sobota, 24 października 2015

2. Nienawiść rozchodzi się po mych kościach

 Minęło 17 dni od urodzin Louisa, a ten nie mógł się pozbierać po tym wszystkim, co się stało. W ogóle nie pamiętał, co działo się na jego imprezie. Miał wrażenie, jakby ktoś podał mu jakiś dobry eliksir zapomnienia (którego sam nie potrafił wykonać). Jedyne, co zapamiętał to to, że obudził się w łóżku Harry'ego całkiem nago. Darcy spała im w nogach, Niall z Edem leżeli na podłodze, nieświadomi całej sytuacji wokół nich, a jego ciuchy były porozrzucane po całym pokoju. Reszta Gryfonów z dormitorium pewnie usnęła w Pokoju Życzeń, który zmienił się w wielką sypialnie dla wszystkich, którzy nie potrafili o własnych nogach dotrzeć do swoich łóżek.
 No właśnie... Louis wrócił wtedy do pokoju i starał się nie myśleć o tym, co wtedy mogło się dziać między nimi. Starał się, jednak nie za bardzo mu to wychodziło. W głowie miał mętlik, bo od dawna marzył, aby zbliżyć się do Harry'ego, ale ten ciągle miał dziewczynę. Cóż... za każdym razem inną, ale nadal była to płeć przeciwna.
 A jeśli jednak wolał Louisa, a te dziewczyny to tylko przykrywka przed innymi?
 Od tamtej pory to pytanie krążyło po głowie Lou jak echo. Nie chciał jednak nikomu powiedzieć o swoich uczuciach. Miał pięciu przyjaciół, jednak czasy gdy mówili sobie wszystko, dawno minęły, a ich przyjaźń opierała się na pomocy, spędzaniu razem czasu czy wspólnej nauce. Rzadko kiedy zwierzali się sobie, czy doradzali w różnych kwestiach. Uznali, że to jest trochę babskie...
 I pozostał sam sobie, myśląc o niesamowitym uczuciu, które towarzyszyło mu, jak budził się w objęciach Loczka.
 Westchnął głęboko i otworzył oczy. Zbliżała się godzina siódma, więc musiał wstawać i iść na śniadanie, a potem pędzić w stronę cieplarni na zielarstwo z Krukonami. Przynajmniej trochę pośmieje się wraz z Liamem z Zayna i Perrie, którzy w zeszłym tygodniu dostali szlaban od profesora Neville'a. Przez całą lekcję rozmawiali ze sobą, nie słuchając swojego nauczyciela, gdy ten kazał założyć nauszniki, ponieważ chciał z uczniami siódmego roku powtórzyć Mandragory przed OWUTEMAMI, Oczywiście zorientowali się w ostatniej chwili i przez krótki moment usłyszeli krzyk niedojrzałej sadzonki. Po kilkunastu godzinach siedzenia u siostry Sprause, odzyskali słuch i mogli usłyszeć jaki szlaban otrzymali za niewykonanie polecenia. Mieli sprzątać smocze łajno, które rozsypie się podczas lekcji. I tak do końca miesiąca.
 Louis podniósł się i zacząć szukać swoich szkolnych ubrań. Nie miał ochoty zakładać szaty uczniowskiej, więc dziś zdecydował się wyłącznie na kamizelkę z herbem Slytherinu, nałożoną na białą koszulę i do tego krawat w kolorach domu. Oczywiście też założył czarne spodnie. Na szyi zawiesił medalik, który dostał od Harry'ego i schował go pod ubrania. Spojrzał się potem na łóżko Zayna, który spał w najlepsze, a w między czasie wydawał z siebie ciche posykiwania. Lou zwykle wstawał pierwszy, po czym budził Malika, dzięki czemu nikt z pozostałych chłopaków tego nie słyszał. Zayn miał łóżko przy oknie, a Tommo zaraz obok niego. Po drugiej stronie prostokątnego pokoju byli Blake, Jonatan i Michael.
 - Zayn...- Louis potrząsnął kolegą, który wtulił się mocniej w poduszkę.- Stary.- powtórzył i usłyszał ciche westchnięcie.- Zielarstwo, Perrie, śniadanie. Obudź się.- Mulat odwrócił się i spojrzał na przyjaciela. Wypuścił powietrze z płuc i z wiązanką przekleństw pod nosem podniósł się z łóżka i zaczął się ubierać. Lou w tym czasie wrzucił podręczniki do torby, a różdżkę schował w boczną kieszeń.
 - Gotowy!- zawołał Zayn po kilku minutach, podczas gdy reszta Ślizgonów dopiero wstawała. Przyjaciele wyszli bez słowa z lochów i skierowali swoje kroki w kierunku Wielkiej Sali, żeby udać się na śniadanie przed pierwszą lekcją. Lou dotknął swojego medalionu przez materiał kamizelki. Odkąd dostał prezent od Loczka, czuł się jakoś inaczej. Od kilku lat dają sobie nawzajem wyjątkowe upominki na urodziny, Boże Narodzenie lub jakieś inne okazje, jednak tym razem towarzyszyła temu magia. Niby nie powinno to dziwić Louisa, skoro był czarodziejem i magia była dla niego codziennością, jednak nadal nie mógł pozbyć się wrażenia, że kawałek srebra zawieszony na łańcuszku zmieni jego życie.
 W dodatku bardzo mu się podobał. Mały, skromny i wyjątkowy. Bardzo chciał, aby znów zapalił się tym cudownym zielonym blaskiem, tak jak gdy dotknął go po raz pierwszy, jednak do tej pory nie powtórzyło się ani razu.
 Lou cały czas myślał, jak może odwdzięczyć się Harry'emu za to i do tej pory nie znalazł odpowiedniego pomysłu. Może coś go oświeci dzisiaj?
 W końcu znaleźli się w Wielkiej Sali. Dzisiaj była środa, więc jedli śniadanie przy stole Gryfonów. Odkąd byli w Hogwarcie, ustalili dni, kiedy przy którym stole jedzą posiłki. Nie licząc dużych uroczystości, gdzie każdy musiał znajdować wśród uczniów swojego domu, każdy siedział tam gdzie chciał, nie tylko ta grupka przyjaciół. Zayn i Louis usiedli na przeciwko Nialla i Liama, wpychając się między Harry'ego, a jakieś dwie małe Gryfonki, które prychnęły na nich, odsuwając się od nich. Louis zachichotał na ich reakcję i obejrzał się na przyjaciół.
 - Niall, Jade, Liam, Danielle, Harry, Zayn, Taylor... Perrie właśnie idzie... gdzie Ed?- zawołał Tomlinson. Styles i Payne wymienili zaniepokojone spojrzenia, Tay nagle się naburmuszyła, a Irlandczyk starał się ukryć swój śmiech.- Wszystko jasne. Zawita na śniadaniu?- zapytał retorycznie, smarując kromkę chleba masłem. Horan pokręcił głową, o mało nie wypluwając swojej owsianki z powrotem na talerz, za co dostał od Jade w tył głowy. Lou posłał do niej chytry uśmiech, bo sam by podobnie zareagował. Bliźniaki od innej matki.
 - Hej, ty, młoda!- krzyknął Zayn do jakiejś dziewczyny, która siedziała dwa miejsca dalej od Thirwal. Prawdopodobnie była pierwszoroczną, bo jeszcze jej nie kojarzyli ani z widzenia, ani tym bardziej z imienia i nazwiska. Uniosła głowę znad książki i zlękniona spojrzała się na chłopaka. Przyjrzała mu się uważnie i jakby zaczęła bać się jeszcze bardziej- Podasz sok dyniowy?- zapytał ją Malik, a ta wyglądała jakby zobaczyła ponuraka. Przełknęła ślinę i popatrzyła po wszystkich, jakby chciała się upewnić, że Mulat mówi do niej.
 - N-nie rzucisz na mnie c-czaru? J-ja nie umiem się bronić jeszcze... Jestem z mugolskiej rodziny...- zaczęła mówić i tym razem Louis spojrzał na nią zdziwiony. Czemu myślała, że Zayn użyje magii? Przecież nawet nie był dla niej wredny, tylko zapytał się, czy da jej sok. Przecież uśmiechał się przyjaźnie, a nie złowrogo!
 - Nawet różdżki nie wziąłem z pokoju, będę musiał się wrócić. A teraz, podasz mi sok?- powtórzył, a dziewczyna podniosła się i podniosła wazę z sokiem dyniowym. Jednak trzęsła się tak bardzo, że waza jej się przechyliła i część jej zawartości poleciała na szatę Mulata. Zaklął on pod nosem i wziął od niej naczynie. Młoda Gryfonka odbiegła z płaczem od nich i po chwili siedziała na drugim końcu stołu.
 - Chłoszczyść.- powiedział Louis i ubranie Malika znowu było suche.- To było dziwne,- skomentował to Tomlinson i zabrał się do jedzenia, jednak zobaczył, że Harry się wzdrygnął. Spojrzał się na niego i zauważył, że siedział bezruchu, patrząc się na swoją miskę. Lou wziął głęboki oddech.
 Nasłuchiwał.
 Harry i Louis w pierwszej klasie wkradli się do Działu Ksiąg Zakazanych i znaleźli książkę dotyczącą transmutacji. Była ona o animagach. Przez lata uczyli się zmiany w zwierzę. Louisowi to nie wyszło, jednak Harry'emu się to udało i od ponad dwóch lat potrafił zmienić się w wilka. Przez co zdobył kilka wilczych cech. W tym bardzo dobry słuch.
 Po kilku chwilach uśmiechnął się do przyjaciół i zaczął z nimi rozmawiać, jakby nic się nie stało. Louis złapał go za ramię, aby ten spojrzał się mu w oczy.
 - Co usłyszałeś?- zapytał twardo, a Hazz się speszył.
 - Nic...
 - Nie kłam.
 Harry westchnął i pochylił się do niebieskookiego, aby nikt inny nie słyszał, co ma mu do przekazania. Zayn, Ed, Niall i Liam wiedzieli o tym, że jest niezarejestrowanym animagiem, jednak ich dziewczyny nie miały o tym bladego pojęcia. I nie chciał poszerzać grona wtajemniczonych.
 - Jest sporo niezadowolonych Gryfonów, którzy nie chcą Śligonów przy naszym stole.
 Lou otworzył szerzej oczy i nie wiedział, co odpowiedzieć. Siedział przy tym stole od 7 lat w każdą środę oraz czasem w weekend i nigdy nie słyszał, że przeszkadza komuś, że tu siedzi. Miał ochotę w tym momencie wstać i kogoś uderzyć, albo użyć jakiegoś wrednego czaru. Jednak się powstrzymał i zaczął udawać, że słucha tego, o czym mówi właśnie Niall.
 - Cholera.
 Wszyscy spojrzeli się na Harry'ego, który patrzył przed siebie i wyglądał tak, jak ta dziewczynka wcześniej wyglądała. Lou podążył za jego wzrokiem i zobaczył młodego chłopca, który przechodził obok nich wraz z wyższym od siebie kolegą i koleżanką o bujnych lokach. Cała trójka była Gryfonami. Usiedli niedaleko nich, a część uczniów domu lwa spojrzała na niego z zaciekawieniem. W tym czasie Styles pobladł i siedział jak sparaliżowany.
 - Kto to?- zapytał szeptem Liam, ale Hazz nie był w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa. Niall wywrócił oczami i odpowiedział za niego:
 - James Potter. Syn Harry'ego Pottera. Jest na pierwszym roku i nasz Harry totalnie nie wie jak się przy nim zachować, bo wstydzi się spytać go o autograf jego ojca albo spotkanie z nim. Czyli to samo, gdy mamy lekcje z profesorem Longbottomem.
 Louisa właśnie olśniło, jak ma odwdzięczyć się za medalik.
 Bingo. Młody Potter.
 Po zielarstwie Louis pobiegł szukać młodych Gryfonów. Nie chciał iść na wróżbiarstwo, więc poprosił Harry'ego, żeby powiedział profesor Madelaine Mistery, że źle się czuje i idzie do Skrzydła Szpitalnego. Jednak w tym czasie latał po korytarzach, aby znaleźć Jamesa Pottera.
 - Gdybym był synem najsłynniejszego czarodzieja na świecie, gdzie bym poszedł w pierwszym miesiącu szkoły?- Lou stanął na środku korytarza i zaczął się rozglądać. Uczniów było coraz mniej, ponieważ każdy szedł na lekcje lub pouczyć się w bibliotece.- Louis, zastanów się, co mówił ci Harry o Potterze...- zaczął mówić sam do siebie i może to nie było zbyt normalne, ale hej, co w tym świecie było zwyczajne!
 Pierwsze miejsce, jakie przyszło mu do głowy, to była chatka Hagrida. Pewnie młody chciał się czegoś dowiedzieć o szkolnych latach swojego ojca! Ślizgon zaczął zbiegać po schodach, które w ostatniej chwili poruszyły się. Lou zaklął pod nosem, przeskakując przez barierkę, żeby znaleźć się na właściwym korytarzu. W tamtym momencie cieszył się, że nie założył długiej szaty, która zapewne zaplątałaby mu się w barierki.
 Zaczął iść w kierunku kolejnych schodów, żeby zejść na parter, gdy obok niego przebiegła grupka Gryfonów. Lou uśmiechnął się przebiegle, bo między nimi dostrzegł Jamesa.
 - Czekajcie.- powiedział, a wszyscy się zatrzymali i na niego spojrzeli. Na twarzy chłopaczka było widać determinację i upór. Stał hardo i przyglądał się wyższemu Ślizgonowi.- Który z was to James Potter?- zapytał retorycznie, bo doskonale wiedział, który z nich to ten, którego szukał.
 - Ja.
 Chłopak wystąpił przed szereg, spoglądając złowrogo na Louisa, który tylko uśmiechał się szczerze i starał się nie myśleć o tym, że z chęcią uciąłby ucho temu gnojkowi za ten bezczelny wzrok.
 - Możemy pogadać we dwóch?- zapytał, a grupka, z którą tu był, odwróciła się na pięcie i wszyscy pomaszerowali dalej. Tomlinson znowu uśmiechnął się życzliwie, aby rozładować napięcie, które w nim buzowało.
 - Co chcesz, Ślizgonie?- warknął, a Lou naprawdę starał się być miły. Chciał tylko odwdzięczyć się swojemu przyjacielowi za prezent, przy okazji robiąc mu miłą niespodziankę.
 - Chciałem cię prosić o przysługę. Mój najlepszy przyjaciel jest wielkim fanem twojego taty i jeśli to możliwe, to czy mógłbyś go poprosić...
 - Nie.- przerwał mu, a Lou zamrugał kilkakrotnie. Okej, tego się nie spodziewał. Myślał, że jak będzie miły, życzliwy to młody się zgodzi...
 - Ale to dla mnie bardzo...
 - Nie interesuje mnie to, Ślizgonie. Jeśli to jakiś żart to wiedz, że profesor Mitchie się dowie. Lepiej trzymaj się swojego domu. Zabierz kolegów i następnym razem nie siadaj przy naszym stole.- odpowiedział, odwracając się i biegnąc w stronę kolegów.
 Louis totalnie nie wiedział, co dzieje się wokoło. Czy po tylu latach spokoju Gryfoni znowu zaczęli kłócić się z Ślizgonami? Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego...
***
Logan Mitchie - nauczyciel transmutacji, opiekun Gryffindoru
siostra Sprouse - pielęgniarka
Mandragory - rośliny, które przypominały niemowlęta. Więcej można poczytać na harry potter wikia o nich ;)
ponurak - duży, czarny, widmowy pies o czerwonych oczach uważany za najgorszy omen/zwiastun śmierci.
***
a/n.: I jak drugi rozdział? Powoli zaczynamy się zagłębiać w temat tego fanfiction, mmm. Nox moi kochani x

1 komentarz:

  1. Jej rozdział jest super a zachowanie Jamsa bardzo mnie zaskoczyło.
    Życzę dalszej weny.xx :)

    OdpowiedzUsuń