sobotni wieczór w pokoju życzeń, jednak nie miał na to zbytniej ochoty, Wolałby leżeć w swoim łóżku i czyścić swoją miotłę.
 Harry usiadł obok Lou i zmierził mu włosy. Niebieskooki spojrzał na swojego przyjaciela, który nadal tulił swoją kotkę, obserwując go uważnie.
 - Nie otwierasz prezentów?- spytał młodszy, przygryzając wargę. Lou spojrzał na stos prezentów, które dostał od przyjaciół. Wiedział, czego może się spodziewać. Od Eda i Nialla czegoś śmiesznego, od Liama ciekawej książki, dotyczącej koni, Quidditcha lub obrony przed czarną magią (wcale nie liczył na Jak zostać najlepszym aurorem, wcale...). Danielle, Perrie i Tay planowały mu dać zestaw do polerowania miotły, Zayn coś drogiego, ponieważ na przyjaciół nigdy się nie oszczędza (!), a Jade przechowała dla niego najlepszą Ognistą, jaką poznał świat. Prezent od nowej dziewczyny Harry'ego pewnie spali, lub wrzuci do jeziorka. Jedynym znakiem zapytania był sam Styles, który co rok miał dla niego coś szczególnego.
 - Później to zrobię.- stwierdził i oparł się o zagłowię łóżka. Loczek był czymś widocznie zmartwiony i nie mógł się skupić na tym, co mówi do niego Louis. Starszy westchnął.- Co się dzieje?
 - Boję się.
 I te dwa słowa wystarczyły, żeby Lou przestał myśleć o całym zmęczeniu i dziesiątkach pucharów, jakie wypolerował i mógł skupić się na swoim przyjacielu. Podniósł się na kolana i przycisnął swoje ciało do ciała Harry'ego, siedzącego na brzegu łóżka, przy okazji gniotąc kotkę chłopaka. Harry mało czego się bał, więc to stwierdzenie przeraziło Louisa i natychmiast przypomniał sobie szczególne chwile, gdy Loczek powiedział mu o swoim strachu.
 Jak pierwszy raz spotkali centaura w Zakazanym Lesie...
 Jak zabrali Nialla do Szpitala Świętego Munga...
 Jak umierała jego starsza siostra...
 - Hazz...- szepnął Lou, gładząc jego włosy, a ten odsunął się ode niego i z delikatnym uśmiechem na twarzy oraz niepewnością w oczach, wyciągnął coś ze swojej szaty. List, że ktoś nie żyje? A może chcą go przenieść gdzie indziej? Albo musi odejść ze szkoły? Po głowie Louisa przebiegło tysiące różnych myśli, jedna gorsza od drugiej.
 - Boję się, że nie spodoba ci się prezent ode mnie...- powiedział, a Louis miał ochotę go uderzyć. Wystraszył go na śmierć, serio! A tu chodziło o zwykły prezent urodzinowy. Jednak jubilat odetchnął z ulgą i czuł się jakby ciężki kamień spadł mu z serca. Palnął tylko Loczka w ramię i odrzekł:
 - Głupek.
 Harry otworzył swoją dłoń, ukazując starszemu chłopakowi prezent. Louis otworzył szerzej oczy i zaniemówił. Loczek zmartwił się, bo nie wiedział, czy niespodzianka spodobała się starszemu koledze. Jednak gdy ten go mocno przytulił, wiedział, że trafił w dziesiątkę.
 W dużej dłoni Gryfona leżał srebrny medalik, nieduży, jednak piękny. Na środku widniała czarna litera "L". Lou rozpromienił się i natychmiast wziął swój prezent w dłonie. Gdy tylko chłodny metal zetknął się z ciepłą skórą Tomlinsona, czarna dotychczas litera zaświeciła zielonym blaskiem. Lou zamrugał kilkakrotnie oczami, próbując odwrócić wzrok. Z zamyślenia wyrwało go irytujące miauczenie Darcy, która próbowała się wyrwać z objęć Hazzy. Spojrzał na nią i spostrzegł, że jej brązowo-bordowe oczy stały się krwistoczerwone. Przełknął i gdy miał już coś powiedzieć, wszystko stało tak szybko, jak się zaczęło.
 - Co to...- zaczął Hazz, jednak nie dane było mu skończyć, bo kotka zaczęła strasznie miauczeć i drapać go, co oznaczało, że była głodna.
 - Zapomnijmy.- przerwał mu Lou.- Chodź, pójdziemy na obiad.- stwierdził i obaj wstali, żeby odstawić Darcy do wieży Gryfonów, a sami udali się do Wielkiej Sali.
 I  nie rozmawiali już o tym więcej...
 Wszyscy przyjaciele Louisa, ich dziewczyny, wszyscy Ślizgoni z szóstego i siódmego roku, cztery drużyny Qudditcha, pozostali uczniowie z siódmego roku oraz sam jubilat zbierali się od godziny dziewiątej do godziny w pół do jedenastej w Pokoju Życzeń. Wchodzili tam w małych grupkach, aby nauczyciele nie zauważyli licznej grupy uczniów na korytarzu, zwłaszcza, że obok Ognista lała się litrami do żołądków młodzieży w Hogwarcie. No bo kto powiedział, że każdy ma być tutaj grzeczny?
Tomlinson był dość popularnym uczniem w szkole. Znany ze swojej bystrości, bezczelności i ogromnego uroku osobistego. Był postrzegany jako okaz nie do zdobycia, który w każdej chwili mógł złamać twoje serce i poniżyć cię przed całą szkołą, jeśli tylko wejdziesz mu w drogę. Jednak jeśli ty byłeś wobec niego fair, to i on był najbardziej przyjacielską osobą, jaką mogłeś poznać. Dlatego każdy chciał być na tej imprezie. Ed z Niallem zadbali o to, żeby do Pokoju Życzeń nie trafiło za dużo osób, dlatego, gdy myśleli o swoich potrzebach, dopracowywali wszystko w każdym najmniejszym szczególe, wykazując się wyobraźnią. Zayn pilnował, aby każdy trafił w wyznaczonej porze na siódme piętro, przy okazji sprawdzając, czy nigdzie nie czai się żaden nauczyciel, czy co gorsza Degas.
 Urodziny Lou zaczęły się równo o jedenastej, gdy jubilat w otoczeniu swoich przyjaciół wszedł do środka i wypił pierwszą szklankę Whisky. Muzyka była głośna, uczniowie tańczyli ze sobą, pili i żartowali. Niektórzy całowali się po kątach, inni starali się rozebrać, albo rozebrać innych. Po alkoholu wszyscy byli o wiele bardziej odważni i śmiali, mówili coś, czego na co dzień by nie powiedzieli. Louis tańczył już z kolejną osobą, nawet nie wiedział z kim, bo wszyscy rozmazywali mu się przed oczami i w sumie, miał to gdzieś. Bawił się w najlepsze, gdy nagle uznał, że musi znaleźć Harry'ego. Zaczął przeciskać się do baru, z głupią nadzieją, że tam będzie jego przyjaciel. W normalnych okolicznościach wydałoby mu się to głupie, jednak nie teraz. Teraz miał przeczucie, że znajdzie tam Stylesa, który nie był zbytnim zwolennikiem alkoholu. Rzadko go pił, raczej było to okazyjne i przeważnie w małych ilościach.
 Nie mylił się. Zobaczył Loczka, całującego się z tą swoją nową dziewczyną. Podszedł do nich i perfidnie im przerwał z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak się na niego spojrzał, a młoda Gryfonka fuknęła z oburzeniem.
 - Możesz już sobie iść, Sally.- powiedział Tommo kładąc rękę na ramieniu Harry'ego. Zielonooki tylko pokręcił głową z politowaniem i obserwował rozwój sytuacji.
 - Jestem Sandy!- prychnęła, przeciskając się przez tłum, w poszukiwaniu bodajże jakiegoś chętnego do tańca. A myślałem, że Selena, pomyślał Lou, spoglądając na Stylesa.
 - Mamy ją z głowy.- zawołał dosyć głośno Ślizgon, żeby jego przyjaciel go usłyszał. Hazz kiwnął głową i wskazał na drzwi, znajdujące się niedaleko.
 Louis wyczuł od niego Ognistą, co dla niego było rzadkością. Ale pewnie dzisiaj chciał zaszaleć na urodzinach najlepszego kumpla. Ruszyli razem w stronę drzwi, aby potem niepostrzeżenie przez nie przejść. Chłód uderzył w ich twarze. Zupełnie zapomnieli, że w zamku panuje gorąc, jakby był środek lipca w słonecznych Włoszech, a nie 12 wrzesień w Wielkiej Brytanii.
 - Nie wierzę, że zwiałem z własnej imprezy urodzinowej.- zaśmiał się Lou. Odwrócił się na moment, żeby zobaczyć, jak drzwi znikają i na ich miejscu znów widnieje zwykła ściana.
 - No widzisz. Kiedyś musi być ten pierwszy raz!- zawołał entuzjastycznie Harry, co utwierdziło Lou w przekonaniu, że wypił trochę za dużo dzisiejszego wieczora.
 - A co do pierwszych razów... Ile Ognistej wlałeś w siebie?- zapytał Lou trochę matczynym tonem, jakby bał się, że Hazz zaraz się wywróci albo zrobi coś głupiego.
 - Trzy, może cztery...
 - Szklanki?- zdziwił się chłopak. Czyżby po takiej ilości już się upił?
 - Co ty... butelki!
 Powiedział, a Lou aż przystanął ze zdziwienia. Porządny Harry wypił trzy butelki Whisky? Czy to możliwe? Zdecydowanie chciałby mieć urodziny częściej, żeby to znowu zobaczyć...
 Gdy już miał się odezwać, poczuł gorący oddech Harry'ego przy swojej szyi. Jego ciało przeszły dreszcze, gdy młodszy chłopak całował jego odkrytą skórę, a swoje duże dłonie trzymał na jego plecach. Louis zadrżał, ponieważ pragnął tego. Cholera, nawet bardzo! Ale nie wiedział, czy w takim stanie powinni.
 - Pocałuj mnie, Lou. Pocałuj mnie, proszę.- szepnął mu Gryfon prosto do ucha, rozwiewając wszelkie wątpliwości. Położył ręce na jego karku, przyciągając go jak najbliżej siebie i wpijając swoje usta w te jego. Oh tak, czuł posmak Ognistej, czekolady i mięty... Coś co tak bardzo kojarzyło mu się z Loczkiem, jednak nigdy nie zastanawiał się, jakie to może być w smaku. Cały drżał. Z radości, podniecenia i zimna. Ekscytował się tą chwilą, chociaż wiedział, że rano żaden z nich nie będzie o tym pamiętał. A może jednak uda mu się zachować to wspomnienie w pamięci i przypominać je sobie  zawsze, gdy Harry będzie miał nową dziewczynę, a na niego nie zwróci uwagi. Po kilku chwilach, a może nawet minutach, oderwali się od siebie i popatrzyli sobie prosto w oczy. Żaden się nie odzywał, jednak obaj myśleli o tym samym. Zawsze tak było, że potrafili odczytać swoje nastroje i znać swoje myśli, bez użycia zaklęć.
 - Do twojego dormitorium.
 - Do mojego dormitorium.
 Powiedzieli równo jak i miliony razy wcześniej, jednak tym razem nie chodziło o przypadkowe słowa, wypowiedziane w tym samym czasie. Tutaj chodziło o to, co miało stać się za chwilę. Harry pociągnął Louisa za sobą, biegnąc w stronę wieży Gryffindoru. Może żaden o tym nie będzie pamiętał, a może obaj zachowają to dla siebie, kto wie? Może będą tego żałować, a może to jest dla nich początek nowych problemów?
 Nic się nie liczyło w tamtej chwili, jak obecność tego drugiego. Bliskość, czułość, namiętność i uczucie między nimi. Tylko oni dwaj i nikt poza nimi.
***
Degas - nazwisko nowego woźnego, wymyślonego przeze mnie na potrzeby fanfiction :) również charłak jak Filch
Charłak - osoba, która urodziła si,ę w magicznej rodzinie, jednak nie ma żadnych zdolności magicznych
Irytek - poltergeist w Hogwarcie, czyli "hałaśliwy duch", głównie to jest jakiś dźwięk, rzucanie przedmiotami, pojawianie się i znikanie różnych rzeczy, rzadko porównywane do materialnej rzeczy. Np zwykłe duchy przypominają ludzi, a poltergeisty są jakby "niewidzialne".
* w świecie czarodziei pełnoletność osiągasz w wieku 17 lat 

Ognista whisky -napój alkoholowy spożywany przez czarodziejów i czarownice. Wiadomo, że po wypiciu Ognistej Whisky pojawia się uczucie pieczenia w gardle, a sam spożywający nabiera odwagi i śmiałości.
Szpital Św. Munga - szpital dla czarodziei. W książce było, że tam znajdowali się rodzice Neville'a i Lockhart 
***
a/n.: I jak wam się podoba pierwszy rozdział? Szybko mieliśmy pierwszy Larry moment, ale lepiej się nie przywiązujcie do tego ;) Czeka was wiele niespodzianek, a to tylko początek!
Nox moi kochani!
Wasza Lucy x