czwartek, 17 grudnia 2015

9. Gdy oddycham twą miłością

 Cała dziesiątka szła gęsiego za dyrektorem i panią minister, która, w przeciwieństwie od profesora Doofa, wydawała się być bardzo zadowolona z siebie oraz ze swojego odkrycia. Dla niektórych z nich była to pierwsza wizyta w gabinecie dyrektora. Przyjaciele nie mieli pojęcia, jak oni ich odnaleźli. Jednak nie zaprzątali sobie tym głowy. Szli w stronę gabinetu, ukrytego za posągiem chimery, która posłusznie spytała się o hasło.
 - Bahanka.- odpowiedział mężczyzna zmęczonym tonem, trochę przygnębionym, co nie uszło uwadze Louisa. Ślizgon, idący między Edem i Harrym, zwrócił się do rudzielca szeptem, aby tylko ten go usłyszał:
 - Daj. Mi. Pelerynę.- zaakcentował cicho każde słowo, a Ed z początku wzdrygnął się, czując czyjś oddech na szyi, jednak po cichu wyciągnął swoją pelerynę-niewidkę z podręcznej torby, którą pospiesznie zabrał z pokoju życzeń. Louis włożył materiał pod swoją koszulkę, a medalion rozgrzał się na chwilę, przylegając do jego skóry. Zobaczył również, że dyrektor na chwilę się zatrzymuje, aby poprawić złoty pierścień z symbolem słońca, który zaświecił się jaskrawym żółtym kolorem, a potem oba te przedmioty zgasły, a Doof pokonał ostatnie stopnie, po czym wkroczył do swojego gabinetu. Nikt oprócz Tomlinsona tego nie zauważył, jednak zaniepokoiło go to ogromnie.
 - Więc, więc, więc.- powiedziała pani Ashley, wchodząc do okrągłego gabinetu. Zatrzymała się przed biurkiem i dopiero wtedy się odwróciła, aby spojrzeć na uczniów stojących w długim rządku. Louis trzymał rękę na brzuchu, pilnując aby peleryna mu nie wypadła, a drugą odnalazł dłoń Harry'ego, łapiąc go za nią. Chłopak nie był zaskoczony dotykiem starszego, więc od razu odwzajemnił uścisk. Doof stanął obok swojego fotela, nie patrząc w ich stronę. Louis zaczął się rozglądać po portretach byłych dyrektorów Hogwartu, wzrokiem odnajdując starego Dumbledore'a, który puszczał mu oczko porozumiewawczo. Wiedział, że ów czarodziej widzi złączone dłonie jego i Hazzy, tak samo jak i profesor Brian.
 - Zaszycie się w nieznanym miejscu w szkole, gdy ogłoszono dekret o sprawdzeniu wszystkich uczniów i nauczycieli, czy aby nie posiadają żadnych czarnomagicznych przedmiotów.- odezwała się swoim jadowitym tonem, a na jej bladej warzy gościł szyderczy uśmiech. Louis wiedział, że liczyła na to, aby kogoś złapać. Przyjaciele obejrzeli się po sobie, bo żadne z nich nie wiedziało o tym dekrecie. Musiał on wejść w życie dopiero w piątek, gdy oni szykowali się do spędzenia weekendu w pokoju życzeń.- Kradzież książek z Działu Ksiąg Zakazanych z biblioteki szkolnej.- dodała po chwili namysłu. Spojrzała się na dyrektora, oczekując od niego jakiegoś pochwalenia lub zadowolenia z jej kary. Jednak on był pogrążony myślami gdzieś daleko, wypatrując czegoś przez okno. Kobieta cicho prychnęła i zaczęła się przechadzać wzdłuż nich, przyglądając się ich zwykłym koszulkom, jakby doszukując się jakiegoś symbolu.- Z jakiego jesteście domu?
 Wszyscy odpowiedzieli chórem, więc do kobiety doszły cztery różne wersje, nie wiedząc która od kogo, co było dla niej niemałym szokiem. Wybałuszyła oczy, odwracając się na pięcie tuż przy Louisie, mrucząc "ciekawe, ciekawe".
 - A tak właściwie...- odezwał się Liam, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.- Czego pani od nas oczekuje? I jak nas pani znalazła?
 Widać było, ze pani minister tylko czekała na to pytanie, bo zaśmiała się zjadliwie i przyjrzała Liamowi. Złapała swoimi szczupłymi, długimi palcami, zakończonymi krwistoczerwonymi paznokciami, jego twarz i przyjrzała mu się uważnie. Louis miał przez chwilę wrażenie, że albo go pocałuje, albo wypali dziurę w czole. W końcu jednak się odsunęła, zakładając ręce za siebie.
 - Dociekliwy. Sprytny. Trochę zarozumiały. Krukon?- zapytała, jednak Liam pokręcił głową, rumieniąc się.
 - Ślizgon.- odrzekł, a nikt nie wiedział, czemu kłamał. Jednak podłapali jego grę, wiedząc, że i oni musieli udawać, że nie byli z tego domu, do którego wybrała ich tiara. Pani minister pobladła, unosząc swój szpiczasty podbródek, jednak nie odezwała się na ten temat. Zaczęła natomiast odpowiadać na jego poprzednie pytania.
 - To nie było trudne, mój drogi. Jestem wybitną czarodziejką, a swoich czasów byłam prefektem naczelnym! Wiem więc, gdzie chowają się uczniowie, aby uniknąć odpowiedzialności.- Lou powstrzymał się od komentarza, że "jej czasy" musiały być jeszcze przed Merlinem, bo zmarszczki na jej twarzy aż raziły go w oczy. Poczuł, że Harry zaciska mocniej jego dłoń.
 - Po co nas pani szukała?- zapytała Perrie, ściskając mocno Zayna. Louis zauważył, że każdy z chłopaków stoi obok swojej dziewczyny i trzyma jej dłoń, aby dodać jej otuchy. Chłopak przełknął ślinę, bo on też trzymał tak Harry'ego i też chciał mu dodać otuchy...
 - Moja droga damo, miałam swoje powody!
 - Może nam je pani zdradzi?- Tommo w końcu nie wytrzymał i odezwał się. Kobieta zwróciła na niego swoje brązowe oczy, przyglądając mu się uważnie. Wiedział, że go poznaje. Charles przecież pracował blisko niej... Przełknął ślinę, gdy zatrzymała się tuż przy nim.
 - Tomlinson... Tak samo zadziorny jak starszy brat. Nie wątpię w jakim domu się znalazłeś z tą swoją bezczelnością!
 - Oczywiście, pani minister. Jestem Gryfonem.- odrzekł, oddając lekki ukłon głową, a stojący obok niego Ed próbował zatuszować swój śmiech kaszlem. Minister była wściekła do granic możliwości. Obróciła się gwałtownie, idąc w stronę dyrektora.
 - Brianie, zrób coś!- krzyknęła, wymachując rękoma, jakby to miało jej pomóc, a na jej twarzy zagościły rumieńce.
 - Jedyne, co mogę zrobić, Ashley.- odrzekł powoli, odwracając wzrok od okna, tuż na jej twarz.- To ukaranie ich za te książki.
 - A co z dekretem?! Brianie, czyżbyś podważał stanowisko Ministerstwa Magii?!- krzyknęła kobieta, robiąc się jeszcze bardziej czerwona na twarzy.- Doskonale wiesz, co cię czeka, jeśli...
 - Nie podważam stanowiska Ministerstwa Magii.- przerwał jej profesor Doof, podchodząc bliżej.- Ów dekret wszedł w życie dopiero w piątek, a z tego co wiem, to mam tydzień na wykonanie zadania. Ci uczniowie są bardzo solidni i nie chcieli uciec, tylko pouczyć się przed OWUTEMAMI, a o posiadaniu jakichkolwiek czarnomagicznych przedmiotów nic nie wiem, ale na pewno sprawdzę, czy nic takiego nie mają.- położył swoją prawą rękę na sercu, obiecując jej swoje słowo oraz wykonanie zadania. Pani minister westchnęła głęboko, a czerwone plamy powoli jej znikały z policzków.
 - Dobrze. Powinieneś ich ukarać.- odezwała się spokojniej.- Jednak rozdziel pary.- Omiotła wzrokiem Zayna i Perrie, Liama i Danielle. Nialla i Jade oraz Eda i Taylor. Na Louis i Harry'ego nawet nie spojrzała, a oni natychmiast puścili swoje dłonie.- A ja przejrzę książki, które oglądali. Może nie mają nic czarnomagicznego, ale zawsze mogli to stworzyć.- w jej głosie można było dosłyszeć jadowitość, niczym u węża, których Louis tak bardzo się bał. 
 - Accio książki!- Kobieta machnęła różdżką nad sobą, a przez otwarte okno po kolei przybyły podręczniki, które tak wertowali cały weekend. Utworzyły one niemały stos na biurku dyrektora. Ashley użyła zaklęcia swobodnego zwisu, unosząc je przed sobą i ruszyła do drzwi. Odwróciła się w ich stronę i przemówiła groźnym tonem:- Rozdziel. Zapamiętaj. Ja tu jeszcze dzisiaj wrócę, muszę cię mieć na oku. Sam wiesz czemu.
 Po tych słowach wyszła, głośno trzaskając drzwiami. Dyrektor był blady i z lekko trzęsącymi się rękoma podszedł do nich. Obejrzał się po wszystkich, westchnął ciężko. Louis wiedział, że pani minister czegoś od niego oczekuje, a Lou chciał dowiedzieć się czego. Musiał porozmawiać z dyrektorem na osobności i w duchu błagał, aby dał mu jakąś karę, którą będzie mógł wykonać albo blisko niego, albo bardzo szybko, żeby tu wrócić.
 - Panna Edwards z panną Peazer pójdziecie do biblioteki, aby pomóc pani April posprzątać regały, ułożyć książki. Pan Malik z panem Sheeranem...- zamyślił się, jakby szukał odpowiedniej dla nich kary i Lou wiedział, że szuka im nie tylko zajęcia, ale czegoś co przybliży ich w rozwiązaniu zagadki.- Hagrid. Tak. On potrzebuje pomocy w Zakazanym Lesie, na pewno coś tam znajdziecie.- zaakcentował ostatnie zdanie, a Lou i Harry wymienili spojrzenia. Czyżby nie mógł im mówić tego wprost? Czyżby byli na podsłuchu?- Pan Payne z panną Thirwall zejdźcie do Degasa, aby wysprzątać Wielką Salę. A panie Horan i panno Swift, wy idźcie do profesora Longbottoma. On na pewno wam wynajdzie jakieś zadanie. A pan, panie Styles, zostanie pan u mnie i wypoleruje wszystkie ramy obrazów.- powiedział dyrektor, krzyżując Louisowi plany.- Panie Tomlinson, zostanie pan z nami oczywiście.- dodał, a Tommo od razu poczuł ulgę.
 - Zmykajcie już. Ah, zapomniałbym!- zatrzymał ich na chwilę.- Zero magii. Mógłbym zabrać wam różdżki, jednak mogą wam być potrzebne... do czegoś innego.
 Przyjaciele wymienili spojrzenia, jednak wszyscy zaczęli wychodzić, a w gabinecie zostali tylko Louis, Harry i Doof. Tommo poprawił pelerynę, wkładając ją za zapięcie spodni, aby mu nie wypadła przy sprzątaniu. Dyrektor wyczarował dla nich ściereczki, którymi mili polerować złote ramy, a zaraz potem małe podesty, aby dosięgnęli do obrazów. Louis musiał wziąć oczywiście ten wyższy, bo na tym mniejszym byłoby mu zdecydowanie trudniej. Harry wziął się do pracy, a Lou zaraz po nim, co nie było takie łatwe bez magii, w dodatku postacie z obrazów ciągle marudziły.
 - Och mój chłopcze! Ostrożnie!- powiedziała Dilys Derwent, starsza czarownica o długich, srebrnych lokach. Louis zaczął wolniej polerować jej ramę, zerkając ukradkiem na Harry'ego, który za wszelką cenę chciałby porozmawiać z Albusem Dumbledorem, jednak profesor Doof mu to uniemożliwiał, więc czyścił ramę Bazyla Fronsaca.
 - Panie dyrektorze..- zaczął Lou, chcąc się czegokolwiek dowiedzieć, jednak mężczyzna uciszył go gestem dłoni.
 - Pracuj Louis. Pracuj. A wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.- odpowiedział, poprawiając swój złoty pierścień z słońcem, który tak bardzo podobał się Ślizgonowi. Louis wrócił do swojego zadania, milcząc i co jakiś czas zerkając na swojego przyjaciela, który również na niego patrzył i posyłał szeroki uśmiech.
 Nie może być tak źle, myślał Lou, nie może...

 Louis z Harrym oprócz wypolerowania ram, wyczyścili również wszystkie instrumenty, meble i schody. Zajęło im to prawie cały dzień. Zbliżała się właśnie godzina szósta po południu, a dyrektor znalazł ich przecież przed ósmą. Bez użycia magii to nie było wcale takie proste i oboje współczuli mugolom, którzy nie mieli żadnej styczności z magią. Ludzie tacy jak zmarła mama Lou, czy ojciec Harry'ego mieli za małżonka czarodzieja, więc niektóre czynności wykonywała za nich magia. Tak było prościej.
 - Koniec.- stwierdził Lou, rzucając się na fotel. Dyrektor przez ten cały czas nie odzywał się do nich, tylko rozmyślał nad nie wiadomo czym. Ślizgon rzucił ściereczkę na podłogę, a ona natychmiast zniknęła. Harry zszedł ze swojego podestu, kładąc na nim materiał, którym sprzątał i one również zniknęły. Gryfon zmęczony podszedł do starszego przyjaciela i usiadł mu na kolanach, przytulając się do niego. Louis zarumienił się wściekle, ale objął go. Zauważył błądzący uśmiech na ustach dyrektora.
 Nagle przez okno wpadła srebrna poświata, przebiegła dookoła pokoju i zatrzymała się przed Louisem i Harrym. Gryfon wstał gwałtownie patrząc w stworzenie. Oboje rozpoznali patronusa Perrie - antylopę. Usiadła ona i przyglądała się im, zanim przemówiła głosem Perrie:
 - To urok. Bardzo potężny, czarnomagiczny. Tylko tyle zdążyłyśmy wyczytać.- gdy antylopa skończyła przemawiać, rozpłynęła się w powietrzu. Lou z Harrym wymienili uradowane spojrzenia - byli już o krok dalej, niż dotychczas. Rzucili się sobie w objęcia, jednak ich radość przerwał kolejny patronus, Zdecydowanie niższy, ale o wiele silniejszy. Przez okno wbiegł duży husky, patronus Eda, który wraz z Zaynem był w Zakazanym Lesie. Pies odezwał się, a chłopcy usłyszeli głos Sheerana:
 - Zwierzęta giną. Zabieraliśmy z Hagridem wiele martwych ciał.- pies zniknął, tak samo jak wcześniej antylopa. Louis i Harry spojrzeli się na profesora Doofa, który już miał coś powiedzieć, gdy przerwał mu kolejny patronus, w którym rozpoznał małą łasicę Nialla. Zwierzę stanęło na dwóch łapach na parapecie i spojrzało prosto na Ślizgona.
 - Profesor Grand zraniła profesora Neville'a. Gdyby nie ja i Tay, byłoby po nim.- usłyszeli przerażony głos blondyna, po czym małe zwierzę zniknęło. Chłopcy przerazili się, dyrektor natychmiast podbiegł do okna, a oni za nim. Zobaczyli jak blady jak ściana Niall unosi ciało profesora Longbottoma, niosąc je zapewne do skrzydła szpitalnego. Za nim szła zapłakana Taylor. Potem wszyscy zauważyli Hagrida i dwóch chłopców, w których rozpoznali Eda oraz Zayna. Nieśli oni niewidzialne dla nich ciało testrala. Harry obejrzał się na Lou. Obaj je widzieli, jako jedyni wśród swoich przyjaciół. Lou, który widział śmierć swojej mamy, a Harry swojej siostry.
 Kobieta go uratowała w świecie mugoli, gdy po prostu szli razem na zakupy, a samochód prawie go przejechał. To było dla niego okropne przeżycie, miał wtedy zaledwie dziewięć lat, jego magiczne zdolności dopiero się kształciły, wybuchł niekontrolowanym płaczem, a mężczyzna z samochodu zaczął krzyczeć z bólu. Jego auto stanęło w płomieniach, a mały Lou nie mógł poradzić sobie ze stratą rodzicielki. Wiedział, że obok niego był jakiś czarodziej. Poczuł nieprzyjemny dreszcz, rozchodzący się po jego ciele, gdy płakał nad swoją zmarłą matką. Usłyszał, że ktoś jest zaskoczony jego reakcją, a dokładniej jej brakiem na zaklęcie. Z czasem zrozumiał, że przez tę sytuację był odporny na zaklęcie Imperiusa, które ktoś wtedy próbował na niego rzucić, aby uspokoić jego nerwy.
 Harry natomiast miał jedenaście lat, wrócił do domu na święta, aby zobaczyć się ze swoją rodziną. Jego siostra była bardzo wybitną czarodziejką, zapewne po ich matce. Gemma była inteligentna, spostrzegawcza, odważna, bardzo dobra w nauce i czarach. Harry podziwiał ją w każdym najmniejszym stopniu, pragnąc być taki jak ona. Miała wtedy osiemnaście lat, skończyła Hogwart, szykując się do roli aurora, jednego z lepszych tych czasów. Rodzice byli z niej bardzo dumni oraz pragnęli jej szczęścia. Tak samo jak i szczęścia jej młodszego brata, który tak jak ona trafił do Gryffindoru. Gemma miała narzeczonego, planowali nawet ślub na kolejny rok, jednak Olivier nie lubił Harry'ego, a Harry nie lubił Oliviera. Mężczyzna był bardzo zazdrosny o swoją dziewczynę, bo była po prostu lepsza od niego. Którejś nocy po Świętach, gdy Harry pakował z powrotem swój kufer, ponieważ nie mógł spać, usłyszał dziwne dźwięki z sypialni siostry. Pobiegł tam i zobaczył, że się krztusi, z jej ust leciała piana. Harry zaczął krzyczeć, lecz zanim ich rodzice przybiegli, ona umarła w jego małych, chłopięcych ramionach. Otruta przez swojego narzeczonego, który potem wylądował w Azkabanie.
 Obaj chłopcy myśleli o tym samym, dopóki nie zobaczyli srebrnego jastrzębia, lecącego nad ich głowami. Obejrzeli się za siebie na ptaka, który usiadł na biurku i przemówił głosem Jade:
 - Pani minister siedziała w Wielkiej Sali wertując książki. Znalazła coś, czego my nie zauważaliśmy. Idzie do was.
 Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Louis wyczarował swojego patronusa, myśląc o pocałunku z Harrym i o słowach, które chce im przekazać. Wieża astronomiczna... myślał, a ogromny wilk o długich łapach i lekko falowanej sierści zmaterializował się przed nim. Zwierzę kiwnęło swoim łbem, ukazując kły i pobiegło w przestrzeń, chcąc przekazać wiadomość wszystkim jego przyjaciołom. Harry spojrzał ukradkiem na Louisa, czego starszy nie zauważył, bo biegł w stronę drzwi. Styles w końcu się opamiętał i ruszył za nim, nawet nie żegnając się z dyrektorem. Na schodach minęli się z Ashley Mai, która spojrzała na nich pogardliwie, jednak nie odezwała się ani słowem. Harry pobiegł dalej. Po chwili zauważył, że Louis stoi w miejscu, gdzie mijał się z kobietą.
 - Loueh! Chodź!- mówił Gryfon, jednak Tommo pokręcił głową.- Proszę, bo będziemy mieć gorsze kłopoty! Proszę...- błagał go, a Louis zauważył łzy w jego oczach. Wiedział, do czego była gotowa ta kobieta.
 - Harreh, idź sam. Wszyscy będą na wieży astronomicznej. Zaraz do was przyjdę.- powiedział, wyjmując spod koszulki pelerynę-niewidkę Eda. Zanim ją na siebie zarzucił, poczuł, że Harry przyciska usta do jego czoła, co dało mu odwagi godnej Gryfona. Uśmiechnął się, zakładając materiał, po chwili stając się niewidzialnym. Zobaczył jak Harry znika za posągiem chimery, a on wrócił się na górę. Jakimś niesłychanym trafem, minister nie zamknęła drzwi od gabinetu dyrektora. Louis stanął przy framudze, wsłuchując się w jej słowa.
 - Nic. Czarno. Magicznego. Tak?!- cedziła po słowie, a na jej twarzy były wściekłe rumieńce, kontrastujące z jej białą twarzą. Widać, że kiedyś miała czarne jak mak włosy, które nieudolnie próbowała naprawić, jednak jej siwizna nadal była widoczna. Była wysoką kobietą, szczupłą i starą.- Czy wiesz, co tutaj jest?!- mówiła takim głosem, jakby chciała kogoś zabić, a Lou prawie cofnął się do tyłu, gdzie z impetem rzuciła książką na biurko.
 - Nie, moja droga. Nie wiem. Możesz mi wytłumaczyć?- powiedział spokojnie Doof, powodując jeszcze większe plamy na twarzy Ashley Mai. Kobieta prychnęła z pogardą, otwierając pierwszą z ksiąg.
 - Czarna Magia. Czysta czarna magia. Brianie, jeśli oni nie wzięli tych książek przez przypadek, to musieli doskonale wiedzieć, co w nich się znajduje!- piszczała z przerażenia. Po chwili zamarła, spoglądając na niego.- To ty stoisz za tym wszystkim. To ty stoisz za... za tym wszystkim! A oni są pod twoją kontrolą!
 - Ashley, pleciesz bzdury. Oni po prostu chcieli zaszaleć w ostatniej klasie, połowy z tych książek nie potrafiliby otworzyć.- odpowiedział jej spokojnie, jednak było widać zmartwienie na jego twarzy. Lou wiedział, że trochę przestraszył się domysłów pani minister. W sumie on i jego przyjaciele działali dla dyrektora... jednak nie w tym celu, co ona myślała.
 - Jeśli znajdę jakikolwiek dowód na to.- zaczęła spokojnie.- Zostaniesz natychmiast zwolniony. A nawet jak nic nie uda mi się odnaleźć, to masz czas do końca roku, aby się z tym uporać, bo w przeciwnym razie, czeka cię ten sam los.- dodała, uśmiechając się sztucznie. Louis zamarł, gdy kobieta się odwróciła i zaczęła iść w jego stronę. Przytulił się jak najbliżej ściany, gdy obok niego przechodziła. Potem szedł za nią dwa stopnie dalej, aby posąg nie zamknął się przed nim, a kobieta nie zauważyła, że ktoś ją śledzi. Gdy Ashley Mai zniknęła na schodach, Lou pobiegł w inną stronę, trzymając pelerynę-niewidkę, aby z niego nie spadła. Dopiero gdy znalazł się na schodach prowadzących na wieżę astronomiczną, zdjął ją i wbiegł na górę, gdzie czekali na niego jego przyjaciele, szepcząc między sobą nowinki. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na niego, gdy zdyszany wpadł na górę. Patrzył na nich uważnie, aż w końcu się odezwał:
 - Chcą wywalić dyrektora. Musimy znaleźć ten problem.
***
Bahanka - inaczej Kąsający Elf, występuje w Europie i Ameryce, jest niewielka.
Sarah April - bibliotekarka w Hogwarcie, postać wymyślona przeze mnie na potrzeby ff
Bazyl Fronsac - były dyrektor Hogwartu, Krukon, miał wiele swoich portretów w szkole
Dilys Derwent - jedna z potężniejszych dyrektorek Hogwartu, żyła w XVIII wieku, kiedyś była Uzdrowicielką, a później została dyrektorką.
Patronus - najsilniejsze, a zarazem najtrudniejsze zaklęcie obronne, umożliwiał porozumiewanie między czarodziejami.
***
a/n.: Przepraszam was, za opóźnienie, ale znowu trafiłam do szpitala. Z moim stanem zdrowia jest krucho :/ Teraz przydałby się Szpital Świętego Munga, nie uważacie? Haha. Dziesiątka pojawi się w sobotę, ewentualnie w niedzielę, czyli tak jak zwykle. Przez przerwę świąteczną rozdziały będą trochę częściej, mniej więcej co 3/4 dni, jeśli znowu nie będzie jakiejś przygody z moją cudowną chorobą. Czy mi się wydaje, czy rozdział jest dłuższy? :D
Wasza Lucy x

sobota, 5 grudnia 2015

8. Twoja dusza cię nie rozumie

Louis wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego po dwóch dniach, gdy większość uczniów wróciła już do swoich rodzin, aby spędzić razem święta. W Hogwarcie została zaledwie garstka osób, przeważnie były to sieroty lub osoby skłócone ze swoimi rodzicami. Jak wiadomo Harry nie obchodził Bożego Narodzenia od śmierci Gemmy, która była jego najlepszą przyjaciółką, osobą, której ufał jak nikomu innemu. Louis miał podobnie. Odkąd jego mama umarła, co widział na własne oczy, nie lubił świąt w domu. Tata zamykał się u siebie w pokoju, a jego bracia i on jedli posiłki w ciszy. W końcu uznali, że każdy będzie je spędzał w swoim zakresie, wysyłając sobie tylko sowy z paczkami i życzeniami. Charles z żoną i dzieckiem, Christopher z narzeczoną, a Lucas samotnie podróżując po świecie. Louis natomiast kolejny rok zostawał z szkole, nudząc się i czasem nadrabiając lekcje.
W tym roku spędził przerwę z Harrym. Chłopak nie dość, że pilnował go przez cały pobyt w Skrzydle Szpitalnym, to potem każdy dzień przesiadywali razem. Gryfon poszedł do Hogsmeade, aby nakupować słodyczy i miodu pitnego, więc siedzieli w Pokoju Życzeń, słuchając muzyki, zajadając się słodkościami i rozmawiając. Rozmawiali bardzo dużo o różnych sprawach, czasem się nawet uczyli, pomagając sobie nawzajem. Louis cieszył się, że ma go na wyłączność i żadna z "koleżanek" Stylesa im nie przeszkadza. Siedzieli wśród poduszek, Darcy krzątała im się między nogami. Obaj mieli mugoli w swojej najbliższej rodzinie, więc czasem zaczynali temat filmów, czy tego jak mugole mogą sobie radzić bez magii. Zastanawiali się też, jaki los ich czeka w przyszłości, ale żaden z nich nie lubił wróżbiarstwa, nie zagłębiali się w to. 
W dzień Bożego Narodzenia dyrektor zwołał ucztę w Wielkiej Sali. Tym razem zamiast czterech wielkich stołów, należących do każdego z domów, znajdował się tylko jeden, zastawiony najróżniejszymi pysznościami. Wokół niego siedziało kilku nauczycieli i uczniów. Oczywiście wśród nich był Hagrid, profesor Felix, centaur, który uczył ich astronomii, profesor Ashton Brooks od starożytnych run i profesor Pamela Eagle, nauczycielka latania na miotle i sędzia w meczach Quidditcha. Harry i Louis poszli razem na świąteczny obiad, ubrani w norweskie swetry, które kupili rok wcześniej w mugolskim świecie wraz z Niallem i rozdali swoim przyjaciołom, którzy byli nimi zachwyceni. Chłopcy chcieli usiąść na końcu stołu, jednak dyrektor przywołał ich do siebie. Zdziwili się, jednak posłuchali go i zajęli miejsca obok niego. Oprócz nich było jeszcze około czterdziestu pięciu uczniów z różnych domów i roków. Jak na niedużą ilość osób panował dość spory hałas. W okresie świąt wszyscy jakby zapomnieli o ogólnej nienawiści, co bardzo ucieszyło Louisa.
Jednak zmartwił go stan dyrektora. Dość blady, zmęczony z wielkimi worami pod oczami. Jego dłonie lekko drgały, a na ustach był wymuszony uśmiech. Zaprosił on Harry'ego i Louisa do siebie na herbatę i ciastko na kolejny dzień.
Tak więc 26 grudnia spędzili u dyrektora, rozmawiając trochę o szkole, trochę o rodzinie. Profesor Doof był miły, pogodny i przyjazny - jak zwykle zresztą. Jednak Ślizgon widział  zdenerwowanie w jego oczach, Tylko nie wiedział, czemu?
- Panie dyrektorze, proszę mi wybaczyć bezpośredniość.- powiedział wtedy. Starszy mężczyzna wypił łyk swojego napoju i spojrzał na Tomlinsona.- Coś się dzieje?
- Jesteś spostrzegawczy, Lou.- odpowiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy, odkładając filiżankę na spodek. Harry przyglądał się im, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodzi, więc tylko słuchał.- Bardzo mi schlebia to, że się o mnie martwisz.- dodał, sięgając po ciastko. Lou gotował się w środku, aby dowiedzieć się, co męczy dyrektora. Myślał, że mu pomoże. Mężczyzna powoli przeżuł czekoladowego piernika z dyniowym nadzieniem i spojrzał się po dwóch chłopakach.
- Tak, coś się dzieje. Jednak nie tylko u mnie, o ile w całym Hogwarcie, Louis. Ostatnio rozmawialiśmy na ten temat, pamiętasz prawda?- zapytał, a Lou przytaknął. Rumieńce wstąpiły na jego policzki, ale udawał, że nic takiego się nie stało.- Przez tą całą... nienawiść mam niemałe kłopoty, jednak próbuję dotrzeć do jej źródła. Sam niestety nie mogę tego dokonać, więc jesteś mi potrzebny. Ty i twoi przyjaciele. Mam już pewne przypuszczenia, ale nie mogę się z wami nimi podzielić, bardzo mi przykro. Musicie sami znaleźć rozwiązanie, może kiedyś wam wyjaśnię czemu.- powiedział, a Lou z Harrym spojrzeli się po sobie, nie odzywając się ani słowem.- Na brodę Merlina! Która to jest godzina już! Zmykajcie do siebie już!- dodał, a chłopcy się podnieśli, idąc w stronę drzwi.- Panie Styles, proszę pamiętać. Do siebie!- uśmiechnął się łagodnie, a Harry zarumienił się wściekle. Pożegnali się uprzejmie i zeszli na parter, aby ruszyć w stronę swoich dormitoriów.
- Czy on zawsze musi wszystko wiedzieć?- zapytał Hazz, a Lou parsknął śmiechem. W duchu przyznał chłopakowi stuprocentową rację. 
Kolejne dni przerwy świątecznej spędzili także wspólnie, nadal pamiętając o rozmowie z dyrektorem. Uczniowie do Hogwartu mieli wrócić dopiero 4 stycznia, więc przed Harrym i Louisem było wiele dni razem. Parę razy wyszli na błonia, aby rzucać w siebie śnieżkami. Któregoś dnia poszli do lasu,  mimo protestów Lou, aby zajrzeć do testrali, które obaj widzieli. Odwiedzili Hagrida i jego wielkiego psa Kła. Opowiadał on o Harrym Potterze i jego przyjaciołach, na co Styles zareagował zbyt entuzjastycznie. Parę razy odwiedzili bibliotekę, aby nadrobić różnego rodzaju wypracowania i prace domowe. W dodatku nauczyciele ciągle ich sprawdzali przed OWUTEMAMI,  raz poszli do Hogsmeade, aby posiedzieć w pubie "pod trzema miotłami" i wypili razem piwo kremowe, przy okazji kupując kilka trunków na Sylwestra i Nowy Rok, który też mieli spędzić tylko we dwóch. Czy Ognista Whisky, rum porzeczkowy, grzany miód z korzeniami i Sherry to za dużo na ich dwóch? Możliwe, ale uznali, że zaszaleją. To przecież to miał być ostatni Nowy Rok, który spędzą w szkole. więc musieli to uczcić.
Tak jak planowali, tak zrobili. Na początku siedzieli w Dormitorium Slytherinu, dopóki reszta Ślizgonów (cała trójka uczniów) była gdzieś na terenie szkoły, jednak gdy młodsi uczniowie wrócili do siebie to Louis z Harrym popędzili do Pokoju Życzeń. Było to jedyne miejsce, gdzie nikt się nie krzątał. Nie wszyscy uczniowie o nim wiedzieli, albo po prostu nie chcieli wiedzieć. Najczęściej wykorzystywali je starsi uczniowie do robienia imprez, czasem to uczenia się lub przeprowadzania spokojnych rozmów na osobności.
Chłopcy znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu z materacami, ogromnym oknem i małymi światełkami, latającymi nad nimi. Leżeli na miękkim, dużym, puchowym i niskim łożu, tuląc się do siebie i pijąc, to co mieli pod ręką. Przez wielkie okno widzieli fajerwerki, które zaczęli puszczać mugole tuż przed północą. Uwielbiali je oglądać razem. Nie byli do końca trzeźwi, śmiali się z przypadkowych rzeczy i mówili głupoty. Słysząc, że wszyscy odliczają już do Nowego Roku, Harry zbliżył się do Louisa, uśmiechając się szeroko. Ślizgon odwzajemnił ten gest, po czym Loczek połączył ich usta w delikatnym, pełnym uczucia pocałunku. Fajerwerki za oknem nasilały się z każdą chwilą, a chłopcy nie potrafili się od siebie oderwać. Trwało to jakiś czas, zanim odsunęli się od siebie.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Harreh.- powiedział Lou, wtulając się w niego. Nie myślał o tym, że kolejnego dnia nie będą o tym pamiętać, puszczając to w niepamięć, a Harry znajdzie sobie kolejną dziewczynę, z którą zrobi tak samo. Rozkoszował się tym uczuciem tak długo, jak mu na to pozwalał.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Loueh.- odpowiedział Gryfon, obejmując go mocno swoim ramieniem. Usnęli, przytulając się do siebie. Obaj z uśmiechami na twarzy.

Uczniowie wrócili do Hogwartu 4 stycznia. Akurat tego dnia panowała przyjazna atmosfera, każdy opowiadał o tym jak spędził święta, jakie dostał prezenty i co robił w Sylwestra. Louis z Harrym słuchali swoich przyjaciół, jak zachwycali się ostatnimi dniami, a sami nie odzywali się ani słowem na ten temat. Unikali niezręcznych pytań, sami wypytywali się o różne rzeczy.
Dobry nastrój panował tylko jeden dzień, bo nazajutrz znowu panowała nienawiść. W dodatku jeszcze gorsza niż poprzednio. Uczniowie patrzyli na siebie groźnie, czasem nawet rzucając wredne zaklęcia, które wydawały się niewinne, ale po pewnym czasie robiły się nieznośne. Do tej pory tylko Niall oraz Ed byli mistrzami śmiesznych zaklęć, typu przyklejenie języka do podniebienia lub wydłużanie przednich zębów. Teraz niektórzy z tym przesadzali i dochodziło do naprawdę tragicznych sytuacji, że pani Sprause miała pełne ręce roboty.
Dwa tygodnie minęło, a szóstka przyjaciół spotkała się w Pokoju Życzeń, aby trochę się pouczyć razem. Każdy z nich był dobry w czymś innym i tłumaczyli sobie nawzajem różne rzeczy, które mogłyby im się przydać. Zostało zaledwie pięć miesięcy przed egzaminami, a nauczyciele każdego dnia wymagali od nich coraz więcej, sprawdzając ich wiadomości, które zdobyli do tej pory i je pamiętają. Mieli spędzić tam weekend, powtarzając i przy okazji szukając informacji, dotyczących różnego rodzaju uroków.
Louis, Zayn, Perrie, Taylor, Niall, Jade, Liam, Danielle, Harry oraz jego pierwsza dziewczyna w nowym roku - Kendall zebrali się tam, czekając na Eda, który miał przynieść "jakieś książki". Każdy doskonale wiedział, co to oznacza. Oprócz ich typowych podręczników, których używali na co dzień, Ed chciał zabrać podręczniki z biblioteki. Oczywiście z Działu Ksiąg Zakazanych. Zakradał się tam pod swoją peleryną-niewidką, zabierając różnego rodzaju księgi.
Pokój Życzeń przybrał formę jakby małego mieszkania. W jednej części rozłożone były łóżka dla nich, ponieważ nie chcieli wychodzić na noc stąd, bo chcieli jak najwięcej czasu spędzić razem, próbując rozwiązać ten problem. Nie wiedzieli, do której będą nad tym siedzieć, więc woleli spać tutaj. W drugiej części rozłożone było jedzenie, które przynieśli, a na środku było kilka puf, foteli, poduszek i kanapa, a obok nich małe stoliczki, na których stały książki oraz pergaminy.
Louis starał się nie patrzeć na Harry'ego. Na jego kolanach siedziała czarnowłosa Krukonka, dwa lata młodsza od nich, która przymilała się do niego jak kotka w rui. Lou stwierdził, że w tym momencie wolałby bawić się z Darcy, która podrapałaby mu całe ręce, niż patrzeć na tę dwójkę.
- Harryyyyyy.- zawyła, uderzając w niego delikatnie swoją małą dłonią. Wszyscy przerwali swoje rozmowy, aby na nią spojrzeć. Na twarzy Louisa wstąpiła irytacja. Według niego nie była tu potrzebna. Przy niej nie mogli swobodnie rozmawiać, nie znała ich większości sekretów, które znali pozostali. W dodatku nie mogli przy niej szukać informacji o czarnej magii, która prawdopodobnie jest powodem nienawiści.
- Co tam, mała?- zapytał i było widać, że jest trochę zniecierpliwiony lub znużony jej wywodami. Lou mógłby przysiąc, że nazwał ją "mała", bo zapomniał jej imienia, albo nie był tego pewien.
- Co my tu właściwie robimy?- wydęła dolną wargę, mając nadzieję, że Styles zabierze ją stamtąd i pójdą na jakiś romantyczny spacer czy coś. Niedoczekanie twoje, mała, pomyślał Lou, uśmiechając się sztucznie.
- Mam OWUTEMY, ty masz SUMY, nie powinnaś przypadkiem się uczyć?- zapytał retorycznie. Dziewczyna prychnęła, zakładając ręce na piersi. Lou, siedzący na pufie przed Taylor, spojrzał się na nią. Dziewczyna pochyliła się do niego, szepcząc mu do ucha:
- Trzeba ją stąd wywalić.- Ślizgon prychnął na słowa Puchonki. Doskonale o tym wiedział, że nie może jej tu być. W dodatku nie chciał, aby ktoś zabierał mu jego Harry'ego.- I ty musisz to zrobić, nasza sassy księżniczko.- dodała, a Lou otworzył szerzej oczy. Okej, od kiedy tak go nazywali? Może i był bezczelny, czy zadziorny, ale czemu księżniczko? W dodatku sassy?! Przymrużył oczy, patrząc na Tay, która uśmiechała się do niego pokrzepiająco.
- Okay, okay. Ale oberwie ci się za księżniczkę!- warknął do niej cicho, aby nikt nie usłyszał, zwłaszcza Kendall. Dziewczyna zachichotała, klepiąc go po ramieniu.
- Mówimy na ciebie tak od ponad roku, gdy nie słyszysz.- dodała, a Ślizgon jęknął cicho. Zapominając na chwilę o jej słowach, przy okazji rozmyślając, co im zrobi za nowe przezwisko, spojrzał się na czarnowłosą Krukonkę, która namawiała Stylesa na wyjście na dwór albo coś innego. Miała pewnie na myśli całowanie się, jednak Harry chyba nie miał na to ochoty.
- Hej, Kendall!- zawołał Tommo, a dziewczyna spojrzała się na niego, unosząc jedną z brwi. Zayn z Niallem przybili piątki, domyślając się, co się stanie, a Liam w tym czasie spojrzał się w górę, niemo dziękując, ze Lou podjął się zadania pozbycia się natręta z ich grona.
- Co chcesz?- warknęła. Lou podniósł się, poprawiając swoją koszulę. Podszedł do nich, mierzwiąc jej włosy, na co ona pisnęła denerwująco. Lou prychnął śmiechem.
- Jesteś mega uroooocza.- stwierdził.- Niczym troll górski.- powiedział, a dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Cała grupa zawyła śmiechem, a Harry próbował powstrzymując chichot.- Krukonka, tak? Myślałem, że Tiara przydziela odpowiednio do domów, jednak przy tobie musiała szwankować. Nie widziała twoich myśli zapewne. Albo po prostu nie znalazła mózgu.- stwierdził, a dziewczyna z każdą chwilą robiła się coraz bardziej czerwona. Lou oparł się swobodnie o podłokietnik w fotelu, na którym siedzieli. Spojrzał się po wszystkich, którzy śmiali w najlepsze.
- Ty... ty...- Kendall nie potrafiła się wysłowić. Lou przyłożył palec do jej ust, przymykając na chwilę oczy, aby potem spojrzeć się prosto na rozbawionego Harry'ego. To go motywowało.
- Shh, nic nie mów. Nie rozumiem mowy trolli, mała.- podkreślił bezczelnie ostatnie słowo, na co dziewczyna wstała, mierząc go wzrokiem. Louis zrobił to samo, patrząc na nią z góry. Lubił być czasem wyższy.
Dziewczyna patrzyła na niego gniewnie, jakby chciała go zabić. Tommo natomiast uśmiechał się zadziornie. czekając, aż coś powie.
- Harry! Powiedz mu coś!- pisnęła, a Lou zaczął głośno się śmiać. Styles uniósł ręce w geście obronnym, nie mieszając się w ten spór.
- Właśnie Harreh, powiedz coś!- Tomlinson próbował naśladować jej głos. Wszyscy śmiali się wniebogłosy, nawet Hazz nie ukrywał już chichotu. Dziewczyna zdenerwowana głośno jęknęła.
- Jesteś okropnym chłopakiem!- powiedziała, patrząc na Gryfona. Ten zatkał usta ręką, gdy podczas śmiania się, z jego ust wydobyły się dziwne dźwięki.
- Zawsze możesz go sobie zmienić. Słyszałem, że trolle mają okres godowy niedługo.- odpowiedział Louis.
- Idioci!- warknęła.- Co ja w tobie widziałam?! Jedyne co robisz dobrze, to całujesz i na tym koniec!- krzyknęła oburzona. Tommo westchnął głośno, spoglądając na swoich przyjaciół.
- Może tak, może nie. Całowanie to jedyne, co chciałaś we mnie poznać. Zresztą jak każda.- odpowiedział, zdenerwowany. Podniósł się, górując nad nią swoim wzrostem.- Nie jesteś nic warta. Chcesz tu być, aby spróbować tego co wszystkie. A tak na prawdę, nikt nie chce wiedzieć, jaki jestem. Nikt oprócz moich przyjaciół.
Wszyscy zamilkli, odwracając wzrok od Harry'ego. Nie zdawali sobie sprawy, że on tak to postrzega i jest tego świadomy. Świadomy, że żadna z dziewczyn nic do niego nie czuje i tylko chce popisać się przed koleżankami, że z nim była.
Louis patrzył na niego dumny, mając nadzieję, że teraz będzie dobierał swoje partnerki właściwie. Może nie liczył na związek z nim, ale chciał aby on był szczęśliwy. To mu w zupełności starczyło.
- Idź sobie.- powiedział Louis, a dziewczyna, nie wahając się ani chwilę, wyszła z Pokoju Życzeń. W tej samej chwili wszedł Ed, spoglądając na oburzoną Kendall. Pelerynę trzymał w ręce, a na ramieniu wisiała mu torba, po brzegi wypełniona książkami, których nie powinni mieć.
- Co tu się stało?- zapytał, odkładając torbę na stolik. Wszyscy wymienili znaczące spojrzenia, uśmiechając się lekko.
- Nie chcesz wiedzieć.- powiedział Louis z Harrym jednocześnie.
Lou znowu oparł się o podłokietnik, patrząc na Loczka, który wydawał się trochę smutny. Tommo położył rękę na jego ramieniu, a ten na niego spojrzał. Wszyscy znowu czuli się swobodnie, rozmawiając ze sobą i żartując. Rozkładali książki i rozwijając pergaminy. Nikt nie zwracał na nich uwagi, więc mogli normalnie porozmawiać.
- Co jest?- zapytał, uśmiechając się do niego pogodnie. Harry westchnął, kładąc swoją rękę na jego dłoni. Pogładził ją delikatnie, a Louisa przeszedł dreszcz. Uwielbiał tę bliskość z nim.
- Do kogo ja będę się teraz przytulał, hm?- zapytał, a Tommo prychnął.- Ona sobie poszła, a mój kot został w pokoju.- dodał, a Lou usiadł mu na kolanach i zaczął miauczeć. Harry zaczął się śmiać, a Ślizgon pogłaskał swoim czołem policzek Gryfona.- Dobra, teraz mam lepszego kotka.- odpowiedział, śmiejąc się.
Atmosfera była luźna, przyjazna i zupełnie inna, niż poza ścianami tego pokoju.

W niedziele rano każdy z nich był zmęczony. W piątek położyli się po 12, ponieważ uczyli się różnych rzeczy z pierwszych lat pobytu w Hogwarcie. Harry pamiętał z tego najmniej, ponieważ to był dla niego ciężki czas.
W sobotę cały dzień również się uczyli, a dopiero koło 8 wieczorem zaczęli szukać informacji o różnych rodzajach czarnej magii. Kilka książek krzyczało, inne próbowały uciekać, wydając przy tym odgłosy różnych zwierząt, a jedna nawet ugryzła Nialla w nos, przez co Jade śmiała się przez piętnaście minut, widząc jego opuchnięty, czerwony nos. Jedyne, co znaleźli to to, że miłość jest największym przeciw zaklęciem na wszystko i jest jedną z pięciu praw wyjątków Gampa, o których uczyli się w tym roku szkolnym. Harry zaczął opowiadać, jak miłość Lily Potter uchroniła jej syna, który jako jedyny przeżył zaklęcie Avada Kedavra... Ciągnęło się to tak przez trzydzieści minut. Potem trochę przeczytali o silnych klątwach czarnomagicznych, jednak nie potrafili nic znaleźć.
- A może serio miłość jest rozwiązaniem?- rozmarzyła się Danielle, patrząc na Liama.
- I niby co? Zmusimy wszystkich, aby się kochali, albo znajdziemy im drugą połówkę?- Louis prychnął, rzucając książką na podłogę.- W dodatku ja jestem cały czas sam, a Harry nie ma stałej dziewczyny, więc jak miłość mogła niby nas obronić?- dodał, starając się uniknąć spojrzenia Payne'a, który trzymał swoją dziewczynę za dłoń.
- Może już spotkałeś drugą połówkę, ale nie jesteś tego świadomy.- powiedział Styles, a Louis zarumienił się wściekle, chowając głowę za pergaminem, który w dodatku trzymał do góry nogami.
Wszyscy śmiali się głośno, gdy nagle usłyszeli donośny huk. Przyjaciele podnieśli się na równe nogi, wyciągając różdżki przed siebie. Huk się powtórzył, a oni zbliżyli się do siebie. W głowie myśleli o różnych zaklęciach, których w razie czego musieliby użyć.
Nagle drzwi się otworzyły na oścież, a w nich zobaczyli dyrektora Doofa, a obok niego stała... Pani Minister Magii - Ashley Mai. Wszyscy opuścili różdżki, stojąc wyprostowani ze zdziwionymi minami.
- Zapraszam do gabinetu.- powiedział dyrektor trochę przygnębionym tonem, a na twarzy kobiety widniał uśmiech satysfakcji. Wszyscy jak jeden mąż ruszyli za tą dwójką. Każdy z opuszczoną głową, ze skruchą i strachem, nie wiedząc, co za moment się stanie.
***
SUMY - (Standardowe Umiejętności Magiczne) testy pisane w piątej klasie, sprawdzające wiedzę ucznia z transmutacji, zaklęć, eliksirów, astronomii, obrony przed czarną magią, zielarstwa, historii magii i dziedzin jakie on sam sobie wybrał. Odbywają się zajęcia teoretyczne (pisane) i praktyczne (z użyciem różdżki)
Pięć Praw Wyjątków Gampa - Czyli 1. Jedzenie 2. Pieniądze 3. Obrażenia zadane klątwami 4. Przywrócenie kogoś ze świata zmarłych 5. Nie jest do końca znane - jest to prawdopodobnie miłość albo różdżka. Jedyną posiadaczką tej informacji jest J.K. Rowling, a to są tylko przypuszczenia fanów na podstawie różnych fragmentów książki. Na potrzeby ff wybrałam miłość.
***
a/n.: Haha, Louis kotek <3 Musiałam to dodać, bo awh, to takie urocze, nie sądzicie? Rozdział dośc długi po prawie 2,9 k słów, brawo dla mnie. Jak myślicie, co teraz się stanie, hmmm? :D I właściwie to czemu dyrektor ich zabrał do siebie do gabinetu? 
Wasza Lucy x