Pierwszy w tym sezonie mecz Qudditcha, Slytherin kontra Gryffindor, zaplanowany był na 6 listopada, więc po imprezie Halloweenowej nie było innego tematu niż ten mecz. Louis był tak podekscytowany, że chciałby już być na boisku i latać z kaflem, żeby zdobywać punkty dla Slytherinu. Z rana o mało co nie wywrócił całej owsianki na swoje szaty, a potem oblał Danielle sokiem. Miał w sobie za dużo energii i odliczał sekundy do wyjścia na boisko. Co było odwrotnością zachowania Zayna. Kapitan był tak zdenerwowany, że Perrie wmusiła w niego śniadanie, które teraz miał ochotę zwymiotować. Wiedział, że powinien dawać dobry przykład swojej drużynie, ale strasznie się o nich bał. Tego piątkowego popołudnia nie liczyło się dla niego, ile punktów zdobędą, czy znicza znajdzie on czy Lena Anderson, młoda ścigająca Gryffindoru. Chciał tylko, żeby każdy z tego meczu wyszedł cało.
Louis i Zayn rozmawiali cały tydzień o tym meczu. Listopad nie zapowiadał się najlepiej. Było pochmurno, deszczowo, mgliście. Jednak Lou miał wrażenie, że to nie przez położenie Wielkiej Brytanii panowała taka pogoda... Bał się, że ten mecz nie skończy się najlepiej, jednak zapomniał o tym, gdy kończyły się jego ostatnie lekcje tego dnia. Nawet gdy udało mu się zmienić kolor włosów Harry'ego na czarne (które swoją drogą bardzo mu pasowały), nie mógł się nim zachwycać, tylko myślał o meczu.
Zayn skubał rąbek swojej szaty, nadsłuchując, jak pozostali uczniowie zbierają się na trybunach. Mieli jakieś 20 minut. Wszyscy wokół niego rozmawiali, a on jedyny siedział w ciszy, żeby uspokoić swoje myśli.
- Zayn.- poczuł na ramieniu czyjąś rękę. Uniósł głowę i spojrzał na Louisa, uśmiechając się do niego.- Wyluzuj, będzie dobrze.- powiedział, siadając obok niego. Malik westchnął, przyglądając się kumplowi. Wiedział, że Tommo ma rację, jednak strach cały czas gdzieś w nim siedział.
- Dobra, słuchajcie!- powiedział, podnosząc się.- Jak zwykle będę gdzie na uboczu, jednak pilnujcie się, żebym nie musiał się za was wstydzić! Będę się wam przyglądał na tyle, ile mi pozwolą warunki.- zagroził im, bojąc się, że jego drużyna również ma w planach sfaulowanie Gryfonów. Zacisnął dłonie w pięści.- Olly, masz pilnować obręczy jak oka w głowie. Uważaj na Samanthe, bo ona nie rzuca mocno, jednak bardzo podkręca kafla. Z Cat i Jai'em sobie poradzisz, bo oboje stawiają na siłę.- skierował się w stronę obrońcy, który tylko kiwnął głową, nie skupiając się na tym, co mówi Zayn.- Jordan i Justin, wy macie BRONIĆ naszych zawodników, a nie ATAKOWAĆ pozostałych, zrozumiano?!- zagroził im, a ci wymienili tylko ukradkowe spojrzenia.- Louis, Jade i Celline... wy wiecie, co robić. Nathanael odkąd jest kapitanem bardziej skupia się na tym, co dzieje się wokół niego i pilnuje zawodników, zamiast bronić, Myślę, że szybko wysuniecie nas prowadzenie.- skończył, a wszyscy popatrzyli na niego. Każdy wiedział, że jest zdenerwowany, ale nie odezwali się ani słowem.
Wszyscy ruszyli w stronę wyjścia, a Zayn złapał Louisa za ramię. Spojrzeli sobie w oczy, a Lou nie wiedział, o co mu chodzi.
- Pilnuj ich, błagam, Tylko ty jedyny jesteś rozsądny, tylko ty widzisz TO.- zaakcentował ostatnie słowo, a Tommo przełknął ślinę. Nigdy nie widział, żeby jego przyjaciel był tak wystraszony.- Jade dzisiaj będzie martwiła się o Nialla, a on o nią. Jednak ty pilnuj, aby naszym nie stała się krzywda, ani żeby nasi nie zrobili krzywdy Gryfonom, Masz moje pozwolenie, żeby rzucić na nich zaklęcie rozbrajające, a nawet sparaliżować ich. Tylko, żeby nikomu nie stała się krzywda.- skończył i ścisnął mocno jego ramię. Zayn poszedł na początek kolejki, żeby jako kapitan mógł wyjść pierwszy. Louis sięgnął do swojej różdżki, aby upewnić się, że jest ona na właściwym miejscu.
Wiedział, że musi zadbać o to, żeby nienawiść nie przerodziła się w przemoc...
Lou stanął za wszystkimi, gdy wychodzili na boisko witani głośnymi owacjami. Lou uśmiechnął się szeroko, bo kochał Quidditcha. Kochał latanie. Kochał sport. Wszystko w tym było dla niego czymś cudownym. Rozejrzał się po trybunach, które były pełne uczniów i nauczycieli. Widział zielono-srebrne kolory po jednej stronie boiska, słyszał śpiewy i wiwaty. I mógł przysiąc, że usłyszał, jak część uczniów krzyczy "Tomlinson". Stanęli w rzędzie, Zayn na przeciwko Natanaela - chłopaka z szóstego roku, niższego od Zayna, ale bardziej barczystego. Louis spojrzał na Nialla, który w jednej dłoni trzymał pałkę, a w drugiej miotłę. Też się denerwował, ale puścił oczko do Lou, uśmiechając się słabo.
Louis już od dłuższego czasu bał się, że chłopcy wiedzą o jego uczuciu go Harry'ego i to był jeden z tych momentów, kiedy myślał, że mu to jakby wypominali. Mimo iż Niall uśmiechał się porozumiewawczo, żeby dać mu wsparcie i otuchę przed meczem, Lou miał wrażenie, że przypomina mu o Harrym.
Przestań o nim myśleć, Tommo, skarcił się w myślach. Zayn i Natanael uścisnęli sobie dłonie i obie drużyny dosiadły swoich mioteł. Na dźwięk gwizdka pani Eagle wszyscy wbili się w powietrze. Po chwili w powietrzu znalazł się kafel i tłuczki, które od razu chciały atakować zawodników. Donośny głos Eda, komentującego cały ten mecz, rozbrzmiał na stadionie. Lou rozejrzał się wokoło, starając się odnaleźć Harry'ego, gdy nagle przed jego twarzą coś przeleciało. Odchylił się do tyłu i zobaczył Nialla, zaciskającego usta w wąską linię. Lou przełknął ślinę i dostrzegł, że jego drużyna nie jest zadowolona, że Gryfon go obronił.
- Uważaj.- powiedział Irlandczyk, odlatując w stronę swoich zawodników. Louis pokręcił głową i podleciał do Jade, która rzuciła w jego stronę kafla, a ten poszybował w stronę obręczy drużyny przeciwnej.
- Tomlinson ma kafla... jednak... co to! Uparty tłuczek znowu się do niego zbliża iiiii... Horan znowu chroni Ślizgona przed uderzeniem!- krzyczał Ed, jednak Lou znowu uśmiechnął się do Nialla. Obaj myśleli tylko o tym, że utłuką Eda za mówienie na nich po nazwisku.- Tomlinson zdobywa pierwsze punkty w tym meczu!- zawył Sheeran, a niebieskooki chłopak wzbił się w powietrze i zakręcił się wokół własnej osi, słuchając wiwatów na jego cześć. Spojrzał się na Zayna, który błądził wokół boiska. Mulat posłał mu kciuk w górę.
- Tomlinson szykuję się do rzutu... ZAYN MALIK WIDZI ZŁOTY ZNICZ!- Lou odrzucił piłkę, oglądając się na Zayna, który z zawrotną prędkością leciał w dół, aby złapać malutką piłeczkę. To, co działo się później, dla Louisa było istną katastrofą.
Lena Anderson, która znajdowała się trochę dalej za Zaynem i leciała zdecydowanie wolniej przez słabą jakość swojej miotły, również dostrzegła znicza. Niall znajdował się tuż obok niej, aby odbijać każdy tłuczek, lecący w jej stronę. Jednak w pewnym momencie oba tłuczki, odbite przez Justina i Jordana, uderzyły w Nialla, że ten stracił przytomność. Louis nie wiedział, jak znalazł się tak blisko blondyna, ale wyciągnął swoją różdżkę i krzyknął:
- LEVICORPUS!- nieprzytomne ciało Irlandczyka zawisło w powietrzu do góry nogami, jakby był trzymany za kostki. Jade w tym czasie złapała jego miotłę, starając się ukryć złość i łzy. Lou wiedział, że jak wrócą do szatni, pozabija pałkarzy gołymi rękoma. Nawet jej czary nie będą potrzebne. Nagle usłyszał, jak publiczność się oburza. Zaczął powoli opadać na ziemię, aby odstawić Nialla do skrzydła szpitalnego, gdy zauważył Zayna przepychającego się z jednym ze ściągających Gryffindoru. Nie trwało to więcej niż ułamek sekundy, gdy kapitan Ślizgonów stracił panowanie nad miotłą, lecąc w stronę trybun i uderzając w nie z całej siły. Mulat ześlizgnął się z miotły, powoli upadając na trawę. Lou zdążył tylko krzyknąć "NIE!", gdy bezwładne ciało Malika zderzyło się z twardym podłożem. Tommo dziękował w duchu, że wysokość z jakiej spadł, nie była duża.
Profesor Eagle zaczęła gwizdać, a wszyscy po chwili znaleźli się na trawie wokół ciała Zayna, które było dość poturbowane.
Pani Sprause zabrała nieprzytomne ciało Nialla, biegnąc w stronę skrzydła szpitalnego, a Lou wreszcie przepchnął się przez tłum do swojego drugiego przyjaciela. Klęknął przy jego ciele i próbował obudzić, stróżka krwi leciała z jego rozciętej wargi, gdy nagle wszyscy uczniowie się rozstąpili, a przy Louisie znalazł się dyrektor - Brian Doof. Czarodziej, który miał jakieś 70 lat, może troszkę więcej. Dyrektorem był tutaj dopiero 9 lat, ponieważ zrezygnował z uczenia w Szkole Magii w Brazylii, chociaż skończył Hogwart, aby zostać dyrektorem właśnie tutaj. Za nim stali Harry, Ed, Liam, Danielle oraz Taylor. Jade pobiegła za panią Sprause do szkoły, a Perrie uklęknęła przy Louisie i płakała. Dyrektor podniósł ciało Zayna i spojrzał się na wszystkich.
- Wszyscy wracają do swoich dormitoriów. Natychmiast. A obie drużyny zarobił sobie po szlabanie. Pan Malik i pan Horan odrobią po wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego.- stwierdził zdenerwowany, jednak Lou nie dostrzegł w nim tej nuty nienawiści, którą widział w każdym innym. Miał nadzieję, że właśnie profesor Doof pomoże mu z tą całą sprawą.
Louis podniósł się z klęczek i pomógł Perrie, która po chwili znalazła się przy dyrektorze, zanosząc się łzami i wpatrując w ciało Malika. Tommo otrzepał kolana i otarł mokrą twarz. Wszyscy wracali w stronę Hogwartu, szepcząc i rozmawiając o tej całej sytuacji.
Po chwili przy Ślizgonie znalazł się Harry, mocno go przytulając. Lou poczuł, że młodszy chłopak również płacze. Tomlinson zarzucił mu ręce na szyję, wtulając się w niego mocniej.
- To nie jest normalne, Louis.- powiedział.- To nie jest normalne, nawet dla czarodziei. Nasi przyjaciele cierpią, a my to widzimy. TY to widzisz, Lou.- powiedział, a Louis widział, że teraz na jego barki spada ciężar odpowiedzialności. Musiał znaleźć przyczynę tej nienawiści, zanim cała szkoła się pozabija.
***
Louis już od dłuższego czasu bał się, że chłopcy wiedzą o jego uczuciu go Harry'ego i to był jeden z tych momentów, kiedy myślał, że mu to jakby wypominali. Mimo iż Niall uśmiechał się porozumiewawczo, żeby dać mu wsparcie i otuchę przed meczem, Lou miał wrażenie, że przypomina mu o Harrym.
Przestań o nim myśleć, Tommo, skarcił się w myślach. Zayn i Natanael uścisnęli sobie dłonie i obie drużyny dosiadły swoich mioteł. Na dźwięk gwizdka pani Eagle wszyscy wbili się w powietrze. Po chwili w powietrzu znalazł się kafel i tłuczki, które od razu chciały atakować zawodników. Donośny głos Eda, komentującego cały ten mecz, rozbrzmiał na stadionie. Lou rozejrzał się wokoło, starając się odnaleźć Harry'ego, gdy nagle przed jego twarzą coś przeleciało. Odchylił się do tyłu i zobaczył Nialla, zaciskającego usta w wąską linię. Lou przełknął ślinę i dostrzegł, że jego drużyna nie jest zadowolona, że Gryfon go obronił.
- Uważaj.- powiedział Irlandczyk, odlatując w stronę swoich zawodników. Louis pokręcił głową i podleciał do Jade, która rzuciła w jego stronę kafla, a ten poszybował w stronę obręczy drużyny przeciwnej.
- Tomlinson ma kafla... jednak... co to! Uparty tłuczek znowu się do niego zbliża iiiii... Horan znowu chroni Ślizgona przed uderzeniem!- krzyczał Ed, jednak Lou znowu uśmiechnął się do Nialla. Obaj myśleli tylko o tym, że utłuką Eda za mówienie na nich po nazwisku.- Tomlinson zdobywa pierwsze punkty w tym meczu!- zawył Sheeran, a niebieskooki chłopak wzbił się w powietrze i zakręcił się wokół własnej osi, słuchając wiwatów na jego cześć. Spojrzał się na Zayna, który błądził wokół boiska. Mulat posłał mu kciuk w górę.
○
Mecz się dłużył, ponieważ przez delikatną mgłę trudniej było wypatrzeć znicza. Gryfoni i Ślizgoni remisowali ze sobą. Obie drużyny miały po osiemdziesiąt punktów. Oczywiście przez cały mecz nie obyło się bez fauli, prób odbijania w siebie nawzajem tłuczkiem i brutalnego wyrywania sobie kafla. Louis miał właśnie rzucać w prawą obręcz, gdy usłyszał donośny głos Eda:- Tomlinson szykuję się do rzutu... ZAYN MALIK WIDZI ZŁOTY ZNICZ!- Lou odrzucił piłkę, oglądając się na Zayna, który z zawrotną prędkością leciał w dół, aby złapać malutką piłeczkę. To, co działo się później, dla Louisa było istną katastrofą.
Lena Anderson, która znajdowała się trochę dalej za Zaynem i leciała zdecydowanie wolniej przez słabą jakość swojej miotły, również dostrzegła znicza. Niall znajdował się tuż obok niej, aby odbijać każdy tłuczek, lecący w jej stronę. Jednak w pewnym momencie oba tłuczki, odbite przez Justina i Jordana, uderzyły w Nialla, że ten stracił przytomność. Louis nie wiedział, jak znalazł się tak blisko blondyna, ale wyciągnął swoją różdżkę i krzyknął:
- LEVICORPUS!- nieprzytomne ciało Irlandczyka zawisło w powietrzu do góry nogami, jakby był trzymany za kostki. Jade w tym czasie złapała jego miotłę, starając się ukryć złość i łzy. Lou wiedział, że jak wrócą do szatni, pozabija pałkarzy gołymi rękoma. Nawet jej czary nie będą potrzebne. Nagle usłyszał, jak publiczność się oburza. Zaczął powoli opadać na ziemię, aby odstawić Nialla do skrzydła szpitalnego, gdy zauważył Zayna przepychającego się z jednym ze ściągających Gryffindoru. Nie trwało to więcej niż ułamek sekundy, gdy kapitan Ślizgonów stracił panowanie nad miotłą, lecąc w stronę trybun i uderzając w nie z całej siły. Mulat ześlizgnął się z miotły, powoli upadając na trawę. Lou zdążył tylko krzyknąć "NIE!", gdy bezwładne ciało Malika zderzyło się z twardym podłożem. Tommo dziękował w duchu, że wysokość z jakiej spadł, nie była duża.
Profesor Eagle zaczęła gwizdać, a wszyscy po chwili znaleźli się na trawie wokół ciała Zayna, które było dość poturbowane.
Pani Sprause zabrała nieprzytomne ciało Nialla, biegnąc w stronę skrzydła szpitalnego, a Lou wreszcie przepchnął się przez tłum do swojego drugiego przyjaciela. Klęknął przy jego ciele i próbował obudzić, stróżka krwi leciała z jego rozciętej wargi, gdy nagle wszyscy uczniowie się rozstąpili, a przy Louisie znalazł się dyrektor - Brian Doof. Czarodziej, który miał jakieś 70 lat, może troszkę więcej. Dyrektorem był tutaj dopiero 9 lat, ponieważ zrezygnował z uczenia w Szkole Magii w Brazylii, chociaż skończył Hogwart, aby zostać dyrektorem właśnie tutaj. Za nim stali Harry, Ed, Liam, Danielle oraz Taylor. Jade pobiegła za panią Sprause do szkoły, a Perrie uklęknęła przy Louisie i płakała. Dyrektor podniósł ciało Zayna i spojrzał się na wszystkich.
- Wszyscy wracają do swoich dormitoriów. Natychmiast. A obie drużyny zarobił sobie po szlabanie. Pan Malik i pan Horan odrobią po wyjściu ze Skrzydła Szpitalnego.- stwierdził zdenerwowany, jednak Lou nie dostrzegł w nim tej nuty nienawiści, którą widział w każdym innym. Miał nadzieję, że właśnie profesor Doof pomoże mu z tą całą sprawą.
Louis podniósł się z klęczek i pomógł Perrie, która po chwili znalazła się przy dyrektorze, zanosząc się łzami i wpatrując w ciało Malika. Tommo otrzepał kolana i otarł mokrą twarz. Wszyscy wracali w stronę Hogwartu, szepcząc i rozmawiając o tej całej sytuacji.
Po chwili przy Ślizgonie znalazł się Harry, mocno go przytulając. Lou poczuł, że młodszy chłopak również płacze. Tomlinson zarzucił mu ręce na szyję, wtulając się w niego mocniej.
- To nie jest normalne, Louis.- powiedział.- To nie jest normalne, nawet dla czarodziei. Nasi przyjaciele cierpią, a my to widzimy. TY to widzisz, Lou.- powiedział, a Louis widział, że teraz na jego barki spada ciężar odpowiedzialności. Musiał znaleźć przyczynę tej nienawiści, zanim cała szkoła się pozabija.
***
a/n.: I jak się wam podoba, moje misie? Wyszłam ze szpitala po 11 dniach, yey! Wiem, że na razie mało Larry'ego, ale dopiero potem zrozumiecie dlaczego :"( Akcja rozwija się nam z każdym rozdziałem, a już od następnego rozdziału... a w sumie zobaczycie! Nox!
Wasza Lucy x
Już cię bałam że mi Zayna zabijesz ...
OdpowiedzUsuńA rodział super :)
Już cię bałam że mi Zayna zabijesz ...
OdpowiedzUsuńA rodział super :)