Louis otworzył swoje oczy, rozglądając się dookoła. Zobaczył, że jest w jasnym pomieszczeniu, które już kiedyś widział. Gwałtownie wstał, aż mu zakręciło się w głowie. Dostrzegł, że obok jego łóżka siedzi Lucas. Blondyn uśmiechnął się do młodszego brata, który czasem wyglądał niczym jego bliźniak. Różnili się tylko kolorem włosów. No i Luke miał krótszą od niego grzywkę. Usiadł na łóżku obok Lou, przytulając go.
- Martwiliśmy się.- powiedział, mając łzy w oczach,- Tak bardzo się baliśmy... Zaraz zawiadomię Chrisa i Charlesa, to się teleportują. Tata teraz śpi, był przy tobie przede mną.- dodał, głaszcząc chłopaka po głowie. Młodszy nie do końca rozumiał, co się działo, ale tulił go równie mocno.
- Luke... Co się wczoraj stało?- zapytał, a starszy się od niego odsunął, patrząc na niego ze zdziwieniem. Wziął głęboki oddech, unikając wzroku błękitnych tęczówek, które były identyczne jak jego.
- Louis, to nie stało się wczoraj.- powiedział, bawiąc się swoją ręką.- Leżałeś tutaj miesiąc. Codziennie się budziłeś, ale byłeś nieobecny, jak zaczarowany. Nie rozpoznawałeś ludzi, nikt nie wiedział, co się z tobą dzieje. Uzdrowiciele podawali ci wiele eliksirów, aż w końcu dzisiaj się obudziłeś.- chłopak otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w słowa brata. Kręcił głową, próbując wyrzucić z głowy ostatnie zdanie. On jeszcze nie skończył Hogwartu, on musiał przecież być na uczcie pożegnalnej na swoim ostatnim roku, musiał wyjść z grupą swoich przyjaciół, czekać na list z wynikiem OWUTEMÓW, dowiedzieć się, kto wygrał puchar domów, cieszyć się z wygranej Slytherinu w Quidditchu. A jego to wszystko ominęło. Łzy zaczęły spływać po policzkach. Był smutny, przygaszony, ale przynajmniej uratował szkołę. Dzięki niemu i jego przyjaciołom pozostali uczniowie mogli się cieszyć z kolejnego zakończenia roku i upragnionych wakacji.
- Który dzisiaj mamy?- zapytał, bojąc się, że ominął rocznicę ze swoimi przyjaciółmi. To miała być ich siódma. Liczyli je, odkąd poznali Nialla na Pokątnej i zostali grupą przyjaciół. Nie chciał stracić chociaż tego dnia, skoro ominęło go już ich tyle. Miesiąc, powtarzał sobie w głowie, miesiąc.
- Dwudziesty pierwszy lipca.- odpowiedział Lucas, a z serca Lou spadł ogromny kamień, wiedząc, że spędzi rocznice z przyjaciółmi. To było dopiero jutro, więc mógł się z nimi spotkać. Chociaż nie wiedział, jaka niemiła niespodzianka go jeszcze czekała.
○
Tego dnia jak Lou się wybudził, nie pozwolili wchodzić nikomu do niego wchodzić, oprócz osobom z rodziny. Louis spędził miło czas z braćmi i ojcem, rozmawiali oraz śmiali się, chociaż chłopak miał głupie przeczucie, że stało się coś złego, o czym on nie wiedział. Kiedy on był nieprzytomny, jego przyjaciele go odwiedzali, jednak teraz musieli czekać, aż chłopak wyjdzie ze Szpitala Świętego Munga, żeby się z nim spotkać.
Kolejnego dnia Louis czytał "Proroka Codziennego" sprzed kilku tygodni, gdzie opisywali złapanie Camerona Moona. Uśmiechał się, gdy była wzmianka o nim oraz jego przyjaciołach. Dzisiaj mógł wyjść do domu, co go bardzo cieszyło. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi, a po na jego twarzy zagościł wielki uśmiech, gdy zobaczył, kto go odwiedził.
- Loueh.
- Harreh.- powiedział, gdy chłopak usiadł obok niego na łóżku. Styles przytulił starszego przyjaciela i zaczął natychmiast płakać. W oczach Tomlinsona również zagościły łzy, jednak ten skutecznie je powstrzymywał. Nie wiedział, jak udało się Harry'emu wejść do środka, skoro mogła go odwiedzać rodzina, ale nie interesowało go to. Ważne, że tutaj był.
- Lou, tak bardzo się martwiłem.- łkał, wzmacniając uścisk wokół szyi chłopaka.- Myślałem, że się spóźniliśmy. Myślałem, że on cię zabije. A potem... tutaj w tym szpitalu. Ty byłeś jak jakiś trup. Niby się budziłeś, niby siedziałeś, miałeś otwarte oczy, a jednak nie było z tobą żadnego kontaktu.- mówił tak szybko, że Louis ledwo co go rozumiał. Tommo wziął głęboki oddech.- Myślałem, że już cię straciłem.
- Nigdy mnie nie stracisz, Harry.- powiedział poważnie, odsuwając się od Stylesa, nadal trzymając do za ramiona. Pocałował delikatnie jego usta, opierając swoje czoło o to jego. Spojrzał w jego zielone oczy, które były przekrwione od łez.
- Bałem się, tak jak nigdy w życiu. Przysięgam, napędziłeś mi takiego stracha, że jeśli to byłoby możliwe, to powinni mnie wykopać z Gryffindoru.- zaśmiał się. Lou otarł jego łzy z policzków i znowu pocałował jego usta, ciesząc się, że znowu ma go obok. Jednak nadal coś się nie zgadzało.
- Co się stało z Moonem? W "Proroku" nie chcieli zbyt szczegółowo tego opisywać.- zapytał Louis, wskazując na gazetę oraz przyglądając się Harry'emu. Młodszy pochylił głowę w lewą stronę, jakby ważnie się zastanawiając nad swoimi słowami. Po chwili szeroko się uśmiechnął, zanim odpowiedział:
- Ta, bo Doof im tego zabronił.- odpowiedział. Oblizał wargi, nadal głupio się uśmiechając.- Dyrektor zjawił się niedługo potem, aby nas wszystkich stamtąd zabrać. Gdy tylko spojrzał się na Camerona, eee... przypomniał sobie o dawnym uczuciu.- chłopak odchrząknął, rumieniąc się delikatnie.- Odnaleźli swoją miłość, Louis. Moon oczywiście będzie musiał zapłacić za to, co zrobił, ale od września Doof chce, aby przyszedł do Hogwartu, aby tak w czymś pomagać, chociaż nie wiem, co będzie tam robił. Będą wtedy mogli być blisko siebie, żeby nadrobić te wszystkie lata, które stracili. Są znów razem. Ty znalazłeś się tutaj, a Cameron... cóż, tylko nasz dyrektor wie, co dokładnie robi. Zapewne będzie chciał z tobą porozmawiać, Lou.- wytłumaczył mu młodszy, na co Louis pokiwał głową. Próbował sobie przypomnieć, jak najwięcej szczegółów z tamtego dnia, aby wypytać go o wszystko. Ciarki przeszły go po ciele, gdy wróciła do niego myśl z Zakazanego Lasu. Jak cierpiał, jak tracił kontrolę nad swoim ciałem, jak pierścień zaczął świecić, aż w końcu przypomniał sobie o najważniejszej rzeczy.
- Harreh... czekaj, jest jeszcze coś. Jak traciłem przytomność, pamiętam, że Moon wypowiedział jeszcze jedno zaklęcie.- powiedział w końcu bardzo powoli, marszcząc brwi. Bał się, że jak to powie swoje myśli na głos, to gorzka prawda spadnie na jego ramiona, a on nie był na to gotowy. Nie chciał o tym słyszeć, wolał żyć w nieświadomości, jeśli jego przypuszczenia miały okazać się prawdą.- To była avada, dobrze to pamiętam. Tylko... W kogo on celował? Albo w kogo trafił?- zapytał, bojąc się odpowiedzi. Było ich tam tylko sześciu, a skoro on żył, Harry też, to pozostawała czwórka jego przyjaciół. Każdego z nich mogło ono trafić, a Lou bał się stracić któregoś z nich. Harry odwrócił wzrok, wzdychając ciężko.
- Moon celował w ciebie.- odpowiedział, gładząc delikatnie ramię starszego.- Zayn był najbliżej nas, jak tylko zobaczył, co usiłował zrobić, to rzucił się w naszą stronę, aby osłonić cię swoim ciałem i...
Louis przez chwilę zamarł. Zakręciło mu się w głowie, zrobiło słabo, czuł się, jakby stado sów latało wokół jego głowy, a pięć kafli uderzyło go raz za razem. Mógł wymiotować ślimakami, czy smoczym łajnem, bo wszystko, co w życiu zjadł, nagle zebrało mu się w gardle. Powstrzymywał się od wybuchnięcia płaczem, bo jeśli by zaczął, nie skończyłby pewnie przez miesiąc. Od razu pomyślał o biednej Perrie, dla której Zayn był całym światem. Planowała z nim całą swoją przyszłość, a on był dla niej nie tylko chłopakiem, a również najlepszym przyjacielem, któremu mogła ufać oraz starszym bratem, który o nią dbał i którego nigdy nie miała, bo jako jedynaczka, zawsze była w pustym domu z rodzicami albo i bez nich. Nie wiedział, jak mógłby teraz spojrzeć jej w oczy, bo to za niego Malik się poświęcił. Kilka miesięcy temu wściekała się na niego za to, że nie potrafił go złapać, gdy spadał z miotły. To jak będzie na niego zła, gdy dowie się, że Zayn oddał życie, aby Louis mógł je dalej prowadzić? Gula w gardle rosła mu z każda chwilą, gdy w głowie miał obraz płaczącej Krukonki. Nie zasługiwała, aby tak cierpieć.
- Lou, daj mi skończyć.- odezwał się Hazz, widząc reakcje przyjaciela. Ten zamrugał kilka razy, nie wiedząc, o co mu chodziło.- Pamiętasz trzy sposoby, aby obronić się przed tym zaklęciem? Jeden to horkruks, drugi to Priori Incantatem, czyli połączenie się dwóch bliźniaczych różdżek, a trzeci to miłość. Do tej pory myślałem, że trzeba poświęcić własne życie, tak jak to zrobiła Lily Potter dla Harry'ego, jednak widocznie znalazł się kolejny sposób, czyli ten symbol miłości. Zayn rzucił się przed ciebie, jednak jego nieśmiertelnik odbił zaklęcie. Rozbłysnęło się ono w powietrzu, nikomu nie robiąc krzywdy. Co prawda pamiątka po Perrie trochę się zniszczyła, a on był osłabiony, jednak nic takiego mu się nie stało. Nawet jego śliczna buźka nie ucierpiała. Dzisiaj popołudniu spotkamy się wszyscy razem w naszej lodziarni, jak tylko wyjdziesz ze szpitala, zobaczysz go na własne oczy, więc nie masz co się martwić. Przychodził tutaj często i też się tobą opiekował. Nazwał się draniem, który wystraszył nas na śmierć.- zaśmiał się loczek.
Uczucie, jakie w tamtym momencie towarzyszyło Louisowi, było nie do opisania. Ulga? Za mało. Radość? Zbyt błahe. Mógłby skakać z radości, robić piruety na miotle, całować każdego, kogo spotkałby na ulicy, bo nikomu się nic nie stało. Jego przyjaciele byli cali. Nikt nie umarł. Louis wziąl głęboki oddech, po czym wplótł dłonie we włosy Harry'ego, przyciągając go gwałtownie do siebie oraz zaczął go namiętnie całować. Nie chciał tracić więcej czasu, aby z nim być. Nie chciał zwlekać. Skoro już wyznali sobie swoje uczucia to najwyższa pora, żeby byli razem. Skoro wszystko, co dotyczyło szkoły, skończyło się szczęśliwie, to czemu oni nie mogli być teraz szczęśliwi?
- Loueh.- zachichotał Harry, odrywając się od niego po jakimś czasie. Zakrył swoje usta dłonią na śmiech, który wydobył się z jego ust, rumieniąc się przy tym wściekle.- Co ty ze mną robisz?
- Chyba czas na związek z kimś, kogo naprawdę kochasz, pamiętasz?- przypomniał mu jego własne słowa sprzed kilku miesięcy, na co Hazz tylko pokręcił głową, przytulając go. Wciągnął coś z kieszeni swojej kurtki, a na ustach Louisa zagościł szeroki uśmiech.
- To chyba twoje, prawda?- zapytał. Lou zabrał od niego swój medalik, który miał już naprawiony łańcuszek. Pamiętał, jak miesiąc wcześniej zerwał go tak, że nie mógłby go z powrotem zawiesić na szyi. Harry od razu mu go założył, jednak tym razem się on nie zapalił. Chłopcy się ucieszyli z tego powodu. Był on teraz zwykłym symbolem ich miłości.- Kocham cię.
- Ja ciebie też, Harreh.
○
Po południu Louis z Harrym byli już na Pokątnej, przeciskając się między uczniami, którzy kupowali sobie podręczniki, szaty lub kociołki do szkoły. Uśmiechali się do siebie, wiedząc, że ten etap w ich życiu się skończył. W kieszeniach trzymali swoje zamknięte listy z wynikami egzaminów, które przyszły godzinę wcześniej. Wszyscy mieli je otworzyć razem tak jak prawdziwy przyjaciele. Lou cieszył się zdobyciem Pucharu Domów przez Slytherin. Dowiedział się, że z trzeciego miejsca wysunęli się na pierwsze, dzięki całej tej sytuacji z Moonem. Chłopak zdobył sto punktów dla swojego domu, pozostali przyjaciele po siedemdziesiąt, a ich dziewczyny po pięćdziesiąt. Chłopak uśmiechał się, widząc Zayna. Od razu do niego podbiegł, przytulając się do niego, a zostawiając Harry'ego w tyle.
- Mogłeś zginąć, draniu.- powiedział, prawie go dusząc. Malik poklepał go po plecach, uśmiechając się lekko. Jednak po chwili go odepchnął, zmieniając radosny wyraz twarzy na groźną minę.
- A ty to niby nie, idąc samemu do lasu?! Co ci odbiło, Tommo?! Wiesz, że gdybym tego nie zrobił, pielęgnowalibyśmy grządki na twoim grobie?!- dodał, ale gdy przyszedł Harry, uspokoił się. Styles usiadł z brzegu, a Louis między nim, a Malikiem. Na przeciwko siebie miał Nialla siedzącego pomiędzy Edem, a Liamem.
- Jesteśmy razem.- powiedzieli równo Louis z Harrym, łapiąc się za ręce. Ich przyjaciele zaczęli im bić brawa, mówiąc "nareszcie" albo "ile można czekać". Nowa para zaczęła się śmiać, zamawiając dla siebie lody, których jako jedyni nie mieli.- Otwieramy listy?- zapytali razem, a reszta pokiwała głową. Liam był najbardziej podekscytowany. Tommo oparł swoją głowę o ramię swojego chłopaka, otwierając wyniki. Przez chwilę się bał, jednak patrząc na kartkę, uśmiechnął się szeroko.
- Cztery wybitne i jeden powyżej oczekiwań.- opowiedział równo z Harrym, a wszyscy zaczęli się śmiać. Bardziej równi nie mogli być.- P z transmutacji, a W z eliksirów, zielarstwa, OPCM oraz zaklęć.- dodał Louis, patrząc w zielone oczy Harry'ego, na co ten się uśmiechnął.
- P z zielarstwa, W z eliksirów, OPCM, zaklęć oraz opieki nad magicznymi stworzeniami. A wy?- zapytał, patrząc na swoich przyjaciół. Oni zaczęli mówić swoje wyniki, opowiadając też o tym, co zdobyły ich dziewczyny. Przez najbliższe kilkanaście minut rozmawiali tylko o tym, aż w końcu Louis w oddali zobaczył pewną postać, na którą czekał.
- Dostawcie jedno krzesło.- powiedział Tommo, zadziwiając swoich przyjaciół.- Wiem, że to nasza rocznica przyjaźni, ale nie miałem czasu wam kupić prezentów. Dzisiaj jeszcze skontaktowałem się z Doofem, który pomógł mi załatwić to spotkanie.- dodał, wstając. Podszedł do mężczyzny z czarnymi włosami, wystawiając dłoń w jego stronę. Uśmiechał się szeroko, ciesząc się, że jednak spotkali.
- Louis Tomlinson?- zapytał, na co chłopak pokiwał prowadząc go do ich stolika. Przyglądał mu się uważnie. Czarne włosy, zielone oczy oraz okrągłe okulary. Oraz ta słynna blizna w kształcie błyskawicy na czole.
- O cholera.- powiedzieli Liam z Edem. Liam podrapał się po karku, próbując skleić jakieś powitanie, a Zayn uśmiechał się głupkowato. Harry oczywiście zamarł, patrząc na niego oraz bojąc się powiedzieć cokolwiek.
- Cześć, ty musisz być moim imiennikiem. Jestem Harry. Harry Potter. Twój przyjaciel poprosił mnie, abym się z tobą spotkał, bo podobno jesteś moim ogromnym fanem.- uśmiechnął się mężczyzna do Stylesa, siadając obok niego, na co ten tylko pisnął jak dziewczyna. Wszyscy zaczęli się śmiać z niego tak, że w końcu oprzytomniał.
- Huh... chyba... no ten... No, proszę pana. Znaczy, tak. Jestem.- wysłowił się w końcu. Louis usiadł obok niego, łapiąc go za rękę. Wiedział, że stresował się tym spotkaniem, ale też był bardzo z niego zadowolony.
Louis słuchał głosu Harry'ego, który wypytywał się o wiele szczegółów z życia swojego idola. Mógł to tak słuchać godzinami, dokładnie tak jak siedem lat temu, gdy siedzieli przy jednym z tych stolików, nowo poznany Irlandczyk wypytywał się go o to, co dowiedział się na temat Pottera oraz jego przyjaciół. Tommo bawił się jednym z loczków swojego chłopaka, myśląc nad tym, co przyniesie jutro. Właśnie zamykali jakiś dział w swoim życiu. Musieli skończyć być nieodpowiedzialnymi dzieciakami, a zacząć być dorosłymi ludźmi. Teraz nie będą grupą przyjaciół. Lou obejrzał się po swoich przyjaciołach. Każdy z nich będzie miał swoją dziewczynę, będą mieli swoje prace, niektórzy z nich będą dalej się kształcić, tak jak on i Harry, aby zdobić wyższy zawód. Niektórzy będą ze sobą bliżej, tak jak Niall z Edem, czy Jade z Danielle, które chciały razem otworzyć sklep, a inni będą widzieć się rzadziej. Teraz zamiast szóstką przyjaciół, którzy mają swoje dziewczyny (lub ich nie mieli), będą pięcioma parami, spotykającymi się od czasu do czasu, aby opowiedzieć co u nich słychać. Jednak to, co przeżyli przez te lata, połączyło ich na tyle mocno, że nigdy o sobie nie zapomną. Nawet żadne zaklęcie, czy eliksir nie potrafiłby wymazać z pamięci Louisa tego, co oni dla niego zrobili.
Doskonale pamiętał to, jak poznawał każdego z nich. Pamiętał to, jak przez lata zakochiwał się z Harrym. Jak uczył Nialla latać na miotle na dworze Malików. Jak pocieszał Liama po nocach, gdy coś mu nie wychodziło. Gdy wykradł z Edem Mapę Huncwotów i od razu mu ją przekazał, aby ją spożytkował. Wszystko, co budowało ich przyjaźń, każde drobne zdarzenie, było dla niego ważne. Będą dla niego cholernie ważni już na zawsze, nawet jak będą mieli własne rodziny, myśląc tylko o nich, jakby byli za zasłoną miłości, W sumie Lou też za nią był, odkąd miał Harry'ego i cieszył się. Kochał go i to się liczyło. A teraz wszystko się układało, mogli być szczęśliwi. Miłość ich uratowała, więc nie dziwił się, że jest dla nich najważniejsza.
- Kocham cię, Harreh.- szepnął do ucha swojego chłopaka, na co ten się tylko wzdrygnął. Styles odwrócił się, marszcząc brwi.
- Ja ciebie też, ale nie przerywaj. Ja tutaj słucham!- powiedział, patrząc w stronę mężczyzny, który właśnie był w trakcie opowiadania o Turnieju Trójmagicznym. Lou tylko pokręcił głową, śmiejąc się ze słów swojego chłopaka. Cały Harry!
KONIEC
***
a/n.: No cóż, nie spodziewałam się, że to tak skończę. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, jak dokładnie będzie wyglądał epilog, jednak jestem z niego zadowolona. Ogólnie jestem zadowolona z tego ff. Na początku było za mało Larry'ego, jednak do ostatniego momentu z tym czekałam, bo nie miałoby to sensu, gdyby oni zeszli się wcześniej.
Dziękuję każdej osobie, która czytała to ff! Jesteście niesamowici. Nie promowałam go tak, jak moich poprzednich ff ("Rules" oraz drugiej części "Shelter", na które oczywiście zapraszam, bo od kwietnia ruszam z trzecią częścią), a i tak statystki były spore. Może mogłyby być większe, ale nie jest źle! Sześć tysięcy odsłon, 413 gwiazdek na wattpadzie, 101 komentarzy, a do tego pewnie statystki pójdą w górę po epilogu.
Jestem cholernie dumna z was, bo wytrwaliście ze mną oraz moimi humorkami podczas pisania, wiedziałam, że denerwowaliście się na mnie, gdy coś szło ciągle nie tak jak trzeba, gdy Larry znowu się nie schodził, albo jak się kłócili, ale daliście radę! Brawo dla was! +100 dla cierpliwości każdemu z osobna, bo to jednak trudno, haha.
Dobra, nie będę przynudzała x Zapraszam na mój profil na wattpadzie i konto na bloggerze. Niedługo pojawi się one shot "Ten months" o Larrym i małym chłopcu, który skradł ich serce.
Wasza Lucy, po raz ostatni na tym blogu x
- Który dzisiaj mamy?- zapytał, bojąc się, że ominął rocznicę ze swoimi przyjaciółmi. To miała być ich siódma. Liczyli je, odkąd poznali Nialla na Pokątnej i zostali grupą przyjaciół. Nie chciał stracić chociaż tego dnia, skoro ominęło go już ich tyle. Miesiąc, powtarzał sobie w głowie, miesiąc.
- Dwudziesty pierwszy lipca.- odpowiedział Lucas, a z serca Lou spadł ogromny kamień, wiedząc, że spędzi rocznice z przyjaciółmi. To było dopiero jutro, więc mógł się z nimi spotkać. Chociaż nie wiedział, jaka niemiła niespodzianka go jeszcze czekała.
○
Tego dnia jak Lou się wybudził, nie pozwolili wchodzić nikomu do niego wchodzić, oprócz osobom z rodziny. Louis spędził miło czas z braćmi i ojcem, rozmawiali oraz śmiali się, chociaż chłopak miał głupie przeczucie, że stało się coś złego, o czym on nie wiedział. Kiedy on był nieprzytomny, jego przyjaciele go odwiedzali, jednak teraz musieli czekać, aż chłopak wyjdzie ze Szpitala Świętego Munga, żeby się z nim spotkać.
Kolejnego dnia Louis czytał "Proroka Codziennego" sprzed kilku tygodni, gdzie opisywali złapanie Camerona Moona. Uśmiechał się, gdy była wzmianka o nim oraz jego przyjaciołach. Dzisiaj mógł wyjść do domu, co go bardzo cieszyło. W pewnym momencie usłyszał pukanie do drzwi, a po na jego twarzy zagościł wielki uśmiech, gdy zobaczył, kto go odwiedził.
- Loueh.
- Harreh.- powiedział, gdy chłopak usiadł obok niego na łóżku. Styles przytulił starszego przyjaciela i zaczął natychmiast płakać. W oczach Tomlinsona również zagościły łzy, jednak ten skutecznie je powstrzymywał. Nie wiedział, jak udało się Harry'emu wejść do środka, skoro mogła go odwiedzać rodzina, ale nie interesowało go to. Ważne, że tutaj był.
- Lou, tak bardzo się martwiłem.- łkał, wzmacniając uścisk wokół szyi chłopaka.- Myślałem, że się spóźniliśmy. Myślałem, że on cię zabije. A potem... tutaj w tym szpitalu. Ty byłeś jak jakiś trup. Niby się budziłeś, niby siedziałeś, miałeś otwarte oczy, a jednak nie było z tobą żadnego kontaktu.- mówił tak szybko, że Louis ledwo co go rozumiał. Tommo wziął głęboki oddech.- Myślałem, że już cię straciłem.
- Nigdy mnie nie stracisz, Harry.- powiedział poważnie, odsuwając się od Stylesa, nadal trzymając do za ramiona. Pocałował delikatnie jego usta, opierając swoje czoło o to jego. Spojrzał w jego zielone oczy, które były przekrwione od łez.
- Bałem się, tak jak nigdy w życiu. Przysięgam, napędziłeś mi takiego stracha, że jeśli to byłoby możliwe, to powinni mnie wykopać z Gryffindoru.- zaśmiał się. Lou otarł jego łzy z policzków i znowu pocałował jego usta, ciesząc się, że znowu ma go obok. Jednak nadal coś się nie zgadzało.
- Co się stało z Moonem? W "Proroku" nie chcieli zbyt szczegółowo tego opisywać.- zapytał Louis, wskazując na gazetę oraz przyglądając się Harry'emu. Młodszy pochylił głowę w lewą stronę, jakby ważnie się zastanawiając nad swoimi słowami. Po chwili szeroko się uśmiechnął, zanim odpowiedział:
- Ta, bo Doof im tego zabronił.- odpowiedział. Oblizał wargi, nadal głupio się uśmiechając.- Dyrektor zjawił się niedługo potem, aby nas wszystkich stamtąd zabrać. Gdy tylko spojrzał się na Camerona, eee... przypomniał sobie o dawnym uczuciu.- chłopak odchrząknął, rumieniąc się delikatnie.- Odnaleźli swoją miłość, Louis. Moon oczywiście będzie musiał zapłacić za to, co zrobił, ale od września Doof chce, aby przyszedł do Hogwartu, aby tak w czymś pomagać, chociaż nie wiem, co będzie tam robił. Będą wtedy mogli być blisko siebie, żeby nadrobić te wszystkie lata, które stracili. Są znów razem. Ty znalazłeś się tutaj, a Cameron... cóż, tylko nasz dyrektor wie, co dokładnie robi. Zapewne będzie chciał z tobą porozmawiać, Lou.- wytłumaczył mu młodszy, na co Louis pokiwał głową. Próbował sobie przypomnieć, jak najwięcej szczegółów z tamtego dnia, aby wypytać go o wszystko. Ciarki przeszły go po ciele, gdy wróciła do niego myśl z Zakazanego Lasu. Jak cierpiał, jak tracił kontrolę nad swoim ciałem, jak pierścień zaczął świecić, aż w końcu przypomniał sobie o najważniejszej rzeczy.
- Harreh... czekaj, jest jeszcze coś. Jak traciłem przytomność, pamiętam, że Moon wypowiedział jeszcze jedno zaklęcie.- powiedział w końcu bardzo powoli, marszcząc brwi. Bał się, że jak to powie swoje myśli na głos, to gorzka prawda spadnie na jego ramiona, a on nie był na to gotowy. Nie chciał o tym słyszeć, wolał żyć w nieświadomości, jeśli jego przypuszczenia miały okazać się prawdą.- To była avada, dobrze to pamiętam. Tylko... W kogo on celował? Albo w kogo trafił?- zapytał, bojąc się odpowiedzi. Było ich tam tylko sześciu, a skoro on żył, Harry też, to pozostawała czwórka jego przyjaciół. Każdego z nich mogło ono trafić, a Lou bał się stracić któregoś z nich. Harry odwrócił wzrok, wzdychając ciężko.
- Moon celował w ciebie.- odpowiedział, gładząc delikatnie ramię starszego.- Zayn był najbliżej nas, jak tylko zobaczył, co usiłował zrobić, to rzucił się w naszą stronę, aby osłonić cię swoim ciałem i...
Louis przez chwilę zamarł. Zakręciło mu się w głowie, zrobiło słabo, czuł się, jakby stado sów latało wokół jego głowy, a pięć kafli uderzyło go raz za razem. Mógł wymiotować ślimakami, czy smoczym łajnem, bo wszystko, co w życiu zjadł, nagle zebrało mu się w gardle. Powstrzymywał się od wybuchnięcia płaczem, bo jeśli by zaczął, nie skończyłby pewnie przez miesiąc. Od razu pomyślał o biednej Perrie, dla której Zayn był całym światem. Planowała z nim całą swoją przyszłość, a on był dla niej nie tylko chłopakiem, a również najlepszym przyjacielem, któremu mogła ufać oraz starszym bratem, który o nią dbał i którego nigdy nie miała, bo jako jedynaczka, zawsze była w pustym domu z rodzicami albo i bez nich. Nie wiedział, jak mógłby teraz spojrzeć jej w oczy, bo to za niego Malik się poświęcił. Kilka miesięcy temu wściekała się na niego za to, że nie potrafił go złapać, gdy spadał z miotły. To jak będzie na niego zła, gdy dowie się, że Zayn oddał życie, aby Louis mógł je dalej prowadzić? Gula w gardle rosła mu z każda chwilą, gdy w głowie miał obraz płaczącej Krukonki. Nie zasługiwała, aby tak cierpieć.
- Lou, daj mi skończyć.- odezwał się Hazz, widząc reakcje przyjaciela. Ten zamrugał kilka razy, nie wiedząc, o co mu chodziło.- Pamiętasz trzy sposoby, aby obronić się przed tym zaklęciem? Jeden to horkruks, drugi to Priori Incantatem, czyli połączenie się dwóch bliźniaczych różdżek, a trzeci to miłość. Do tej pory myślałem, że trzeba poświęcić własne życie, tak jak to zrobiła Lily Potter dla Harry'ego, jednak widocznie znalazł się kolejny sposób, czyli ten symbol miłości. Zayn rzucił się przed ciebie, jednak jego nieśmiertelnik odbił zaklęcie. Rozbłysnęło się ono w powietrzu, nikomu nie robiąc krzywdy. Co prawda pamiątka po Perrie trochę się zniszczyła, a on był osłabiony, jednak nic takiego mu się nie stało. Nawet jego śliczna buźka nie ucierpiała. Dzisiaj popołudniu spotkamy się wszyscy razem w naszej lodziarni, jak tylko wyjdziesz ze szpitala, zobaczysz go na własne oczy, więc nie masz co się martwić. Przychodził tutaj często i też się tobą opiekował. Nazwał się draniem, który wystraszył nas na śmierć.- zaśmiał się loczek.
Uczucie, jakie w tamtym momencie towarzyszyło Louisowi, było nie do opisania. Ulga? Za mało. Radość? Zbyt błahe. Mógłby skakać z radości, robić piruety na miotle, całować każdego, kogo spotkałby na ulicy, bo nikomu się nic nie stało. Jego przyjaciele byli cali. Nikt nie umarł. Louis wziąl głęboki oddech, po czym wplótł dłonie we włosy Harry'ego, przyciągając go gwałtownie do siebie oraz zaczął go namiętnie całować. Nie chciał tracić więcej czasu, aby z nim być. Nie chciał zwlekać. Skoro już wyznali sobie swoje uczucia to najwyższa pora, żeby byli razem. Skoro wszystko, co dotyczyło szkoły, skończyło się szczęśliwie, to czemu oni nie mogli być teraz szczęśliwi?
- Loueh.- zachichotał Harry, odrywając się od niego po jakimś czasie. Zakrył swoje usta dłonią na śmiech, który wydobył się z jego ust, rumieniąc się przy tym wściekle.- Co ty ze mną robisz?
- Chyba czas na związek z kimś, kogo naprawdę kochasz, pamiętasz?- przypomniał mu jego własne słowa sprzed kilku miesięcy, na co Hazz tylko pokręcił głową, przytulając go. Wciągnął coś z kieszeni swojej kurtki, a na ustach Louisa zagościł szeroki uśmiech.
- To chyba twoje, prawda?- zapytał. Lou zabrał od niego swój medalik, który miał już naprawiony łańcuszek. Pamiętał, jak miesiąc wcześniej zerwał go tak, że nie mógłby go z powrotem zawiesić na szyi. Harry od razu mu go założył, jednak tym razem się on nie zapalił. Chłopcy się ucieszyli z tego powodu. Był on teraz zwykłym symbolem ich miłości.- Kocham cię.
- Ja ciebie też, Harreh.
○
Po południu Louis z Harrym byli już na Pokątnej, przeciskając się między uczniami, którzy kupowali sobie podręczniki, szaty lub kociołki do szkoły. Uśmiechali się do siebie, wiedząc, że ten etap w ich życiu się skończył. W kieszeniach trzymali swoje zamknięte listy z wynikami egzaminów, które przyszły godzinę wcześniej. Wszyscy mieli je otworzyć razem tak jak prawdziwy przyjaciele. Lou cieszył się zdobyciem Pucharu Domów przez Slytherin. Dowiedział się, że z trzeciego miejsca wysunęli się na pierwsze, dzięki całej tej sytuacji z Moonem. Chłopak zdobył sto punktów dla swojego domu, pozostali przyjaciele po siedemdziesiąt, a ich dziewczyny po pięćdziesiąt. Chłopak uśmiechał się, widząc Zayna. Od razu do niego podbiegł, przytulając się do niego, a zostawiając Harry'ego w tyle.
- Mogłeś zginąć, draniu.- powiedział, prawie go dusząc. Malik poklepał go po plecach, uśmiechając się lekko. Jednak po chwili go odepchnął, zmieniając radosny wyraz twarzy na groźną minę.
- A ty to niby nie, idąc samemu do lasu?! Co ci odbiło, Tommo?! Wiesz, że gdybym tego nie zrobił, pielęgnowalibyśmy grządki na twoim grobie?!- dodał, ale gdy przyszedł Harry, uspokoił się. Styles usiadł z brzegu, a Louis między nim, a Malikiem. Na przeciwko siebie miał Nialla siedzącego pomiędzy Edem, a Liamem.
- Jesteśmy razem.- powiedzieli równo Louis z Harrym, łapiąc się za ręce. Ich przyjaciele zaczęli im bić brawa, mówiąc "nareszcie" albo "ile można czekać". Nowa para zaczęła się śmiać, zamawiając dla siebie lody, których jako jedyni nie mieli.- Otwieramy listy?- zapytali razem, a reszta pokiwała głową. Liam był najbardziej podekscytowany. Tommo oparł swoją głowę o ramię swojego chłopaka, otwierając wyniki. Przez chwilę się bał, jednak patrząc na kartkę, uśmiechnął się szeroko.
- Cztery wybitne i jeden powyżej oczekiwań.- opowiedział równo z Harrym, a wszyscy zaczęli się śmiać. Bardziej równi nie mogli być.- P z transmutacji, a W z eliksirów, zielarstwa, OPCM oraz zaklęć.- dodał Louis, patrząc w zielone oczy Harry'ego, na co ten się uśmiechnął.
- P z zielarstwa, W z eliksirów, OPCM, zaklęć oraz opieki nad magicznymi stworzeniami. A wy?- zapytał, patrząc na swoich przyjaciół. Oni zaczęli mówić swoje wyniki, opowiadając też o tym, co zdobyły ich dziewczyny. Przez najbliższe kilkanaście minut rozmawiali tylko o tym, aż w końcu Louis w oddali zobaczył pewną postać, na którą czekał.
- Dostawcie jedno krzesło.- powiedział Tommo, zadziwiając swoich przyjaciół.- Wiem, że to nasza rocznica przyjaźni, ale nie miałem czasu wam kupić prezentów. Dzisiaj jeszcze skontaktowałem się z Doofem, który pomógł mi załatwić to spotkanie.- dodał, wstając. Podszedł do mężczyzny z czarnymi włosami, wystawiając dłoń w jego stronę. Uśmiechał się szeroko, ciesząc się, że jednak spotkali.
- Louis Tomlinson?- zapytał, na co chłopak pokiwał prowadząc go do ich stolika. Przyglądał mu się uważnie. Czarne włosy, zielone oczy oraz okrągłe okulary. Oraz ta słynna blizna w kształcie błyskawicy na czole.
- O cholera.- powiedzieli Liam z Edem. Liam podrapał się po karku, próbując skleić jakieś powitanie, a Zayn uśmiechał się głupkowato. Harry oczywiście zamarł, patrząc na niego oraz bojąc się powiedzieć cokolwiek.
- Cześć, ty musisz być moim imiennikiem. Jestem Harry. Harry Potter. Twój przyjaciel poprosił mnie, abym się z tobą spotkał, bo podobno jesteś moim ogromnym fanem.- uśmiechnął się mężczyzna do Stylesa, siadając obok niego, na co ten tylko pisnął jak dziewczyna. Wszyscy zaczęli się śmiać z niego tak, że w końcu oprzytomniał.
- Huh... chyba... no ten... No, proszę pana. Znaczy, tak. Jestem.- wysłowił się w końcu. Louis usiadł obok niego, łapiąc go za rękę. Wiedział, że stresował się tym spotkaniem, ale też był bardzo z niego zadowolony.
Louis słuchał głosu Harry'ego, który wypytywał się o wiele szczegółów z życia swojego idola. Mógł to tak słuchać godzinami, dokładnie tak jak siedem lat temu, gdy siedzieli przy jednym z tych stolików, nowo poznany Irlandczyk wypytywał się go o to, co dowiedział się na temat Pottera oraz jego przyjaciół. Tommo bawił się jednym z loczków swojego chłopaka, myśląc nad tym, co przyniesie jutro. Właśnie zamykali jakiś dział w swoim życiu. Musieli skończyć być nieodpowiedzialnymi dzieciakami, a zacząć być dorosłymi ludźmi. Teraz nie będą grupą przyjaciół. Lou obejrzał się po swoich przyjaciołach. Każdy z nich będzie miał swoją dziewczynę, będą mieli swoje prace, niektórzy z nich będą dalej się kształcić, tak jak on i Harry, aby zdobić wyższy zawód. Niektórzy będą ze sobą bliżej, tak jak Niall z Edem, czy Jade z Danielle, które chciały razem otworzyć sklep, a inni będą widzieć się rzadziej. Teraz zamiast szóstką przyjaciół, którzy mają swoje dziewczyny (lub ich nie mieli), będą pięcioma parami, spotykającymi się od czasu do czasu, aby opowiedzieć co u nich słychać. Jednak to, co przeżyli przez te lata, połączyło ich na tyle mocno, że nigdy o sobie nie zapomną. Nawet żadne zaklęcie, czy eliksir nie potrafiłby wymazać z pamięci Louisa tego, co oni dla niego zrobili.
Doskonale pamiętał to, jak poznawał każdego z nich. Pamiętał to, jak przez lata zakochiwał się z Harrym. Jak uczył Nialla latać na miotle na dworze Malików. Jak pocieszał Liama po nocach, gdy coś mu nie wychodziło. Gdy wykradł z Edem Mapę Huncwotów i od razu mu ją przekazał, aby ją spożytkował. Wszystko, co budowało ich przyjaźń, każde drobne zdarzenie, było dla niego ważne. Będą dla niego cholernie ważni już na zawsze, nawet jak będą mieli własne rodziny, myśląc tylko o nich, jakby byli za zasłoną miłości, W sumie Lou też za nią był, odkąd miał Harry'ego i cieszył się. Kochał go i to się liczyło. A teraz wszystko się układało, mogli być szczęśliwi. Miłość ich uratowała, więc nie dziwił się, że jest dla nich najważniejsza.
- Kocham cię, Harreh.- szepnął do ucha swojego chłopaka, na co ten się tylko wzdrygnął. Styles odwrócił się, marszcząc brwi.
- Ja ciebie też, ale nie przerywaj. Ja tutaj słucham!- powiedział, patrząc w stronę mężczyzny, który właśnie był w trakcie opowiadania o Turnieju Trójmagicznym. Lou tylko pokręcił głową, śmiejąc się ze słów swojego chłopaka. Cały Harry!
KONIEC
***
a/n.: No cóż, nie spodziewałam się, że to tak skończę. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, jak dokładnie będzie wyglądał epilog, jednak jestem z niego zadowolona. Ogólnie jestem zadowolona z tego ff. Na początku było za mało Larry'ego, jednak do ostatniego momentu z tym czekałam, bo nie miałoby to sensu, gdyby oni zeszli się wcześniej.
Dziękuję każdej osobie, która czytała to ff! Jesteście niesamowici. Nie promowałam go tak, jak moich poprzednich ff ("Rules" oraz drugiej części "Shelter", na które oczywiście zapraszam, bo od kwietnia ruszam z trzecią częścią), a i tak statystki były spore. Może mogłyby być większe, ale nie jest źle! Sześć tysięcy odsłon, 413 gwiazdek na wattpadzie, 101 komentarzy, a do tego pewnie statystki pójdą w górę po epilogu.
Jestem cholernie dumna z was, bo wytrwaliście ze mną oraz moimi humorkami podczas pisania, wiedziałam, że denerwowaliście się na mnie, gdy coś szło ciągle nie tak jak trzeba, gdy Larry znowu się nie schodził, albo jak się kłócili, ale daliście radę! Brawo dla was! +100 dla cierpliwości każdemu z osobna, bo to jednak trudno, haha.
Dobra, nie będę przynudzała x Zapraszam na mój profil na wattpadzie i konto na bloggerze. Niedługo pojawi się one shot "Ten months" o Larrym i małym chłopcu, który skradł ich serce.
Wasza Lucy, po raz ostatni na tym blogu x